piątek, 15 lipca 2016

17. Dodatek

Czytasz- komentujesz- motywujesz!
Polecam czytać w wersji mobilnej :)
~*~
Wykorzystuję chwilę nieuwagi Justina na wyswobodzenie się z jego uścisku i powolne podejście do prawdziwej Mayi. Patrzę na jej przestraszoną twarz bez jakichkolwiek emocji czy choćby mrugnięcia. Jej twarz jest bardziej krągła od mojej, a włosy sięgają niemal do połowy talii. Ma trochę więcej ciała, lecz nadal jest szczupła i wygląda kobieco. Nawet bardziej kobieco ode mnie.

-Jak to do cholery jest możliwe?-pytam zszokowanym szeptem, marszcząc przy tym brwi.

Ona wyłącznie wzrusza ramionami, a z jej twarzy znika cały strach. W jego miejsce wstępuje delikatne uniesienie kącików warg oraz radosny błysk w oku. Nim zdążam zareagować, ląduję w jej mocnym uścisku.

-Mam klona!-piszczy radośnie blisko mojego ucha, na co wykrzywiam wargi w geście bólu. Jeżeli nie pękły mi bębenki uszne, to będzie cud.

Przytakuję niechętnie na jej słowa, delikatnie klepiąc jej plecy, aby dać do zrozumienia, że już wystarczy tych czułości jak na jeden raz. Od razu wiem, że nie polubię tej dziewczyny. Jak Justin mógł mnie z nią mylić?! Ona jest zupełnym przeciwieństwem mojego charakteru! Jest otwarta, pewna siebie, sztucznie słodka oraz nie wykazuje żadnym punktem IQ! Naprawdę też jestem tak samo irytująca i, za przeproszeniem, tępa jak ona? No nie wydaje mi się, panie Bieber!

-Justin, tak bardzo tęskniłam!-piszczy po raz kolejny, podbiegając do zdezorientowanego blondyna, któremu wiesza się na szyi, całując obydwa policzki, na sam koniec chowając twarz w zgięciu jego szyi. Chwila, co to jest, co to za dziwne ukłucie w głębi mojego serca?

Chłopak dopiero po paru sekundach reaguje na jej gest, mocno obejmując jej talię, zamykając oczy oraz kładąc podbródek na czubku jej głowy. Uchylam delikatnie wargi zaskoczona jego gestem i patrzę w ich kierunku szeroko otwartymi oczami. Wow, ten chłopak naprawdę szybko zapomina o swoich "dziewczynach"... Nie żebym miała coś przeciwko. Wręcz przeciwnie, w końcu jest szansa na ucieczkę od tego psychopaty. Tak, trzeba szukać jakiś plusów tej sytuacji, prawda?

***

Gdy poprosiłam Justina o powrót do Irlandii, spodziewałam się, że powie, że prędzej mnie zabije niż da samotnie wrócić do domu. Lecz kompletnie nie spodziewałam się tego co naprawdę zrobił... Miał tupet, aby samodzielnie mnie spakować, kupić bilet na najbliższy lot i tak po prostu wyprosić mnie z naszego byłego pokoju hotelowego na rzecz księżniczki Mayi, która zapewne sama rozkłada mu nogi, aby mógł... Nie rozpędzaj się tak Mad, powinnaś cieszyć się powrotem!

Nie wiem czy za bardzo jest się czym cieszyć. Nie utrzymuję kontaktów z rodziną ani Nel już od dłuższego czasu, przez co boję się jak zareagują na mój nagły powrót. Będą udawać, że nic się nie stało? A może wyprą się mnie i każą radzić samej? Na razie o tym nie myślę, a przynajmniej się staram, ponieważ postanowiłam na parę dni zatrzymać się jeszcze u współlokatora Justina, Brandona. Zdziwiłam się, kiedy po otrzymaniu numeru od Biebera, zadzwoniłam do niego, a on samoistnie to zaproponował. I jak miałam mu odmówić?

-Mad!-woła, gdy tylko spostrzega mnie w tłumie turystów, machając energicznie dłonią, nie przestając się uśmiechać.

Mimowolnie sama uśmiecham się od ucha do ucha, biegnąc truchtem w jego stronę. Kiedy jestem już tuż naprzeciw niego, bierze mnie w szczelny uścisk, bujając nami na boki. Cicho śmieję się na jego gest, mocno obejmując jego kark. Zamykam oczy, stając na palcach, aby oprzeć podbródek na jego barku i mimowolnie delektować się zapachem jego zapewne drogich perfum.

-Tęskniłem-mamrocze z podbródkiem na moim ramieniu.

-Ja też-przyznaję szeptem, czując się zaskakująco dobrze i bezpiecznie w jego ramionach.

-Chodź, zapewne jesteś zmęczona po locie-proponuje, delikatnie klepiąc dół moich pleców, na co z niechęcią puszczam jego kark, opadając płasko na całą stopę.

***

-Witaj w domu-mówi, gdy otwiera przede mną drzwi od jego pokoju, w dłoni trzymając moją torbę.

Powoli wkraczam w progi pomieszczenia, podziwiając jego wygląd. Wygląda bardziej męsko od sypialni Justina. Przeważają tu ciemne kolory, najwięcej brązu. Ściany pomalowane są w odcieniu kasztanowego brązu, a panele wykonane są z ciemnego drewna. Meble wykonane są z tak samo ciemnego drewna co podłoga, wyłącznie dodatki takie jak zasłony, rolety, pościel są w jasnych odcieniach. Jest tu nienagannie czysto. To aż zaskakujące, że mężczyzna może utrzymać aż taki porządek w swoim azylu.

-Zrobiłem Ci trochę miejsca w szafie, mam nadzieję, że Ci starczy. Tak samo w łazience-informuje, stawiając moją walizkę tuż przy szafie.

Podchodzę do niego, po raz kolejny mocno go przytulając, tym razem w podziękowaniu za wszystko co dla mnie zrobił. Odwzajemnia mój gest w czuły sposób, sprawiając, iż czuję lekki skurcz w podbrzuszu. Unoszę twarz z jego ramienia, nie spodziewając się aż takiej bliskości. Nasze nosy dotykają się czubkami, gdy patrzymy sobie głęboko w oczy. Przenoszę swoje dłonie na jego lekko szorstkie policzki z rosnącym zarostem, gładząc opuszkami palców jego skórę. Zamyka oczy, uchylając wargi, delikatnie przyciągając moje biodra w swoją stronę. Również zamykam oczy, lecz przykładam swoje wargi do jego policzka, składając na nim drobny pocałunek.

-Dziękuję-szepczę tuż przy jego skórze, puszczając z dłoni jego policzki.

Chłopak również puszcza moje biodra, uśmiechając się lekko zawstydzony. Widzę w jego oczach, iż liczył na coś więcej, lecz jak na razie nie jestem gotowa mu tego dać. A on powinien to zrozumieć...

***

Schodzę na drugi dzień po schodach, ubrana w prowizoryczną piżamę, już od ich początku czując przyjemny zapach pieczonego ciasta. Jeżeli jest to to o czym myślę, to chyba będę mogła zagościć tu na dłużej niż sobie postanowiłam. Gdy przekraczam próg kuchni, zastaję tam już w pół nagiego Brandona, który stoi tyłem do mnie, akurat wyjmując świeżą porcję gofrów na talerz z małą górą tych pyszności. Ding dong, właśnie znalazłeś nową współlokatorkę!

-Dzień dobry-witam się z nim, wtulając od tyłu w szeroko rozbudowane plecy. Zamykam oczy, wtulając policzek w jego ciepłą skórę, która pachnie jakby dopiero wyszedł spod prysznica.

-Przestraszyłaś mnie!-sapie oburzony, lecz wyczuwam w jego głosie rozbawienie.-Dobry, dobry, idealnie trafiłaś na jedzenie, już sam chciałem to zjeść-uderzam delikatnie jego twardy brzuch swoją małą piąsteczką, przez co zaczyna się cicho śmiać.

-Byłbyś dupkiem, jakbyś to zrobił-oznajmiam, puszczając go i zgarniając talerz z goframi, aby postawić go na przygotowanym już stole.

-Często to słyszę-odpowiada beznamiętnie, wzruszając ramionami, na co niekontrolowanie zaczynam się śmiać, a on zaraz za mną.

Zasiadamy wspólnie do stołu, życząc nawzajem smacznego i zabierając do konsumpcji przepysznego śniadania przygotowanego przez mojego towarzysza. Nie odzywamy się do siebie przez dłuższy okres czasu, lecz gdy przełamuje cieszę, chciałabym, aby to nigdy nie nastąpiło, a na pewno nie w tym momencie...

-Dlaczego właściwie wróciłaś do kraju? I to jeszcze bez Justina? Uciekłaś mu?-wypytuje, na co wcześniej zjedzone gofry podchodzą mi do połowy gardła. Cicho odchrząkuję przed udzieleniem odpowiedzi.

-Nie, nie uciekłam mu. Sam pozwolił mi to zrobić. Spotkał tam... Znajomą i pozwolił mi tu wrócić samej, a właściwie to sam mnie wyrzucił z pokoju hotelowego-przyznaję skrępowana, nie unosząc wzroku znad talerza.

-Co zrobił?!-krzyczy, nie dowierzając.-Jak on do cholery mógł to zrobić?! Kogo on tam spotkał?-wypytuje, będąc wyprowadzony z równowagi.

-Spakował mnie, kupił bilet na lot i wyrzucił z pokoju-odpowiadam spokojnie na pierwsze z jego pytań.-Chciał pobyć sam na sam ze swoją dawną przyjaciółką, jeżeli wiesz co mam na myśli-unoszę wzrok na jego twarz, na której maluje się grymas obrzydzenia. Chyba doskonale zrozumiał o co mi chodzi.-Nie wiem kto to był, nie znam tej dziewczyny-naginam lekko prawdę, lekceważąco przy tym wzruszając ramionami.

-Co zamierzasz teraz zrobić?-pyta ostatecznie, na co biorę głęboki oddech, następnie powoli go wypuszczając.

-Na sam początek muszę jechać do rodziców dowiedzieć się jednej rzeczy. A następnie jakoś samo się potoczy...

***

Delikatnie uderzam ułożoną w piąsteczkę dłonią w drewniane włókno, z którego wykonane są drzwi wejściowe do mojego rodzinnego domu. Przegryzam dolną wargę, będąc pełna obaw jak przebiegnie pierwsze spotkanie z rodziną po takim okresie czasu. Jak zareagują na mój powrót. Czy będą chcieli w ogóle mnie widzieć. Nim zdążę w ogóle pomyśleć o ucieczce, drzwi otwierają się przede mną, a w ich progu staje zmarnowana postura mojej matki, która widząc mnie po drugiej stronie framugi zaczyna głośno płakać, rzucając się w moje ramiona. Mocno obejmuję ją swoimi ramionami, zaczynając płakać razem z nią.

-O mój Boże, Ty wróciłaś, Ty żyjesz-ledwo co z siebie wyrzuca przez duszący płacz.

-Już jestem-szepczę kojąco wprost do jej ucha.-I nigdzie się nie wybieram...

***

Po czułym przywitaniu z obojgiem rodziców, zasiadamy wspólnie do stołu, przy którym niegdyś jedliśmy rodzinne posiłki. Oczywiście nie udaje mi się powstrzymać ataku ich pytań, na które odpowiadam zdawkowo. Wmawiam im, że najzwyczajniej w świecie nie udało nam się z Justinem, że rozeszliśmy się w zgodzie, gdy wszystko wyszło zupełnie na opak. Gdy pytania z ich strony ucichają, postanawiam wkroczyć do akcji ze swoimi.

-Wiecie...-zaczynam, zwracając na swoją osobę uwagę dwójki rodziców.-Gdy byliśmy w Kanadzie z Justinem, poszliśmy do jego matki na grilla i byli tam tacy państwo...-zaczynam tajemniczo, chcąc wzbudzić u nich jeszcze większe zainteresowanie.-I oni mają córkę, ale to najmniej istotna rzecz w tej historii. Bardziej chodzi mi o to, że z tą dziewczyną wyglądamy jak dwie krople wody-zauważam natychmiastowy napad stresu ze strony matki, która sztywno chwyta na przedramię ojca, wbijając w nie swoje wypielęgnowane paznokcie.-Nie wiecie nic na ten temat?

Rodzice wymieniają się jednoznacznym spojrzeniem. Matka błaga samym wzrokiem ojca, który twardo potakuje, nie zważając na jej bezgłośne błagania.

-I tak już to się stało-mamrocze pod nosem, lecz doskonale wyłapuję jego słowa.

-Więc? Odpowie mi ktoś?-pytam zniecierpliwiona, jak i zaintrygowana ich nerwowym zachowaniem.

-Bo wiesz, córeczko...-zaczyna spokojnie tata, kładąc swoją dużą, szorstką dłoń na mojej, patrząc głęboko w moje oczy.

-Kiedyś urodziłam dziecko innej parze-wyznaje w końcu mama, na co patrzę na nią z szokiem.-Ty byłaś tylko dodatkiem... 
~*~
Kolejny mały zwrot akcji!
#TeamJustin czy #TeamBrandon? ;) 
Pamiętaj!
Czytasz- komentujesz- motywujesz! 

2 komentarze:

  1. Bieber mnie wkurwił, więc #TeamBrandon.
    I tak bez słowa? On ją zgwałcił, bił ją do cholery! Jeszcze ten kutasiarz przyjdzie do mojej Mad, bo okaże się, że Maya to antencyjna szmata, w dodadku niedziewica, na czym zależało Bieberowi... Dodaj w poniedziałek next, bo nie wytrzymam i Mayiś dostanie ode mnie wpierdol.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, ale w poniedziałek będę wygrzewać du*cię na gorącej Krecie, myśląc jakby tutaj napsuć Wam trochę krwi, haha 😁

      Usuń