piątek, 8 lipca 2016

16. Żart?

Czytasz- komentujesz-motywujesz!
~*~ 
Nie zmrużyłam oka przez całą noc, podczas gdy Justin w najlepsze chrapał wprost na moją nagą klatkę piersiową, leżąc na mnie całym swoim ciężarem. Nie miałam jakiejkolwiek drogi ucieczki czy nawet poruszenia się. Leżałam pod nim, kompletnie naga, bez ruchu przez bliżej nieokreślony mi czas. Ani na sekundę nie potrafiłam pozbyć się tych obrzydliwych wspomnień z mojego "pierwszego razu". Tego jak jemu było dobrze, jak mówił te wszystkie obrzydliwe rzeczy, jak jęczał, jak pchał biodrami. Wszystkiego. Wszystkiego co najgorsze.

Na dworze powoli zaczyna się przejaśniać. Słońce powoli wyłania się zza białych, puchatych chmur, które pokryły błękitne niebo. Tykanie zegara było jedynym dźwiękiem w tym pokoju, które zakłócało grobową ciszę. Jak na złość był tuż nad łóżkiem, w miejscu, w którym mój wzrok nie mógł go wyłapać. Czy wszystko w tym miejscu jest przeciwko mnie?

Wstrzymuję oddech, gdy czuję długie rzęsy Justina łaskoczące mój mostek, podczas gdy mruga powoli powiekami. Wypuszcza gorące powietrze przez nos, powodując niechcianą gęsią skórkę na całej powierzchni mojego ciała. Nie wiem czy to ze strachu, czy po prostu taki odruch. Lecz bardziej uchylam się ku pierwszemu.

-Nie śpisz?-pyta zachrypniętym tonem głosu, unosząc swój senny wzrok na moją twarz. Jestem przekonana, że jest cała blada z fioletowymi sińcami pod oczami od niewyspania.

-Nie mogę zasnąć-odpowiadam niepewnym szeptem, patrząc wprost w jego lśniące w naturalnym świetle oczy. Są takie śliczne...

Młody mężczyzna z trudem przekręca się tak, że leży plecami na materacu, tym samym uwalniając mnie od ciężaru swojego ciała. Nim zdążę wykonać jakikolwiek ruch, przyciąga mnie do swojego boku, układając głowę na swojej piersi, a prawą nogę przerzucając przez swoją talię.

-Spróbuj zasnąć, przed nami obiad u mojej matki-proponuje łagodnym szeptem, opuszkami palców jeżdżąc po linii mojego kręgosłupa.

Tak, jakby zaśnięcie z kolosalnym penisem uwierającym w nogę było możliwe...
***

-Och, już jesteście!-woła radośnie Pattie, gdy tylko otwiera nam drzwi z radosnym uśmiechem. Wymuszam w sobie choćby grymas, nie chcąc, aby cokolwiek podejrzewała. Justin jak gdyby nigdy nic obejmuje moją talię, wbijając w nią swoje męskie, długie palce, tak, abym nie mogła mu uciec. Dla osoby z zewnątrz wygląda to na zwykłe objęcie, gdy dla mnie to kolejny cios w serce.

-Już prawie wszystko gotowe, wejdźcie-zaprasza nas do środka, otwierając szerzej drzwi.

Justin przepuszcza mnie w przejściu, choć nadal nie puszcza mojej talii ze swojego zabójczego uścisku. Czuję na sobie zmartwiony wzrok Pattie, lecz staram się grać jak najlepiej przed nią, że wszystko jest w porządku. Na powitanie przychodzi Jaxon razem z Jazzy, czule witając się ze swoim bratem, który udaje potulnego baranka do tulenia przy całej swojej rodzinie. Dzieciaki od razu zaciągają go do pomocy w rozpaleniu grilla, pozostawiając mnie tym samym sam na sam z mamą Biebera.

-Mogłabyś pomóc mi w kuchni?-pyta uprzejmie brunetka, na co potakuję ze smutnym uśmiechem.

Idzie przodem w kierunku kuchni, a ja krok w krok za nią, ze spuszczoną głową, myśląc o wczorajszym wieczorze oraz czy poruszy ten temat. Równie dobrze może uznać to zachowanie jako całkowicie normalne ze strony jej syna, w końcu na pewno bywało z nim gorzej skoro trafił do szpitala psychiatrycznego.

-Madeline? Czy Ty mnie w ogóle słuchasz?-śledzę wzrokiem dłoń Pattie, którą macha mi przed oczami, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że przez cały czas coś do mnie mówiła.

-Przepraszam Pattie, zamyśliłam się-przepraszam ją szczerze, nie potrafiąc już więcej wymusić w sobie udawanej radości.

-Co się dzieje Mad? Odkąd tutaj przyszliście wydajesz się taka... Odległa od rzeczywistości-pyta ze zmartwieniem wymalowanym na jej zmęczonej twarzy.

-Wszystko jest w porządku, nie musisz się mną martwić Pattie-uspokajam ją, po raz pierwszy od wczoraj unosząc szczerze kąciki warg.-W czym mogę Ci pomóc?-zmieniam szybko temat, podciągając rękawy sweterka do łokci.

Kobieta pstryka palcami jakbym przypomniała jej o czymś niezwłocznym, podchodząc do lodówki, z której wyjmuje zamarynowane mięso, marynatę do warzyw, takowe warzywa, miskę z pokrojonymi już pomidorami, śmietanę 12%, ząbek czosnku oraz jogurt naturalny. Otwieram szeroko powieki, gdy odkłada to wszystko na blat, zajmując połowę jego powierzchni. Myślałam, że przyjdziemy na skromny obiad...

-Zaprosiłam również sąsiadów-tłumaczy brunetka, gdy zauważa wyraz mojej twarzy, a właściwie wymalowany na niej strach na myśl, że sami musielibyśmy to zjeść.-Możesz zabrać się za krojenie warzyw na szaszłyki?-prosi pytająco, na co potakuję, biorąc w dłonie miskę z różnymi, kolorowymi warzywami.

Kładę miskę w zlewie, nakierowując natrysk na miskę i puszczam z niego najcieplejszą wodę, aby oczyścić warzywa z niepotrzebnego brudu. Kiedy są wystarczająco czyste, wylewam wodę z miski do zlewu, uważając, aby żadne z warzyw z niej nie wypadło. Kładę miskę na blat, nieopodal przygotowanej już deski oraz ostrego, dużego noża, które musiała położyć tutaj Pattie, gdy ja zajęłam się oczyszczeniem warzyw.

-Jak Ci się układa z Justinem?-pyta niepewnie w pewnym czasie, przez co gwałtowniej ucinam kawałek cukinii.

-Dobrze-odpowiadam wymijająco, starając się powstrzymać drżenie dłoni, które zawsze to robiły, gdy zaczynałam się stresować.

-Mad? Czy u Was na pewno wszystko dobrze się układa? Cała się trzęsiesz...-zauważa zmartwiona mama blondyna.

-Tak, jest wszystko w porządku Pattie-mówię płaczliwie, czując pierwsze łzy spływające w dół moich policzków, jedna za drugą.

-Mad...

W tym samym czasie łzy zamazują moją widoczność i przez przypadek przejeżdżam końcówką noża po koniuszku palca. Upadam wyczerpana na kolana, ciągnąc za sobą deskę z pokrojoną już w plastry cukinią, która aktualnie znajduje się wszędzie. Zaczynam drżeć przez kolejną falę łez, pociągając co chwilę nosem.

-Co tutaj się... Madeline?-kiedy słyszę jego głos nieopodal siebie, przyciągam kolana do klatki piersiowej, obejmując je ramionami, nie przejmując się przy tym, że mogę w ten sposób pobrudzić krwią swoje ubranie.

-Z-zostaw mnie!-wyjąkuję przez łzy, gdy jego duża, ciepła dłoń delikatnie opada na moją łopatkę.

-Chodź, opatrzymy Twojego palca i znajdziemy jakieś ubrania do przebrania-ignoruje moją prośbę, wkładając swoje przedramię w zgięcie moich kolan, drugim obejmując mnie w talii i powoli wstając razem ze mną w ramionach...
***
Posyłam dziękujący uśmiech w stronę Jazzy, siostry Justina, po raz kolejny tego popołudnia, na co ona nieśmiało go odwzajemnia, powracając do pogawędki z resztą rodziny oraz jedzenia smażonego kurczaka.

Młodsza siostra Justina pożyczyła mi swoje szare legginsy oraz czarną bluzę na zamek, ponieważ moje spodnie oraz sweterek były w pojedynczych kroplach krwi. Pomogła mi oczyścić palca za pomocą wody utlenionej oraz zakleiła go małym plasterkiem. Użyczyła mi również płatków kosmetycznych oraz mleczka do demakijażu, abym mogła pozbyć się pozostałości rozmazanego makijażu z twarzy. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie ona...

-Madeline, zjadłaś już?-pyta z drugiego końca stołu mama Justina, przez co wszyscy tu zebrani patrzą w moim kierunku.

-Już się nadjadłam, dziękuję-odpowiadam nieśmiało, unosząc delikatnie kąciki warg w górę, na co blondyn siedzący obok mnie głośno odchrząkuje.

-Zjedz coś albo sam Cię nakarmię-rozkazuje mi szeptem, wprost do ucha, Justin, który oczywiście po akcji w kuchni stał się bardziej zaborczy wobec mnie i nie odstępuje mi nawet na krok. Nawet, gdy przebierałam spodnie w pokoju jego siostry.

Lekko zastraszona sięgam po kolejnego, już delikatnie chłodnego, szaszłyka, zdejmując z niego warzywa wraz z kurczakiem. Odsuwam na bok pierś z kurczaka, biorąc do ust kawałek chrupiącej papryki. Rodzina Bieberów powraca do pasjonującej rozmowy o... Sama nie wiem czym, lecz jeden z jej osobników bezustannie patrzy na to jak spożywam swoje jedzenie. Staram się ignorować natrętny wzrok starszego z braci i skupić całkowicie na jedzeniu, które powoli cofa się z powrotem do mojego przełyku.

-Mamo, nasi goście są już blisko-informuje Jaxon, zapewne zauważając zbliżającą się do ich furtki rodzinę.

Pattie od razu wstaje ze swojego siedzenia, poprawiając swój ubiór oraz włosy i nakłada na usta radosny uśmiech. Nie mija parę sekund jak z przodu domu można usłyszeć otwierającą się bramkę. Jazzy i Jaxon idą w ślady mamy, na co i ja z Justinem jesteśmy zmuszeni zrobić to samo. Po chwili zza rogu domu wychodzi trzyosobowa rodzina z ojcem na czele, który od razu odwzajemnia szeroki uśmiech Pattie. Czuję jak ramię, którym obejmuje mnie Justin znacznie bardziej zaciska się na mojej talii, tym samym przyciągając mnie znacznie bliżej niego.

-Witajcie!-woła do wszystkich, podchodząc do Pattie, na której policzkach pozostawia dwa pocałunki na powitanie.

-Maya, a Ty już tutaj? Byłaś przed chwilą...-urywa, gdy odwraca się za siebie. Moje serce staje, gdy patrzę w tamtym kierunku co on. Nie, to niemożliwe! Błagam, niech ktoś powie, że to zwykły żart! W tamtym miejscu stoi tak samo zaskoczona moją obecnością dziewczyna, która wygląda identycznie jak ja. Różni nas wyłącznie waga oraz długość włosów.

-Nie, to jakiś żart...-szepcze do siebie pod nosem Justin, lecz jako, iż jestem najbliżej niego słyszę go doskonale.-Jest was dwie?!

To samo pytanie zadaję sobie od chwili, gdy ją ujrzałam, Bieber... 
~*~
Oto i on! Obiecałam, że będzie szybciej i mam nadzieję, że słowa dotrzymałam :) 
Mały zwrot akcji, ktoś się takiego spodziewał? ;)
Nie mogę obiecać kiedy pojawi się następny, ale postaram się, aby był on jak najszybciej się da :)
Pamiętajcie o komentarzach, one naprawdę motywują do dalszego pisania! :) 

3 komentarze:

  1. Wiedziałam ze prędzej czy później prawdziwa Maya stanie twarzą w twarz z Mad. Jestem bardzo ciekawa co w tej sytuacji zrobi Justin.
    Życzę weny i czekam na kolejny rozdział 💕

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale super rozdział. Pisz szybko kolejny.

    OdpowiedzUsuń