Czytasz- komentujesz- motywujesz!
Polecam czytać w wersji mobilnej :)
~*~
Wykorzystuję chwilę nieuwagi Justina
na wyswobodzenie się z jego uścisku i powolne podejście do
prawdziwej Mayi. Patrzę na jej przestraszoną twarz bez
jakichkolwiek emocji czy choćby mrugnięcia. Jej twarz jest bardziej
krągła od mojej, a włosy sięgają niemal do połowy talii. Ma
trochę więcej ciała, lecz nadal jest szczupła i wygląda kobieco.
Nawet bardziej kobieco ode mnie.
-Jak to do cholery jest możliwe?-pytam
zszokowanym szeptem, marszcząc przy tym brwi.
Ona wyłącznie wzrusza ramionami, a z
jej twarzy znika cały strach. W jego miejsce wstępuje delikatne
uniesienie kącików warg oraz radosny błysk w oku. Nim zdążam
zareagować, ląduję w jej mocnym uścisku.
-Mam klona!-piszczy radośnie blisko
mojego ucha, na co wykrzywiam wargi w geście bólu. Jeżeli nie
pękły mi bębenki uszne, to będzie cud.
Przytakuję niechętnie na jej słowa,
delikatnie klepiąc jej plecy, aby dać do zrozumienia, że już
wystarczy tych czułości jak na jeden raz. Od razu wiem, że nie
polubię tej dziewczyny. Jak Justin mógł mnie z nią mylić?! Ona
jest zupełnym przeciwieństwem mojego charakteru! Jest otwarta,
pewna siebie, sztucznie słodka oraz nie wykazuje żadnym punktem IQ!
Naprawdę też jestem tak samo irytująca i, za przeproszeniem,
tępa jak ona? No nie wydaje mi się, panie Bieber!
-Justin, tak bardzo tęskniłam!-piszczy
po raz kolejny, podbiegając do zdezorientowanego blondyna, któremu
wiesza się na szyi, całując obydwa policzki, na sam koniec
chowając twarz w zgięciu jego szyi. Chwila, co to jest, co to za
dziwne ukłucie w głębi mojego serca?
Chłopak dopiero po
paru sekundach reaguje na jej gest, mocno obejmując jej talię,
zamykając oczy oraz kładąc podbródek na czubku jej głowy.
Uchylam delikatnie wargi zaskoczona jego gestem i patrzę w ich
kierunku szeroko otwartymi oczami. Wow, ten chłopak naprawdę
szybko zapomina o swoich "dziewczynach"... Nie żebym
miała coś przeciwko. Wręcz przeciwnie, w końcu jest szansa na
ucieczkę od tego psychopaty. Tak, trzeba szukać jakiś plusów
tej sytuacji, prawda?
***
Gdy
poprosiłam Justina o powrót do Irlandii, spodziewałam się, że
powie, że prędzej mnie zabije niż da samotnie wrócić do domu.
Lecz kompletnie nie spodziewałam się tego co naprawdę zrobił...
Miał tupet, aby samodzielnie mnie spakować, kupić bilet na
najbliższy lot i tak po prostu wyprosić mnie z naszego byłego
pokoju hotelowego na rzecz księżniczki Mayi, która zapewne sama
rozkłada mu nogi, aby mógł... Nie rozpędzaj się tak Mad,
powinnaś cieszyć się powrotem!
Nie wiem czy za bardzo jest się czym
cieszyć. Nie utrzymuję kontaktów z rodziną ani Nel już od
dłuższego czasu, przez co boję się jak zareagują na mój nagły
powrót. Będą udawać, że nic się nie stało? A może wyprą się
mnie i każą radzić samej? Na razie o tym nie myślę, a
przynajmniej się staram, ponieważ postanowiłam na parę dni
zatrzymać się jeszcze u współlokatora Justina, Brandona.
Zdziwiłam się, kiedy po otrzymaniu numeru od Biebera, zadzwoniłam
do niego, a on samoistnie to zaproponował. I jak miałam mu
odmówić?
-Mad!-woła, gdy tylko spostrzega mnie
w tłumie turystów, machając energicznie dłonią, nie przestając
się uśmiechać.
Mimowolnie sama uśmiecham się od ucha
do ucha, biegnąc truchtem w jego stronę. Kiedy jestem już tuż
naprzeciw niego, bierze mnie w szczelny uścisk, bujając nami na
boki. Cicho śmieję się na jego gest, mocno obejmując jego kark.
Zamykam oczy, stając na palcach, aby oprzeć podbródek na jego
barku i mimowolnie delektować się zapachem jego zapewne drogich
perfum.
-Tęskniłem-mamrocze z podbródkiem na
moim ramieniu.
-Ja też-przyznaję szeptem, czując
się zaskakująco dobrze i bezpiecznie w jego ramionach.
-Chodź, zapewne jesteś zmęczona po
locie-proponuje, delikatnie klepiąc dół moich pleców, na co z
niechęcią puszczam jego kark, opadając płasko na całą stopę.
***
-Witaj w domu-mówi, gdy otwiera przede
mną drzwi od jego pokoju, w dłoni trzymając moją torbę.
Powoli wkraczam w progi pomieszczenia,
podziwiając jego wygląd. Wygląda bardziej męsko od sypialni
Justina. Przeważają tu ciemne kolory, najwięcej brązu. Ściany
pomalowane są w odcieniu kasztanowego brązu, a panele wykonane są
z ciemnego drewna. Meble wykonane są z tak samo ciemnego drewna co
podłoga, wyłącznie dodatki takie jak zasłony, rolety, pościel są
w jasnych odcieniach. Jest tu nienagannie czysto. To aż zaskakujące,
że mężczyzna może utrzymać aż taki porządek w swoim azylu.
-Zrobiłem Ci trochę miejsca w szafie,
mam nadzieję, że Ci starczy. Tak samo w łazience-informuje,
stawiając moją walizkę tuż przy szafie.
Podchodzę do niego, po raz kolejny
mocno go przytulając, tym razem w podziękowaniu za wszystko co dla
mnie zrobił. Odwzajemnia mój gest w czuły sposób, sprawiając, iż
czuję lekki skurcz w podbrzuszu. Unoszę twarz z jego ramienia, nie
spodziewając się aż takiej bliskości. Nasze nosy dotykają się
czubkami, gdy patrzymy sobie głęboko w oczy. Przenoszę swoje
dłonie na jego lekko szorstkie policzki z rosnącym zarostem,
gładząc opuszkami palców jego skórę. Zamyka oczy, uchylając
wargi, delikatnie przyciągając moje biodra w swoją stronę.
Również zamykam oczy, lecz przykładam swoje wargi do jego
policzka, składając na nim drobny pocałunek.
-Dziękuję-szepczę tuż przy jego
skórze, puszczając z dłoni jego policzki.
Chłopak również puszcza moje biodra,
uśmiechając się lekko zawstydzony. Widzę w jego oczach, iż
liczył na coś więcej, lecz jak na razie nie jestem gotowa mu tego
dać. A on powinien to zrozumieć...
***
Schodzę na drugi dzień po schodach,
ubrana w prowizoryczną piżamę, już od ich początku czując
przyjemny zapach pieczonego ciasta. Jeżeli jest to to o czym myślę,
to chyba będę mogła zagościć tu na dłużej niż sobie
postanowiłam. Gdy przekraczam próg kuchni, zastaję tam już w pół
nagiego Brandona, który stoi tyłem do mnie, akurat wyjmując świeżą
porcję gofrów na talerz z małą górą tych pyszności. Ding
dong, właśnie znalazłeś nową współlokatorkę!
-Dzień dobry-witam
się z nim, wtulając od tyłu w szeroko rozbudowane plecy. Zamykam
oczy, wtulając policzek w jego ciepłą skórę, która pachnie
jakby dopiero wyszedł spod prysznica.
-Przestraszyłaś
mnie!-sapie oburzony, lecz wyczuwam w jego głosie
rozbawienie.-Dobry, dobry, idealnie trafiłaś na jedzenie, już sam
chciałem to zjeść-uderzam delikatnie jego twardy brzuch swoją
małą piąsteczką, przez co zaczyna się cicho śmiać.
-Byłbyś dupkiem,
jakbyś to zrobił-oznajmiam, puszczając go i zgarniając talerz z
goframi, aby postawić go na przygotowanym już stole.
-Często to
słyszę-odpowiada beznamiętnie, wzruszając ramionami, na co
niekontrolowanie zaczynam się śmiać, a on zaraz za mną.
Zasiadamy wspólnie
do stołu, życząc nawzajem smacznego i zabierając do konsumpcji
przepysznego śniadania przygotowanego przez mojego towarzysza. Nie
odzywamy się do siebie przez dłuższy okres czasu, lecz gdy
przełamuje cieszę, chciałabym, aby to nigdy nie nastąpiło, a
na pewno nie w tym momencie...
-Dlaczego właściwie
wróciłaś do kraju? I to jeszcze bez Justina? Uciekłaś
mu?-wypytuje, na co wcześniej zjedzone gofry podchodzą mi do połowy
gardła. Cicho odchrząkuję przed udzieleniem odpowiedzi.
-Nie, nie uciekłam
mu. Sam pozwolił mi to zrobić. Spotkał tam... Znajomą i pozwolił
mi tu wrócić samej, a właściwie to sam mnie wyrzucił z pokoju
hotelowego-przyznaję skrępowana, nie unosząc wzroku znad talerza.
-Co
zrobił?!-krzyczy, nie dowierzając.-Jak on do cholery mógł to
zrobić?! Kogo on tam spotkał?-wypytuje, będąc wyprowadzony z
równowagi.
-Spakował mnie,
kupił bilet na lot i wyrzucił z pokoju-odpowiadam spokojnie na
pierwsze z jego pytań.-Chciał pobyć sam na sam ze swoją dawną
przyjaciółką, jeżeli wiesz co mam na myśli-unoszę wzrok na jego
twarz, na której maluje się grymas obrzydzenia. Chyba doskonale
zrozumiał o co mi chodzi.-Nie wiem kto to był, nie znam tej
dziewczyny-naginam lekko prawdę, lekceważąco przy tym wzruszając
ramionami.
-Co zamierzasz
teraz zrobić?-pyta ostatecznie, na co biorę głęboki oddech,
następnie powoli go wypuszczając.
-Na
sam początek muszę jechać do rodziców dowiedzieć się jednej
rzeczy. A następnie jakoś samo się potoczy...
***
Delikatnie uderzam ułożoną w
piąsteczkę dłonią w drewniane włókno, z którego wykonane są
drzwi wejściowe do mojego rodzinnego domu. Przegryzam dolną wargę,
będąc pełna obaw jak przebiegnie pierwsze spotkanie z rodziną po
takim okresie czasu. Jak zareagują na mój powrót. Czy będą
chcieli w ogóle mnie widzieć. Nim zdążę w ogóle pomyśleć o
ucieczce, drzwi otwierają się przede mną, a w ich progu staje
zmarnowana postura mojej matki, która widząc mnie po drugiej
stronie framugi zaczyna głośno płakać, rzucając się w moje
ramiona. Mocno obejmuję ją swoimi ramionami, zaczynając płakać
razem z nią.
-O mój Boże, Ty wróciłaś, Ty
żyjesz-ledwo co z siebie wyrzuca przez duszący płacz.
-Już jestem-szepczę kojąco wprost do
jej ucha.-I nigdzie się nie wybieram...
***
Po czułym przywitaniu z obojgiem
rodziców, zasiadamy wspólnie do stołu, przy którym niegdyś
jedliśmy rodzinne posiłki. Oczywiście nie udaje mi się
powstrzymać ataku ich pytań, na które odpowiadam zdawkowo. Wmawiam
im, że najzwyczajniej w świecie nie udało nam się z Justinem, że
rozeszliśmy się w zgodzie, gdy wszystko wyszło zupełnie na opak.
Gdy pytania z ich strony ucichają, postanawiam wkroczyć do akcji ze
swoimi.
-Wiecie...-zaczynam, zwracając na
swoją osobę uwagę dwójki rodziców.-Gdy byliśmy w Kanadzie z
Justinem, poszliśmy do jego matki na grilla i byli tam tacy
państwo...-zaczynam tajemniczo, chcąc wzbudzić u nich jeszcze
większe zainteresowanie.-I oni mają córkę, ale to najmniej
istotna rzecz w tej historii. Bardziej chodzi mi o to, że z tą
dziewczyną wyglądamy jak dwie krople wody-zauważam natychmiastowy
napad stresu ze strony matki, która sztywno chwyta na przedramię
ojca, wbijając w nie swoje wypielęgnowane paznokcie.-Nie wiecie nic
na ten temat?
Rodzice wymieniają się jednoznacznym
spojrzeniem. Matka błaga samym wzrokiem ojca, który twardo
potakuje, nie zważając na jej bezgłośne błagania.
-I tak już to się stało-mamrocze pod
nosem, lecz doskonale wyłapuję jego słowa.
-Więc? Odpowie mi ktoś?-pytam
zniecierpliwiona, jak i zaintrygowana ich nerwowym zachowaniem.
-Bo wiesz, córeczko...-zaczyna
spokojnie tata, kładąc swoją dużą, szorstką dłoń na mojej,
patrząc głęboko w moje oczy.
-Kiedyś urodziłam dziecko innej
parze-wyznaje w końcu mama, na co patrzę na nią z szokiem.-Ty
byłaś tylko dodatkiem...
~*~
Kolejny mały zwrot akcji!
#TeamJustin czy #TeamBrandon? ;)
Pamiętaj!
Czytasz- komentujesz- motywujesz!
Bieber mnie wkurwił, więc #TeamBrandon.
OdpowiedzUsuńI tak bez słowa? On ją zgwałcił, bił ją do cholery! Jeszcze ten kutasiarz przyjdzie do mojej Mad, bo okaże się, że Maya to antencyjna szmata, w dodadku niedziewica, na czym zależało Bieberowi... Dodaj w poniedziałek next, bo nie wytrzymam i Mayiś dostanie ode mnie wpierdol.
Przykro mi, ale w poniedziałek będę wygrzewać du*cię na gorącej Krecie, myśląc jakby tutaj napsuć Wam trochę krwi, haha 😁
Usuń