Czytasz- komentujesz-motywujesz!
~*~
Nie zmrużyłam oka przez całą noc,
podczas gdy Justin w najlepsze chrapał wprost na moją nagą klatkę
piersiową, leżąc na mnie całym swoim ciężarem. Nie miałam
jakiejkolwiek drogi ucieczki czy nawet poruszenia się. Leżałam pod
nim, kompletnie naga, bez ruchu przez bliżej nieokreślony mi czas.
Ani na sekundę nie potrafiłam pozbyć się tych obrzydliwych
wspomnień z mojego "pierwszego razu". Tego jak jemu było
dobrze, jak mówił te wszystkie obrzydliwe rzeczy, jak jęczał, jak
pchał biodrami. Wszystkiego. Wszystkiego co najgorsze.
Na dworze powoli zaczyna się
przejaśniać. Słońce powoli wyłania się zza białych, puchatych
chmur, które pokryły błękitne niebo. Tykanie zegara było jedynym
dźwiękiem w tym pokoju, które zakłócało grobową ciszę. Jak na
złość był tuż nad łóżkiem, w miejscu, w którym mój wzrok
nie mógł go wyłapać. Czy wszystko w tym miejscu jest przeciwko
mnie?
Wstrzymuję oddech, gdy czuję długie
rzęsy Justina łaskoczące mój mostek, podczas gdy mruga powoli
powiekami. Wypuszcza gorące powietrze przez nos, powodując
niechcianą gęsią skórkę na całej powierzchni mojego ciała. Nie
wiem czy to ze strachu, czy po prostu taki odruch. Lecz bardziej
uchylam się ku pierwszemu.
-Nie śpisz?-pyta zachrypniętym tonem
głosu, unosząc swój senny wzrok na moją twarz. Jestem przekonana,
że jest cała blada z fioletowymi sińcami pod oczami od
niewyspania.
-Nie mogę zasnąć-odpowiadam
niepewnym szeptem, patrząc wprost w jego lśniące w naturalnym
świetle oczy. Są takie śliczne...
Młody mężczyzna z trudem przekręca
się tak, że leży plecami na materacu, tym samym uwalniając mnie
od ciężaru swojego ciała. Nim zdążę wykonać jakikolwiek ruch,
przyciąga mnie do swojego boku, układając głowę na swojej
piersi, a prawą nogę przerzucając przez swoją talię.
-Spróbuj zasnąć, przed nami obiad u
mojej matki-proponuje łagodnym szeptem, opuszkami palców jeżdżąc
po linii mojego kręgosłupa.
Tak, jakby zaśnięcie z kolosalnym
penisem uwierającym w nogę było możliwe...
***
-Och, już jesteście!-woła radośnie
Pattie, gdy tylko otwiera nam drzwi z radosnym uśmiechem. Wymuszam w
sobie choćby grymas, nie chcąc, aby cokolwiek podejrzewała. Justin
jak gdyby nigdy nic obejmuje moją talię, wbijając w nią swoje
męskie, długie palce, tak, abym nie mogła mu uciec. Dla osoby z
zewnątrz wygląda to na zwykłe objęcie, gdy dla mnie to kolejny
cios w serce.
-Już prawie wszystko gotowe,
wejdźcie-zaprasza nas do środka, otwierając szerzej drzwi.
Justin przepuszcza mnie w przejściu,
choć nadal nie puszcza mojej talii ze swojego zabójczego uścisku.
Czuję na sobie zmartwiony wzrok Pattie, lecz staram się grać jak
najlepiej przed nią, że wszystko jest w porządku. Na powitanie
przychodzi Jaxon razem z Jazzy, czule witając się ze swoim bratem,
który udaje potulnego baranka do tulenia przy całej swojej
rodzinie. Dzieciaki od razu zaciągają go do pomocy w rozpaleniu
grilla, pozostawiając mnie tym samym sam na sam z mamą Biebera.
-Mogłabyś pomóc mi w kuchni?-pyta
uprzejmie brunetka, na co potakuję ze smutnym uśmiechem.
Idzie przodem w kierunku kuchni, a ja
krok w krok za nią, ze spuszczoną głową, myśląc o wczorajszym
wieczorze oraz czy poruszy ten temat. Równie dobrze może uznać to
zachowanie jako całkowicie normalne ze strony jej syna, w końcu na
pewno bywało z nim gorzej skoro trafił do szpitala
psychiatrycznego.
-Madeline? Czy Ty mnie w ogóle
słuchasz?-śledzę wzrokiem dłoń Pattie, którą macha mi przed
oczami, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że przez cały czas coś
do mnie mówiła.
-Przepraszam Pattie, zamyśliłam
się-przepraszam ją szczerze, nie potrafiąc już więcej wymusić w
sobie udawanej radości.
-Co się dzieje Mad? Odkąd tutaj
przyszliście wydajesz się taka... Odległa od rzeczywistości-pyta
ze zmartwieniem wymalowanym na jej zmęczonej twarzy.
-Wszystko jest w porządku, nie musisz
się mną martwić Pattie-uspokajam ją, po raz pierwszy od wczoraj
unosząc szczerze kąciki warg.-W czym mogę Ci pomóc?-zmieniam
szybko temat, podciągając rękawy sweterka do łokci.
Kobieta pstryka palcami jakbym
przypomniała jej o czymś niezwłocznym, podchodząc do lodówki, z
której wyjmuje zamarynowane mięso, marynatę do warzyw, takowe
warzywa, miskę z pokrojonymi już pomidorami, śmietanę 12%, ząbek
czosnku oraz jogurt naturalny. Otwieram szeroko powieki, gdy odkłada
to wszystko na blat, zajmując połowę jego powierzchni. Myślałam,
że przyjdziemy na skromny obiad...
-Zaprosiłam
również sąsiadów-tłumaczy brunetka, gdy zauważa wyraz mojej
twarzy, a właściwie wymalowany na niej strach na myśl, że sami
musielibyśmy to zjeść.-Możesz zabrać się za krojenie warzyw na
szaszłyki?-prosi pytająco, na co potakuję, biorąc w dłonie miskę
z różnymi, kolorowymi warzywami.
Kładę miskę w
zlewie, nakierowując natrysk na miskę i puszczam z niego
najcieplejszą wodę, aby oczyścić warzywa z niepotrzebnego brudu.
Kiedy są wystarczająco czyste, wylewam wodę z miski do zlewu,
uważając, aby żadne z warzyw z niej nie wypadło. Kładę miskę
na blat, nieopodal przygotowanej już deski oraz ostrego, dużego
noża, które musiała położyć tutaj Pattie, gdy ja zajęłam się
oczyszczeniem warzyw.
-Jak Ci się układa
z Justinem?-pyta niepewnie w pewnym czasie, przez co gwałtowniej
ucinam kawałek cukinii.
-Dobrze-odpowiadam
wymijająco, starając się powstrzymać drżenie dłoni, które
zawsze to robiły, gdy zaczynałam się stresować.
-Mad? Czy u Was na
pewno wszystko dobrze się układa? Cała się trzęsiesz...-zauważa
zmartwiona mama blondyna.
-Tak, jest wszystko
w porządku Pattie-mówię płaczliwie, czując pierwsze łzy
spływające w dół moich policzków, jedna za drugą.
-Mad...
W tym samym czasie
łzy zamazują moją widoczność i przez przypadek przejeżdżam
końcówką noża po koniuszku palca. Upadam wyczerpana na kolana,
ciągnąc za sobą deskę z pokrojoną już w plastry cukinią, która
aktualnie znajduje się wszędzie. Zaczynam drżeć przez kolejną
falę łez, pociągając co chwilę nosem.
-Co tutaj się...
Madeline?-kiedy słyszę jego głos nieopodal siebie, przyciągam
kolana do klatki piersiowej, obejmując je ramionami, nie przejmując
się przy tym, że mogę w ten sposób pobrudzić krwią swoje
ubranie.
-Z-zostaw
mnie!-wyjąkuję przez łzy, gdy jego duża, ciepła dłoń
delikatnie opada na moją łopatkę.
-Chodź, opatrzymy
Twojego palca i znajdziemy jakieś ubrania do przebrania-ignoruje
moją prośbę, wkładając swoje przedramię w zgięcie moich kolan,
drugim obejmując mnie w talii i powoli wstając razem ze mną w
ramionach...
***
Posyłam dziękujący
uśmiech w stronę Jazzy, siostry Justina, po raz kolejny tego
popołudnia, na co ona nieśmiało go odwzajemnia, powracając do
pogawędki z resztą rodziny oraz jedzenia smażonego kurczaka.
Młodsza siostra
Justina pożyczyła mi swoje szare legginsy oraz czarną bluzę na
zamek, ponieważ moje spodnie oraz sweterek były w pojedynczych
kroplach krwi. Pomogła mi oczyścić palca za pomocą wody
utlenionej oraz zakleiła go małym plasterkiem. Użyczyła mi
również płatków kosmetycznych oraz mleczka do demakijażu, abym
mogła pozbyć się pozostałości rozmazanego makijażu z twarzy.
Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie ona...
-Madeline, zjadłaś
już?-pyta z drugiego końca stołu mama Justina, przez co wszyscy tu
zebrani patrzą w moim kierunku.
-Już się
nadjadłam, dziękuję-odpowiadam nieśmiało, unosząc delikatnie
kąciki warg w górę, na co blondyn siedzący obok mnie głośno
odchrząkuje.
-Zjedz
coś albo sam Cię nakarmię-rozkazuje mi szeptem, wprost do
ucha, Justin, który oczywiście po akcji w kuchni stał się
bardziej zaborczy wobec mnie i nie odstępuje mi nawet na krok.
Nawet, gdy przebierałam spodnie w pokoju jego siostry.
Lekko zastraszona sięgam po kolejnego,
już delikatnie chłodnego, szaszłyka, zdejmując z niego warzywa
wraz z kurczakiem. Odsuwam na bok pierś z kurczaka, biorąc do ust
kawałek chrupiącej papryki. Rodzina Bieberów powraca do
pasjonującej rozmowy o... Sama nie wiem czym, lecz jeden z
jej osobników bezustannie patrzy na to jak spożywam swoje jedzenie.
Staram się ignorować natrętny wzrok starszego z braci i skupić
całkowicie na jedzeniu, które powoli cofa się z powrotem do mojego
przełyku.
-Mamo, nasi goście są już
blisko-informuje Jaxon, zapewne zauważając zbliżającą się do
ich furtki rodzinę.
Pattie od razu wstaje ze swojego
siedzenia, poprawiając swój ubiór oraz włosy i nakłada na usta
radosny uśmiech. Nie mija parę sekund jak z przodu domu można
usłyszeć otwierającą się bramkę. Jazzy i Jaxon idą w ślady
mamy, na co i ja z Justinem jesteśmy zmuszeni zrobić to samo. Po
chwili zza rogu domu wychodzi trzyosobowa rodzina z ojcem na czele,
który od razu odwzajemnia szeroki uśmiech Pattie. Czuję jak ramię,
którym obejmuje mnie Justin znacznie bardziej zaciska się na mojej
talii, tym samym przyciągając mnie znacznie bliżej niego.
-Witajcie!-woła do wszystkich,
podchodząc do Pattie, na której policzkach pozostawia dwa pocałunki
na powitanie.
-Maya, a Ty już tutaj? Byłaś przed
chwilą...-urywa, gdy odwraca się za siebie. Moje serce staje, gdy
patrzę w tamtym kierunku co on. Nie, to niemożliwe! Błagam,
niech ktoś powie, że to zwykły żart! W tamtym miejscu stoi
tak samo zaskoczona moją obecnością dziewczyna, która wygląda
identycznie jak ja. Różni nas wyłącznie waga oraz długość
włosów.
-Nie, to jakiś żart...-szepcze do
siebie pod nosem Justin, lecz jako, iż jestem najbliżej niego
słyszę go doskonale.-Jest was dwie?!
To samo pytanie zadaję sobie od
chwili, gdy ją ujrzałam, Bieber...
~*~
Oto i on! Obiecałam, że będzie szybciej i mam nadzieję, że słowa dotrzymałam :)
Mały zwrot akcji, ktoś się takiego spodziewał? ;)
Nie mogę obiecać kiedy pojawi się następny, ale postaram się, aby był on jak najszybciej się da :)
Pamiętajcie o komentarzach, one naprawdę motywują do dalszego pisania! :)
Wiedziałam ze prędzej czy później prawdziwa Maya stanie twarzą w twarz z Mad. Jestem bardzo ciekawa co w tej sytuacji zrobi Justin.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na kolejny rozdział 💕
Ale długiiiiii... <3
OdpowiedzUsuńAle super rozdział. Pisz szybko kolejny.
OdpowiedzUsuń