poniedziałek, 26 września 2016

EPILOG

"Słuchaj suko...
 Droga Madeline! 
A może powinienem napisać świeżo upieczona panno Palmer? Cóż, nie ważne jest to, jak Cię opiszę. Ważne jest w jakim celu piszę, prawda? 

Po pierwsze: czuję się urażony, że do dnia dzisiejszego nie przeczytałaś mojego pierwszego listu. Czy nie spodobał Ci się mój styl pisania? A może krople krwi Twoje zdzirowatej siostry w kancie koperty? Miałem Ci tam tak wiele do przekazania, a Ty tak mnie zlekceważyłaś... Nieładnie Mad, oj nieładnie! A gdyby Twój, pożal się Boże, mąż go odnalazł? Byłaby zabawa! 

Ale to nie jest najważniejszy temat jaki chciałem poruszyć w kolejnym liście do Ciebie. Zapewne już wiesz, że ten jakże niebezpieczny i chory psychicznie Justin Bieber zbiegł z psychiatryka... A jeżeli nie wiedziałaś, to już wiesz. Tak, jestem znów na wolności. Znów jestem tak blisko Ciebie... Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak blisko. 

Wypiękniałaś, wiesz? Tylko marnujesz się przy takim ścierwie jak Brandon. Potrzebujesz prawdziwego mężczyzny, a nie chłopczyka. Ale spokojnie, już niedługo będziesz z powrotem moja. Znów będę mógł Cię dotknąć, przytulić, kochać tak, jak on nie potrafi. 

Obiła mi się o uszy jakże radosna nowina! Czyżby rodzina miała nam się powiększyć? Będę kochał tego dzidziusia jak swoje, niemal tak mocno jak kocham Ciebie. Albo nie. Mam lepszy pomysł. Pozbędę się tego bachora nieczystej krwi z Twojego ciała i złożę na jego miejsce swoje nasienie. Czy nie brzmi to wspaniale, Mad? W końcu będziemy mogli być rodziną! 

Twój największy koszmar, Justin 
Twoja pierwsza i jedyna miłość, Justin

Ps Nie myśl, że ominie Cię kara za to, że oddałaś się innemu mężczyźnie. Szykuj się Madeline. Czas to tylko pojęcie względne... Teraz będziemy mogli być na zawsze razem."
~*~
Tak oto kończy się historia Madeline i Justina!
Nie wierzę, że te 7 miesięcy minęło w tak zaskakująco szybkim czasie! Jednak było to najlepsze siedem miesięcy mojego życia.
Chciałabym Wam na sam koniec podziękować za każdy komentarz, każdą opinię, słowo otuch czy czasem krytyki. Bez tego na pewno nie byłoby wstawione tutaj nawet dziesięć rozdziałów.
Jeszcze raz bardzo mocno dziękuję! Trzymajcie się i do zobaczenia na innych opowiadaniach mojego autorstwa!
Kocham Was, Oliwia

piątek, 23 września 2016

WATTPAD

Hej, to jeszcze nie epilog, lecz kolejna wiadomość! *epilog już napisany, czeka tylko na 26 września*
Postanowiłam zacząć publikować to FanFiction na Wattpad, lecz poprawione ze wszystkich błędów językowych, gramatycznych czy ortograficznych! Link podany jest w stronach, po prawej stronie oraz wstawiam go tutaj:
https://www.wattpad.com/story/85341166-now-we-will-be-together-forever-j-b
https://www.wattpad.com/story/85341166-now-we-will-be-together-forever-j-b
https://www.wattpad.com/story/85341166-now-we-will-be-together-forever-j-b
Do napisania!

środa, 21 września 2016

20. "Będziesz następna"... (OSTATNI)

Tak dla uzupełnienia- Palmer to nazwisko Brandona... ;)
Życzę miej lektury i pasjonowania się ostatnim rozdziałem opowiadania!
~*~
Budzę się, gdy grunt, na którym leżę unosi się i miarowo opada co parę sekund. Mruczę sennie pod nosem, marszcząc brwi, gdy czuję delikatny ból w skroniach. Powierzchnia, na której leżę ponownie unosi się na parę milimetrów, aby po sekundzie opaść. Wtem zaczynam czuć więcej szczegółów, takie jak chociażby gorąco bijące od skóry innego człowieka. Nadal z zamkniętymi oczami zaczynam błądzić dłonią po ciele osoby, na której leżę, wyłapując umięśnione bicepsy, duże dłonie z długimi palcami oraz wystającymi żyłami. Okej, więc to mężczyzna... 

Otwieram gwałtownie powieki, gdy wyczuwam coś więcej. I ja, i on jesteśmy kompletnie nadzy, tak jak Bóg nas stworzył. Wstrzymuję oddech, unosząc go niepewnie na twarz mojego towarzysza. Widząc, że to słodko śpiący Brandon, którego warg są lekko rozchylone, czuję się odrobinę spokojniej. Lecz nadal nie dociera do mnie to, że poprzedniej nocy uprawialiśmy seks. O mój Boże! Uprawiałam seks z najlepszym przyjacielem mojego gwałciciela! 

Wspomnienia z zeszłej nocy napływają do mojego umysłu. To, jak delikatny był, to, jak obchodził się ze mną jak z porcelanową lalką, jak dbał w większej mierze o moją przyjemność, a nie swoją. Mimo, że nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, to wiem, że na taki seks kobiety czekają całe swoje życie. A ja dostałam takie doznania chyba jako prezent od tego na górze. Uśmiecham się jak głupia, nie spuszczając wzroku z rozluźnionej twarzy bruneta. Grzywka, która na co dzień ułożona jest za pomocą gumy czy tam lakieru, teraz spokojnie spoczywa na jego czole, powoli dochodząc do oczu. Długie, ciemne, gęste rzęsy rzucają cień na początek policzków. Spomiędzy uchylonych warg ulatuje ciche chrapanie. 

Podciągam się delikatnie ku górze jego torsu, ustawiając twarz naprzeciw jego twarzy. Zamykam powieki, przykładając delikatnie jego wargi do swoich. Ssę delikatnie dolną wargę chłopaka, uśmiechając się radośnie, gdy chwyta moją górną wargę między swoje, jęcząc przy tym sennie. 

-Dzień dobry-szepczę, gdy odsuwam swoje wargi od jego na parę milimetrów, a uśmiech nie schodzi mi z twarzy. 

-Czyli to nie był sen? To naprawdę się wydarzyło?-pyta nadal z zamkniętymi oczami, z poranną chrypką wyczuwalną w jego głosie. Również kąciki warg mężczyzny kierują się ku górze. 

-Śnisz o takich zbereźnych rzeczach? I to do tego ze mną w roli głównej?-podchwytuję temat, chcąc się z nim trochę podroczyć. 

Otwiera powoli powieki, patrząc wgłąb moich oczu swoimi niesamowitymi, ciemno brązowymi oczami. Jego uśmiech z radosnego przemienia się w łobuzerski i już po chwili leżę pod nim, uwięziona między jego ramionami. 

-Nie ładnie łapać tak za słówka-mówi matczyno kpiącym głosem, unosząc jedną z brwi ku górze. 

-Mogę złapać za co innego...-podśpiewuję drocząco, zarzucając ramiona na jego kark, przyciągając go bliżej swojego roznegliżowanego ciała, co od razu wykorzystuje, łącząc ze sobą nasze wargi w żarliwym pocałunku. 

*** 

Przepraszam moich towarzyszy na moment, gdy z salonu udaje mi się dosłyszeć powiadomienie o nowej wiadomości, co wydaje się być wręcz niemożliwe przez nasze głośne śmiechy oraz radio puszczone gdzieś w kącie kuchni, w której urzędujemy. W podskokach przedostaję się z jednego pomieszczenia do drugiego, wskakując płynnie na kanapę, gdzie na drugim jej krańcu spoczywa spokojnie mój telefon. Chwytam go w obie dłonie, szybko wpisując kod odblokowujący. Wchodzę w skrzynkę, wybierając jedną jedyną nie odczytaną wiadomość. 

Od: Nieznany 
"Jeżeli chcesz uratować ludzkie życie, rób to, co Ci każę. Napisz odpowiedź 'Zgadzam się', jeśli w to wchodzisz. Masz niewiele czasu." 

Zamieram, gdy odczytuję treść wiadomości. Ja ratująca czyjeś życie?! I to znowu ten chory człowiek, który za pierwszym razem do mnie pisał... Czy mogę mu zaufać? Czy to aby nie na pewno kolejny podstęp Justina? 

Do: Nieznany 
"Zgadzam się." 

Odpisuję i wysyłam, choć nie jestem pewna tej odpowiedzi. Nie tylko mogę uratować komuś życie, mogę też narazić siebie na jego utratę. Ale żyć później ze świadomością, że miałam szansę komuś pomóc, lecz poddałam się bez walki... Muszę chociaż spróbować. 

Od: Nieznany 
"Bardzo mnie to cieszy. W takim razie w tej chwili jedź do domu Justina. Po drodze wezwij pogotowie i policję. Zawiadom ich, że będą mieli do czynienia z chorą psychicznie osobą. Twoja siostra jest w niebezpieczeństwie." 

Gdy czytam ostatnie zdanie tej wypowiedzi, telefon wypada mi z trzęsących się dłoni prosto na drewnianą podłogę. 

-Ej Mad, co Ty tak...-Cornelia urywa swoją wypowiedź, gdy zauważa w jakim stanie jestem. 

Niepostrzeżenie w dół moich policzków zaczynają ciec łzy wielkości grochu, mocząc policzki oraz spływając do dekoltu. Patrzę w kierunku przejścia, gdzie stoi zszokowana Cornelia, a za jej plecami tuż po chwili zjawia się zmartwiony Brandon, który najwidoczniej zwrócił uwagę na przerwaną wypowiedź Nel. 

-O-ona... O-on... On ją krzywdzi-zdołam z siebie wydusić, zanim zaczynam krztusić się wciąganym do płuc powietrzem oraz łzami. 

Brunet od razu rozumie co mam na myśli, ponieważ zaczyna pośpiesznie kierować się w stronę przedpokoju. Słyszę szuranie butów, a następnie pisk wywołany przez gumową podeszwę ocierającą się o wypolerowane kafelki. Po paru sekundach Brandon pojawia się z powrotem w salonie, z moją parą butów w dłoniach. Kuca przede mną, nakładając na moje stopy trampki, wiążąc je aż nazbyt mocno. Pomaga mi wstać i założyć na siebie jego bluzę, zapinając ją aż pod samą szyję. 

-Musimy jechać Cornelia, nie wiem, kiedy wrócimy-oznajmia Brandon zgodnie z prawdą. 

Moja przyjaciółka odprowadza nas wzrokiem aż po same drzwi wejściowe, machając niepewnie na pożegnanie, gdy drzwi za naszą dwójką powoli się zamykają. 

-Skąd wiesz to wszystko?-pyta spiętym tonem Brandon, gdy ciągnie mnie za sobą w stronę krawężnika, przy którym stoi zaparkowane auto pożyczone od jego jednego kolegi.
 
-Ktoś mi napisał...-odpowiadam zgodnie z prawdą, zajmując miejsce pasażera w skromnym aucie. 

-Kto?-dopytuje, odpalając silnik. 

-Nie mam pojęcia-przyznaję nieśmiało, nawet nie unosząc na niego spojrzenia. 

-Co jeszcze Ci napisał?-pyta jakbym właśnie nie przyznała się, że nie wiem kim jest osoba, która tak mi napisała. Spodziewałam się, że wyśmieje mnie i zawrócić z powrotem w kierunku domu Cornelii, lecz nic takiego nie robi. Nadal jedzie w stronę domu Biebera. 

-Muszę zadzwonić na 112-przypomina mi się. 

Grzebie jedną z dłoni w głębi kieszeni swoich spodni, wyjmując stamtąd telefon, który podaje w moją stronę. 

-Dzwoń-nakazuje, na co od razu biorę się za wykonanie połączenia alarmowego. 

Gdy dystrybutor po drugiej stronie odbiera, od razu mówię mu to, co nakazał mi anonimowy nadawca wiadomości. Pani powiedziała, że przekaże moje zgłoszenie odpowiednim służbą, po czym rozłączyła się. Oby nie było za późno... 

*** 

Podjeżdżamy pod dom Justina, gdy pogotowie i policja są już na miejscu, razem z tłumem gapiów, którzy dyskutują między sobą na temat tego co kryje się za dwoma pojazdami służb. Brandon parkuje na szybko po drugiej stronie ulicy, gasząc silnik, tym samym dając mi znak, iż mogę wybiec z pojazdu. Biegnę na drugą stronę ulicy ile tylko mam sił w nogach, starając się przepchać między ludźmi do policjanta stojącego na początku małego zgrupowania, który notuje coś w swoim czarnym, skórzanym notesie. 

-Biedna dziewczyna, ten człowiek to potwór. 

-Kto by się tego spodziewał po tak uprzejmnym młodzieńcu! 

-Ile ona musiała wycierpieć przez niego... 

Rozmowy starszych kobiet jedynie podsyciły moją ciekawość. W końcu udało mi się przepchać do pana władzy, który gdy tylko poczuł moją obecność obok siebie, spojrzał w moim kierunku jakby z przymusu. 

-Dzień dobry, nazywam się Madeline Mahoney i to ja państwa tutaj wezwałam. Co jest z moją siostrą?-tłumaczę chaotycznie, gestykulując przy tym dłońmi. 

Ciężka dłoń mężczyzny spoczywa na moim barku, gdy wyraz jego twarzy staje się coraz bardziej kruchy i przygnębiony. Czuję jak z sekundy na sekundę podstawowe czynności życiowe ulatują z mojego ciała i staje się ono giętkie. 

-Przykro nam...-zdołam jedynie wyłapać z wypowiedzi oficera, ponieważ moją uwagę przykuwa dwójka lekarzy, która na noszach, w czarnym worku, wynosi drobne, kobiece ciało. 

Nie zważając na taśmy zabezpieczające ani nawoływania policjanta rzucam się biegiem w tamtym kierunku. Udaje mi się ujrzeć jej bladą, pełną sińców oraz zadrapań twarz, przetłuszczone włosy oraz głęboką ranę w mostku wokół której zdążyła zakrzepnąć krew. Wtedy zapięli worek do końca, a ja padłam parę metrów przed nimi na kolana, zanosząc się żałosnym szlochem. Nie zdążyłam... 

Czuję jak ktoś unosi moje ciało w ślubny sposób. Z trudem rozpoznaję, iż to Brandon, który zaczyna iść w kierunku tłumu, z powrotem do samochodu. Patrzę oczami pełnymi łez w stronę domu, w którym to wszystko się zaczęło i dziś zakończyło. W przejściu pojawia się dwójka policjantów, która kurczowo trzyma jego bicepsy, starając się prowadzić go wprost do radiowozu. Nasze spojrzenia spotykają się ze sobą. Wstrzymuję oddech, gdy kącik jego warg unosi się ku górze w kpiący sposób. Przy obydwu kącikach widoczna jest krew. I to na pewno nie jego krew... Mówi bezgłośne "Będziesz następna", a po chwili znika między tłumem ludzi, do którego dochodzimy... 

***
*5 lat później* 

-Wyglądasz przepięknie córeczko!-komplementuje mój wygląd, łamiącym się głosem, mama. 

Patrzę na swoje odbicie lustrzane. Moje niegdyś rzadkie, ciemno brązowe włosy do łopatek teraz sięgają do lędźwi, a ich końcówki są w kolorze ciemnego blondu, nadając moim włosom efekt ombre. Moja twarz stała się bardziej smukła, dojrzalsza, a policzki mniej chomicze. Nabrałam odpowiednich, kobiecych kształtów i przybyło mi parę centymetrów więcej. Między specjalnie ułożone włosy w dorodne loki został wpięty długi, biały welon, który sięgał mniej więcej do moich pośladków. Śnieżnobiała, tiulowa suknia wyjęta z okładek magazynów dla kobiet zdobiła moje smukłe ciało. Była wiązana na plecach, a jej dekolt oraz pas zdobiły diamentowe kamienie. Moją szyję również zrobił diamentowy naszyjnik, rodzinna pamiątka po prababci. 

Już dziś, po tylu latach bycia razem, miałam oficjalnie stać się panią Palmer. Z Brandonem jesteśmy w związku od dnia, w którym po raz ostatni widzieliśmy Justina Biebera na oczy- od dnia, w którym zamordował moją siostrę. Wszyscy przeżyliśmy to dotkliwie, nawet moi rodzice, którzy tak naprawdę mogli nawet nie pamiętać o niej. Wylaliśmy w tamtym czasie hektolitry łez. Najgorszy był dzień pogrzebu Mai. Widok jej bladego ciała w czterech ścianach trumny. Justina zamknęli na dożywocie w zakładzie psychiatrycznym. Jedynie tyle o nim wiem od tamtego czasu. Nie potrzebuję więcej informacji o jego życiu. 

W dniu, w którym stało się to, co się stało, jeden z policjantów podarował mi list- list napisany przez niego. Do dziś dnia nie miałam odwagi go otworzyć, przeczytać. Boję się jego zawartości... 

-Madeline?-unoszę wzrok w odbiciu lustrzanym na moją matkę. Uśmiecha się do mnie z oczami pełnymi łez.-Już czas...-oznajmia, na co nieświadomie wstrzymuję oddech. 

Potakuję na jej słowa, prosząc o chwilę samotności. Gdy postać mamy znika za zamkniętymi drzwiami, podchodzę do regału na książki. Sięgam po karton z najwyżej półki, dmuchając na jego zakurzone wieko. Zdejmuję je z góry, napotykając wzrokiem na lekko przyżółkłą już kopertę z moim imieniem w centrum. Przegryzam dolną wargę, gdy delikatnie wyjmuję cienką przesyłkę z wnętrza kartonu. Przyglądam się jej przez moment, ostatecznie chowając ją z powrotem do kartonu. Kładę karton na jego miejsce, po raz ostatni sprawdzając swój wygląda w lustrze. Opuszczam pomieszczenie, kompletnie zapominając o włączonym telewizorze... 

"Justin Bieber znów na wolności! Jak donosi dyrektor Ośrodka Psychiatrycznego w Cork, ubiegłej nocy doszło do spektakularnej ucieczki przez Justina Biebera, jednego z najbardziej niebezpiecznych pacjentów placówki. 
-Do teraz nie wiemy jak udało mu się tego dokonać-wyznaje dyrektor placówki.-Cała akcja musiała zostać zaplanowana przez uciekiniera, który zadbał również o pozbawienie przytomności osoby pilnującej jego pokoju czy wyłączenie monitoringu. 
Dyrekcja ośrodka prosi o bezzwłoczny kontakt, gdy ktoś się natknie na ślady bądź obecność Justina Biebera w okolicy. Tyle dla "Wiadomości z kraju", Stacy Irvin"...
~*~
Tak oto dobiegamy do końca historii Justina i Madeline! 
Przed nami pozostał wyłącznie epilog i... Ostateczny koniec.
Może mały spam komentarzami umilający pisanie epilogu? ;)

poniedziałek, 19 września 2016

Przeprosiny i ważne pytanie.

Witam!
Przepraszam, że to nie nowy rozdział, lecz nie jest on jeszcze gotowy do publikacji. Chciałabym w tym poście przeprosić Was za moją długą nieobecność oraz zadać jedno, zasadnicze pytanie.
Otóż, może zacznijmy od przeprosin.
Zapewne każdy domyśla się dlaczego tak długo nie udzielałam się na Bloggerze (wyjaśnienie pod rozdziałem-  http://whyyourforeverlastshorterthanmine.blogspot.com/ ). Chciałabym choć w minimalnym stopniu powrócić w progi Bloggerowej przygody i od początku zacząć pisać chociaż jeden rozdział na dwa tygodnie. Wiem, nie często, lecz na więcej chyba mnie nie stać.
I tutaj rodzi się pytanie- czy ktoś w dalszym ciągu interesuje się dalszymi losami Justina, Mad, Brandona i Mai? 
Jeżeli ktoś taki jest niech da znać w komentarzu bądź u mnie na ask'u, a zapewne powrócę do pisania, ponieważ tak naprawdę to niewiele pozostało już do końca ich historii.
Będę wdzięczna za każdą odpowiedź.
Do napisania!

wtorek, 30 sierpnia 2016

19. Bezdomni

Nowe FF!
http://whyyourforeverlastshorterthanmine.blogspot.com/
Czytasz-komentujesz-motywujesz!
~*~
-Co Ty odwalasz Bieber, co?!-słyszę krzyk Brandona z piętra, gdy siedzę na kanapie w salonie, przytulając do klatki piersiowej zgięte w kolanach nogi, nie spuszczając wzroku z czarnego ekranu plazmowego telewizora. 

-Nie zamierzam mieszkać pod jednym dachem z tą kłamliwą szmatą!-odpowiada mu również krzykiem zdenerwowany Justin. 

-Jeżeli ona się wyprowadza, to ja też się wyprowadzam-stawia sprawę jasno. 

-Już Cię owinęła wokół palca? Stary, to zwykła dziwka, a w łóżku nie jest aż tak dobra-ich głosy stają się bardziej wyraźne, co tylko utwierdza mnie w fakcie, iż zbliżają się do pomieszczenia, w którym przesiaduję cały czas odkąd Justin i Maya pojawili się w progu mieszkania. 

-Zamknij łaskawie buzię Bieber, bo jedyną dziwką w tym domu jesteś Ty-prycha rozzłoszczony Brandon, na co nieświadomie wstrzymuję powietrze w płucach, jeszcze dokładniej im się przysłuchując. 

-Wiesz co? Życzę Ci pieprzonego szczęścia z tą wywłoką u boku, a teraz zabierają ją z mojego pieprzonego domu i nawet nie próbuj wracać tu z podkulonym ogonem, gdy kopnie Cię w Twój tłusty, głupi zad!-obydwoje zjawiają się w progu salonu. Obydwoje tak samo wściekli i czerwoni na twarzy. 

Justin patrzy na mnie z pogardą, podczas gdy wzrok Brandona staje się bardziej łagodny, gdy tylko jego oczy napotykają moją osobę. Wciąż siedzę nieruchomo na swoim miejscu, patrząc raz na jednego i raz na drugiego, mrugając od czasu do czasu. Kpiący uśmiech pojawia się w kącikach warg Biebera, kiedy kręci z politowaniem głową. 

-Jesteś głucha czy tępa? Wypieprzaj stąd i nigdy nie wracaj ździro. Zaraz się porzygam jak nie zejdziesz mi z oczu-stwierdza opryskliwie, udając odruch wymiotny przed odwróceniem się na pięcie i odejściem w stronę kuchni z przebrzydłym śmiechem, który echem odbija się po wnętrzu mojej czaszki. 

Patrzę w stronę, w którą się udał, lecz obraz zamazuje się szybciej niż przypuszczałam przez łzy bezradności. Jeszcze parę dni temu byłam, podobno, osobą, bez której nie wyobraża sobie życia, a dziś? Dziś jestem "ździrą", "nic nie wartą dziwką". Mimo tych wielu szkód, które mi wyrządził, te słowa nadal są dla mnie okrutne i uderzają wprost w moje i tak złamane już serce. Brandon, widząc w jakim stanie jestem, sekundę później zjawia się tuż przy moim boku, wyciągając ramiona, abym mogła się ich wesprzeć podczas wstawania. 

-Chodź Mad, nie zamierzam dłużej być w tym mieszkaniu-rozkazuje Brandon, lecz jego rozkazy są o wiele łagodniejsze od tych wydawanych przez Biebera. 

Wstaję z jego pomocą, wyprzedzając go, jako pierwsza kierując się ku wyjściu z salonu. Gdy tylko wychodzę na hol, mogę ujrzeć z ukosa, iż w kuchni nie przebywa sam Bieber, lecz jest z nim również moja siostra. Zatrzymuję się w pół kroku, przyglądając się im. Justin popycha Mayę na zamknięte drzwi lodówki, unosząc jej nadgarstki ponad głowę, mocno ściskając je w jednej ze swoich dłoni. Drugą chwyta za szczękę dziewczyny, ściskając ją tak mocno, że aż jej usta tworzą "rybkę", a oczy wypełniają się strachem. Krzyczy na nią, lecz w obecnym stanie nie udaje mi się zrozumieć dlaczego. 

-Chodź Mad, walizki już czekają-znikąd przy moim boku zjawia się brunet, niegdyś najlepszy przyjaciel tego tyrana, który aktualnie znęca się nad moją siostrą bliźniaczką. 

Potakuję, chwytając mocno za jego dłoń, lecz nie ruszam się z miejsca. Na szczęście Brandon rozumie aluzję i sam zaczyna delikatnie ciągnąć mnie w stronę przedpokoju, tym samym urywając mi widok na tamtą dwójkę. Wybudzam się ze snu na jawie, coraz to bardziej wyostrzając słuch na ich krzyki. Brandon miał rację, w przedpokoju, przy drzwiach, czekają już na nas zapakowane walizki. Z niewiadomych przyczyn robi mi się smutno, gdy je widzę. Mimo tak wielu złych wspomnień z tym miejscem, są również te miłe, za którymi na pewno będę tęsknić i wspominać w nieskończoność. 

-I co teraz?-pyta niepewnie mój towarzysz, gdy drzwi od mieszkania zamykają się za naszymi plecami, a on jak i ja zyskujemy oficjalnie tytuł bezdomnych. 

-Mam pewien plan...-zaczynam, przypominając sobie o jednej osobie, która może nam pomóc w tej sytuacji.-Ale nie wiem co Ty na to... 

*** 

Pukam cicho w powłokę ciemnych, dębowych drzwi, z nadzieją, iż współwłaścicielka domu, przed którym stoimy jakimś cudem tego nie usłyszy bądź nie ma jej w domu. Niestety, jak to powiadają- nadzieja matką głupich- i niemal od razu można dosłyszeć z drugiej strony drzwi stłumione "Chwila!", jakby tylko czyhała aż ktoś postanowi ją odwiedzić. Nie mija trzydzieści sekund zanim drzwi zostają otwarte na oścież, a w ich progu pojawia się ubrana w domowy strój brunetka o oczach w kolorze Nutelli. 

-Madeline?!-pyta w niedowierzaniu, lustrując moje ciało od góry do dołu swoim przenikliwym spojrzeniem. Nieśmiało potakuję na jej pytanie, biorąc między zęby dolną wargę, obawiając się jej reakcji.-Ty stara dupo! Gdzie byłaś, gdy Cię nie było?! Dlaczego się nie odzywałaś?!-w duchu wzdycham z ulgą na to jak reaguje. 

-Może zaprosisz nas do środka gdzie wszystko Ci opowiem?-proponuję z lekko wymuszonym uśmiechem. 

Cornelia przenosi wzrok na mojego towarzysza, a jej szczęka mimowolnie delikatnie opada. Zawstydzony jej reakcją Brandon, stara się uśmiechać jak najszerzej oraz szczerze, lecz jego wzrok ani na sekundę nie pada na moją przyjaciółkę. Uśmiecham się z rozbawieniem na sytuację wokół mnie, mimowolnie zaczynając chichotać. 

Wtedy dziewczyna opamiętuje się, cicho chrząkając oraz robiąc nam przejście. Brandon chwyta za cięższe torby, gdy ja biorę te bardziej lekkie i razem z nimi wchodzimy do wnętrza domku należącego do rodziców brunetki. Z rozbawieniem przyglądam się temu jak Cornelia co sekundę lustruje bruneta wzrokiem, następnie przenosząc go na mnie i mówiąc bezgłośne "Jest seksowny", na co po raz kolejny zaczynam chichotać, machając lekceważąco dłonią na jej słowa. Brandon zwraca uwagę na moje zachowanie, oglądając się za siebie ze zmarszczonymi w zaintrygowaniu brwiami. Uśmiecham się do niego słodko, delikatnie kręcąc głową na boki, aby zignorował to. 

-Okej, więc... Opowiadaj-zachęca przyjaciółka, gdy tylko nasze pośladki stykają się z powierzchnią kanapy w obszernym salonie. 

Cicho wzdycham pod nosem, bojąc się rozpamiętywania tego. Wtem czuję dużą, męską dłoń na swojej oraz ciepło bijące od męskiej postury po swojej prawej. Patrzę kątem oka w tamtym kierunku, unosząc kąciki warg na widok słabo uśmiechającego się Brandona. Teraz pójdzie mi to o wiele łatwiej... 

*** 

Kończę opowieść, głaszcząc przy tym puszystą, rudą sierść kota mojej przyjaciółki, który napatoczył się do nas w połowie historii. Oczywiście, pominęłam parę faktów, takich jak gwałt, ponieważ nie odczułam potrzeby dzielenia się tym z kimkolwiek. Brunetka przez dłuższy czas siedzi, przypatrując się mojej twarzy, co jest lekko przytłaczające, dlatego spuszczam wzrok na jej pociechę, która pręży się na moich kolanach, abym podrapała każdy skrawek jej tłustego ciałka. 

-Wiesz, mam idealny plan jak pomóc Ci w zapomnieniu...-zaczyna, dlatego unoszę na nią wzrok. Widząc jednoznaczny wyraz jej twarzy, przeczuwam co się święci.-Impreza!-krzyczy radośnie, przez co spłoszony kot ucieka z moich kolan, biegnąc do drugiego końca domu. 

-No nie wiem, Nel... 

-Och, Mad, co nam szkodzi?-podłapuje pomysł mojej przyjaciółki Brandon, który przez cały ten czas czuwał przy mojej prawicy. 

Powoli zaczynam im wewnętrznie ulegać, co nie uchodzi uwadze Cornelii, która piszczy radośnie, klaszcząc w dłonie z dziecięcym uśmiechem. 

-Czas podbić kluby, suki! 

*** 

-No w końcu! Ile można na Was...-Brandon urywa swoje wywody, gdy tylko spogląda w kierunku moim i Cornelii. 

Brunetka uparła się, aby wybrać mój dzisiejszy outfit w swojej szafie. I tak właśnie oto mam na sobie czarny, obcisły kombinezon bez rękawów ani ramiączek, ze ściągaczem tuż pod piersiami. Na szczęście odnalazłam w swoich walizkach biustonosz z możliwością odpięcia ramiączek, co uczyniłam. Moje stopy zdobią czarne, zamszowe szpilki w szpic na grubym koturnie pod podeszwą. Włosy pozostawiłam w naturalnych falach. Makijaż składa się wyłącznie z podkładu, tuszu do rzęs oraz szminki nude. Moja przyjaciółka postawiła dziś na bardziej odważny strój. Czarny, krótki top zapinany na zamek między piersiami oraz spódnicę ołówkową w tym samym kolorze z wycięciami z przodu jak i z tyłu. Do tego czerwone szpilki na nieco niższym korku od mojego. 

-Wow...-umyka z jego warg, powodując pewne siebie uśmiech na moich, jak i Cornelii ustach. 

-To co? Idziemy czy nadal ślinisz się na nasz widok?-pyta prowokująco Nel z uśmiechem zwycięstwa panoszącym się w kącikach jej warg. 

-Tak, idziemy-odpowiada zmieszany brunet, marszcząc brwi podczas myślenia nad czymś dogłębnie.-Idziemy... 

*** 

-Nel, oni nigdy nas tu nie wpuszczą-jąkam zestresowana, gdy przyjaciółka ciągnie mnie za dłoń w stronę mocno rozbudowanych, ciemnoskórych mężczyzn, którzy pilnują wejścia do jednego z bardziej prestiżowych klubów w naszym mieście. 

-Tym akurat się nie przejmuj-wyczuwam w jej głosie ten pewny siebie, zadziorny uśmiech, który pojawia się na jej twarzy za każdym razem, gdy musi podjąć jakieś wyzwanie. 

Mocniej ściskam swoją dłoń razem z dłonią Brandona, który wyluzowany idzie po mojej lewicy, uspokajająco gładząc kciukiem wierzch mojej dłoni. On jest już pełnoletni, dlatego zapewne nie stresuje się tym czy wpuszczą go do środka czy nie. Dochodzimy do ochroniarzy znacznie szybciej niż przypuszczałam. Patrzą na naszą trójkę z wyższością, na co nerwowo się uśmiecham, aby choć odrobinę wyglądać niepodejrzanie. Cornelia rozpoczyna z nimi dialog, udając słodką idiotkę. 

-Dowody?-pyta jeden z nich, ten bardziej cichy, nie spuszczając swojego przenikliwego wzroku z mojej osoby. Czuję jak moje serce natychmiastowo przestaje bić. 

-Dowody? Jakie dowody panowie?-słyszę ciche rozpinanie zamka, a chwilę później wzrok dwójki ochroniarzy pada na dekolt mojej przyjaciółki.-Chcemy się tylko zabawić na poziomie... 

Nie dowierzam, gdy wymieniają się sugestywnymi spojrzeniami, otwierając przed nami mosiężne drzwi od klubu, życząc miłej zabawy. Faceci, widzą kawałek piersi i już stają się potulni i ulegli na każde słowo kobiety... Mimowolnie uchylam wargi, będąc pod wrażeniem wnętrza klubu. Wszystko wygląda jak nowe, niedawno ukończone. Parkiet wyłożony jest ciemnymi panelami, natomiast ściany pokryte są ciemno fioletową farbą z czarnymi zdobieniami w formie różnych zygzaków czy motywem kwiatów. W powietrzu unosi się sztuczny dym, nadając temu miejscu specyficzny zapach. Średnia wieku nie spada poniżej 20 roku życia. My skutecznie ją obniżamy. 

-Ja idę po drinki, a wy zająć jakąś loże!-przekrzykuje głośną, lecz nie aż tak głośną, muzykę Brandon. Przystajemy na jego propozycję, kierując się bez oglądania w stronę loż. 

Na szczęście udaje nam się odnaleźć jeden wolny stolik w samym krańcu klubu, który jest bardziej cichy od reszty budynku. Chwilę czekamy na bruneta z naszymi trunkami, cały czas rozmawiając na luźne, niewiele znaczące tematy. Kiedy zjawia się przy naszym stoliku z tacą pełną małych kieliszków, zszokowana nie mogę oderwać od tego widoku wzroku. To musiało kosztować majątek... 

-Za udany wieczór!-jako pierwsza wznosi toast moja przyjaciółka, która ma całą czarną, skórzaną kanapę tylko dla siebie, ponieważ Brandon zajął miejsce przy moim prawym boku. 

Każdy pije swój kieliszek na raz, popijając kwaśnym sokiem z limonki, który neutralizuje smak alkoholu w przełyku. Następny toast wznosi Brandon, życząc nam miłej zabawy, a ja na sam koniec życzę całkowitego zapomnienia dzisiejszego wieczoru. 

-Chcę tańczyć-stwierdzam, do obydwu dłoni biorąc po kieliszku, patrząc znacząco na Brandona, który od razu wstaje, dając mi możliwość wyjścia. 

Wypijam jeden kieliszek do samego dna, zastępując go pełnym, zanim tanecznym krokiem nie kieruję się w stronę parkietu, gdzie zbiera się coraz więcej nietrzeźwych par. Oglądam się przez ramię, aby ujrzeć jak Cornelia zwraca się do Brandona, chwilę później wstając i odchodząc w stronę stolika, przy którym siedzi widocznie zadowolony facet. Wzrok Brandona ani na chwilę nie opuszcza mojego ciała, co postanawiam wykorzystać i zacząć uwodzić go na odległość. Na sam początek biodra idą w ruch- i to dosłownie. Kręcę nimi z boku na bok za każdym krokiem, wczuwając w rytm granej przez DJ'a piosenki. Przykładam do ust kieliszek pełen czystej wódki, pijąc go na raz. Rzucam puste naczynie za siebie, patrząc przez ramię z zalotnym uśmiechem w stronę Brandona, który już jest w drodze do mnie, również z alkoholem. 

Żadne z nas nie komentuje tego wydarzenia, gdy brunet jest już tuż obok mnie, oddając mi dwa z czterech kieliszków. Wypijamy je bez zbędnych słów oraz popitki. Chwytam dłoń towarzysza w swoją, zaczynając wtapiać się w tłum bawiących się ludzi do muzyki w stylu Project X... A może to i nawet piosenka z soundtracku tego filmu, kto ich tam wie! 

Zatrzymuję się dopiero, gdy znajdujemy się mniej więcej w centrum tłumu ludzi, skąpani w neonowych, kolorowych światłach oraz chmurze sztucznego dymu. Odwracam się przodem do jego osoby, nie skrywając swojej radości spowodowanej paroma kieliszkami wódki. 

-Tańcz!-nakazuję swojemu towarzyszowi, gdy wyłącznie stoi i rozgląda się między ludźmi. 

Sama zaczynam poruszać biodrami z boku na bok. Obejmuję wolnym ramieniem szyję bruneta, znacznie się do niego zbliżając, nie przestając przy tym ruszać biodrami. Patrzę mu głęboko w oczy, tak samo jak on mi, gdy obejmuje moją talię wolnym ramieniem, dołączając swój ruch bioder do mojego. Wypijamy po ostatnim kieliszku alkoholu, od razu po tym przylegając do swoich ciał jeszcze bardziej. 

Czuję jego alkoholowy oddech tuż na czubku swojego nosa, gdy dyszy wprost na niego gorącym powietrzem. Chwytam w obydwie dłonie jego gładkie jak pupcia niemowlaka policzki, delikatnie drażniąc je swoimi długimi, zadbanymi paznokciami. W pewnej chwili jego uścisk na mojej talii się wzmacnia, a oddech urywa. 

-On tu jest-gdy te słowa ulatują z jego ust, od razu wiem kogo ma na myśli.-I chyba też zwrócił na nas uwagę... 

Potajemnie spoglądam przez ramię, gdzie spostrzegam Justina oraz Mayę stojących po drugiej stronie tłumu. Maya zawzięcie coś mówi do Biebera, podczas gdy jego wzrok ani na sekundę nie schodzi z naszej dwójki. Szybko powracam wzrokiem na Brandona, patrząc głęboko w jego oczy, które co chwilę przeskakują na Justina. 

-Spójrz na mnie-rozkazuję młodemu mężczyźnie, na co od roku spełnia moje polecenie.-Pocałuj mnie. 

Tego również nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Już po sekundzie jego wargi lądują na moich, z zachłannością smakując każdy ich skrawek. Nie pozostaję dłużna swojemu partnerowi, oddając każdy z jego pocałunków. Dłońmi błądzę po jego karku oraz skórze głowy, natomiast on swoimi obejmuje moje pośladki. Obracam nami tak, że mam idealny wgląd na Justina i Mayę. Wygląd zdenerwowanego Biebera jest wielkim trofeum, lecz nadal pragnę więcej i więcej. I nawet wiem już jak mogę tego dokonać... 

-Chodź-sapię tuż przy wargach Brandona, gdy odrywam w końcu swoje wargi od jego.-Znajdziemy jakieś bardziej ustronne miejce... 

*** 

Widok wyprowadzonego z równowagi Justina, gdy wychodziliśmy razem z Brandonem z klubu był niczym wisienka na czubku czekoladowego tortu. To, jak zaczął krzyczeć na Mayę z byle powodu, było spełnieniem moich marzeń. Lecz to nadal nie dało mi zapomnieć dlaczego wcześniej opuściliśmy imprezę razem z Brandonem. Mamy... Parę rzeczy do załatwienia, aktualnie jak najszybsze dotarcie do mojego tymczasowego pokoju w domu Cornelii. Nasze wargi ani na sekundę nie odrywają się od siebie. Moje ciało kryje się w objęciach bruneta, gdy niesie mnie niczym misia koala w stronę sypialni, oczywiście na oślep. 

-Jesteś tego pewna?-pyta dla upewnienia, gdy jesteśmy już w pomieszczeniu i spoczywamy pół nadzy na łóżku, przykryci cienką kołdrą. 

-Mniej gadania, więcej działania-podsumowuję jego pytanie, na co od razu powraca do "pracy" przy sprawianiu przyjemności mi, jak i sobie...
~*~
Przepraszam za zepsutą końcówkę! :(
Z racji tego, iż zaledwie za dwa dni początek roku szkolnego, chcę Wam życzyć miłego powrotu do szkoły oraz samych szóstek, chociaż w pierwszym semestrze, haha ;)
Nie wiem jak to będzie z dwoma opowiadaniami, które piszę, ponieważ w tym roku zaczynam liceum i muszę wziąć się ostro do pracy już od samego początku. Powiadomię Was o swojej decyzji w następnym poście :)

piątek, 5 sierpnia 2016

18. Powrót

NOWE FF, NA KTÓRE SERDECZNIE ZAPRASZAM! :)
http://whyyourforeverlastshorterthanmine.blogspot.com/
Czytasz- komentujesz- motywujesz!
~*~
Przyglądam się rodzicom, będąc całkowicie zszokowana po wyznaniu mamy. Urodziła dziecko innej parze? Co oznacza, że ja byłam tylko dodatkiem

-Na badaniach USG widoczne było tylko jedno dziecko. Dopiero, gdy doszło do porodu okazało się, iż jest to bliźniacza ciąża. Tamci państwo chcieli tylko jedno dziecko, dzięki czemu uzyskaliśmy Ciebie-tłumaczy tę sytuację mama, na której twarzy maluje się smutny uśmiech. 

-Ale... Dlaczego mi nie powiedzieliście?-pytam smutno, spuszczając wzrok na swoje dłonie, które są przykryte dłońmi rodziców. 

-Wydawało się nam to nieistotne, przecież to nic praktycznie nie zmienia-głos zabiera tata, lecz jego wypowiedź wzbudza we mnie niewyobrażalną złość. 

-Nic nie zmienia?!-krzyczę pytająco.-Dla Ciebie mieć siostrę lub jej nie mieć to nic?!-unoszę ton głosu, nie zważając, iż to moi rodzice. 

-Córeczko...-wtrąca się opanowanym głosem mama, na co szybko wyzwalam dłonie spod ich, wstając na równe nogi. 

-Nie, ja potrzebuję czasu-mamroczę, kręcąc przecząco głową, zanim opuszczam pomieszczenie kuchenne, kierując się do wyjścia z rodzinnego domu. 

*** 

Do domu Justina i Brandona wracam samodzielnie, mimo próśb tego drugiego, abym zadzwoniła, gdy tylko będę zbierać się do wyjścia. Musiałam pobyć chwilę w samotności, a podróż z jednego krańca miasta do drugiego w tej sytuacji była zbawieniem. Chciałam przemyśleć całą tę sytuację, w której postawili mnie rodzice, lecz tak właściwie nic z tego nie wyszło oprócz wielu przekleństw rzucanych w kierunku ich jak i mojej przeklętej siostrzyczki. 

Wzdycham cicho pod nosem, gdy staję twarzą w twarz z drzwiami wejściowymi mojego obecnego lokum. Dopiero po chwili unoszę ułożoną w piąsteczkę dłoń, uderzając nią delikatnie w drewnianą powłokę. Czekam parę sekund z przygryzioną wargą, dopóki drzwi nie otwierają się przede mną na oścież, ukazując tym samym zaskoczonego na mój widok Brandona. 

-Mad? Co Ty tu robisz? Miałaś do mnie dzwonić!-woła lekko zdenerwowany, lecz pomimo tego otwiera szerzej drzwi, wpuszczając mnie w progi swojego i Justina mieszkania. 

Wchodzę do środka bez jakiegokolwiek odzewu, zajmując się zdejmowaniem z siebie butów. Powolnymi, ociążałymi krokami idę wgłąb mojego obecnego miejsca zamieszkania, nie mogąc wyrzucić z głowy swoich rodziców oraz siostry bliźniaczki będącej aktualnie w Kanadzie z chłopakiem, który porwał mnie, myśląc, że ja jestem nią. Czy to jest wszystko normalne?! Bo według mnie już dawno przestało być! 

-Mad! Czy zamierzasz odpowiedzieć na moje pytanie?!-pyta zirytowany, lecz także zmartwiony moim stanem, gdy otwieram na oścież drzwi lodówki, wyjmując z niej małą butelkę wody mineralnej. 

Odkręcam zakrętkę butelki, przystawiając ją do suchych warg i piję dopóki nie ubywa z plastiku pół pojemności. Następnie z powrotem zakręcam butelkę, biorąc ją pod pachę, zanim zaczynam kierować się ku wyjściu z kuchni, aby udać się do swojego pokoju, a właściwie pokoju Brandona, który nie opuszcza mnie ani na krok, idąc krok w krok za mną, niczym posłuszny piesek. Wchodzimy na górne piętro, od razu kierując się do sypialni bruneta. Wchodzę tam jako pierwsza, a on tuż za mną. Podchodzę do łóżka, na które rzucam się plecami do materaca. Brandon stoi w progu pokoju, patrząc na mnie, kiedy klepię miejsce tuż obok siebie, unosząc przy tym kąciki warg. 

-Chodź-proszę szeptem.-Mam ochotę się poprzytulać... 

*** 

W niewiadomym mi czasie usypiam w objęciach bruneta, lecz gdy się budzę nie ma go nigdzie w pobliżu. Marszczę zdezorientowana brwi, powoli wszystko analizując w swojej bolącej już od tego myślenia głowie. No tak, rodzice, sprawa z bliźniaczą ciążą... Wzdycham ze zmęczeniem, z powrotem wtulając twarz w pachnącą męskim szamponem poduszkę, na co mimowolnie unoszę kąciki warg, głośno wciągając powietrze przez nozdrza, aby móc dokładniej poczuć ten przyjemny zapach i z nim krążącym po wnętrzu mojego nosa powrócić do słodkiej krainy snu, w której niebo jest przejrzyście błękitne, a u jego sklepienia latają różowe jednorożce. Niestety, nie jest to mi dane, gdy zawiasy drzwi cicho skrzypią, gdy ktoś je otwiera. Przenoszę się z brzucha na plecy, patrząc na speszonego Brandona, który w dłoni trzyma plastikową torbę z dwoma papierowymi pudełkami w azjatyckie wzory. Chińskie jedzenie! 

-Przepraszam, nie chciałem Cię obudzić-mamrocze zawstydzony, wchodząc wgłąb pomieszczenia, swe kroki kierując do drugiej połowy łóżka, gdzie siada z wyciągniętymi nogami, stawiając między nami reklamówkę. 

-Nic się nie stało i tak już nie spałam-uśmiecham się do niego niemrawo, spuszczając wzrok na białą siatkę, czując zbierającą się w kącikach warg ślinę. 

-Kupiłem chińskie jedzenie, bo pomyślałem, że będziesz głodna, a podobno lubisz chińszczyznę... 

-Kocham-urywam mu w połowie zdania, wracając wzrokiem na jego twarz, nakładając na usta szeroki, dziecięcy uśmiech, który natychmiast odwzajemnia.-Dziękuję. 

Brandon wyjmuje pudełka pełne pachnącego jedzenia, podając jedno z nich dla mnie. Wyjmuję plastikowy widelec z wnętrza reklamówki, otwierając wieczko pudełka, z którego ulatuje para pachnąca wschodnimi przyprawami. Mimowolnie zaciągam się przepięknym zapachem, powodując śmiech u mojego towarzysza, którego uderzam w ramię, patrząc na niego z udawaną złością. Obydwoje jednak do naszego priorytetu, a mianowicie jedzenia. Zatapiam widelec wśród makaronu z warzywami oraz kurczakiem, wsuwając go do swoich ust, wydając z siebie dźwięk zadowolenia. 

-Więc...-zaczyna Brandon, gdy w pudełku zostaje mi zaledwie połowa chińskiego jedzenia.-Powiesz mi coś na temat Twoich rodziców i Twojego zachowania?-pyta łagodnie, lecz i tak czuję ścisk żołądka oraz niechęć do dalszego jedzenia. 

Z niechęcią odkładam kartonik z jedzeniem po swoim prawym boku, chowając twarz w drżące z nerwów dłonie. Pocieram ją kilkukrotnie, na sam koniec wypuszczając drżący oddech przez uchylone wargi. Gdy odsłaniam czerwoną już twarz, napotykam zmartwiony wzrok bruneta, który również zrezygnował z jedzenia. 

-Mam siostrę bliźniaczkę-wyduszam w końcu z siebie, czując się o niebo lepiej na duchu. Usta bruneta delikatnie się rozchylają, tak samo jak jego powieki, gdy patrzy na mnie z niedowierzaniem. 

-Co? Ale jak to?!-wybucha w pewnym momencie, chwytając głowę w obydwie dłonie, nie spuszczając ze mnie zszokowanego wzroku. 

-Moja mama zgodziła się na urodzenie dziecka bezpłodnej parze, która chciała tylko jedno dziecko. Wszystko było w porządku, do czasu porodu, gdy okazało się, że to bliźniacza ciąża. Wtedy zadecydowali wspólnie z tamtą rodziną, że jedni biorą jedno dziecko, a drudzy drugie i tak oto właśnie dorobiłam się bliźniaczki-opowiadam mu, uważnie przyglądając się jego reakcji. 

-O kurwa-ulatuje wyłącznie spomiędzy jego warg, na co mamroczę ciche "no".-Ale... Jak w ogóle dowiedziałaś się o tamtej dziewczynie? 

-Dzięki wyjazdowi z Justinem-przyznaję nieśmiało, na co marszczy w nieporozumieniu brwi.-To właśnie ta koleżanka Biebera...-przyznaję nieśmiało, na co przykłada dłoń do uchylonych warg. 

-Co tutaj do cholery się odwala?-pyta przerażonym szeptem, na co w odpowiedzi wzruszam ramionami. 

-Sama chciałabym wiedzieć...-urywam, gdy z dołu dobiega nas głośne walenie do drzwi. 

Nieświadomie chwytam mocno za udo mojego towarzysza, ze strachem patrząc w stronę drzwi od jego pokoju, czując, że coś się święci. To chyba ta cała damska intuicja. 

-Mam iść sam?-pyta spokojnie, na co kręcę przecząco głową, przełykając z trudem zebraną w gardle ślinę. 

-Nie chcę być tu sama. 

Wstaje jako pierwszy, następnie pomagając również i mi. Nie puszczam jego dłoni ani na sekundę, ściskając go z każdą chwilą coraz to mocniej. Jedyne co słyszę to moje szybko bijące serce oraz trzeszcąca podłoga, po której powoli stąpamy. Gdy jesteśmy już w połowie schodów, ponownie ktoś zaczyna walić w drzwi, przez co chwytam drugą dłonią za dłoń bruneta. 

-Chwila!-krzyczy, aby uspokoić osobę zza drzwiami. 

Kryję się za jego ciałem, nieśmiało wyglądając przez jego ramię w stronę drzwi wejściowych, które powoli odbezpiecza, otwierając na oścież. Moje serce się zatrzymuje, gdy napotykam wzrokiem dwójkę ludzi, o których nawet w tym momencie się nie spodziewałam. Zasycha mi w gardle, gdy jego wzrok napotyka mój. 

-Co do cholery?!-pyta zdezorientowany Brandon, gdy jego oczy przeskakują z jednego gościa do drugiego. 

-Witaj przyjacielu, stęskniłeś się?-pyta z mrocznym, przebiegłym uśmiechem błąkającym się w kącikach warg.-Poznajesz Mayę? Kto by się spodziewał, że ta mała suka za Twoimi plecami to jedynie jej marna podróbka. 

-Maya to Twoja siostra bliźniaczka?!-pyta zdezorientowany Brandon, który odwraca się przodem do mojej osoby. Nieśmiało wzruszam ramionami, unikając jego natarczywego wzroku.-Czy ktoś może mi, do cholery, wytłumaczyć co tutaj się w ogóle dzieje?! 

Uwierz mi Brandon, sama zadaję sobie to pytanie...
~*~
  Moje wyobrażenie Brandona, może być? ;)
Witam Was w kolejnym rozdziale, który małymi kroczkami przybliża nas do końca opowieści Mad i Justina! Liczycie na happy end czy wręcz przeciwnie? ;)
NOWE FF, ZAPRASZAM!
http://whyyourforeverlastshorterthanmine.blogspot.com/
Czytasz- komentujesz- motywujesz!

czwartek, 28 lipca 2016

NOWE FF!

Hej wszystkim!
Niestety nie jest to nowy rozdział, lecz również jakaś "nowość"! Otóż, założyłam nowego bloga!
http://whyyourforeverlastshorterthanmine.blogspot.com/
Jest to Fan-Fiction w roli głównej z Arianą Grande oraz Justinem Bieberem! Odbiega ono od tego ff, lecz mam nadzieję, iż przypadnie Wam ono do gustu podobnie jak to! :)
Serdecznie zapraszam wszystkich, którzy kochają albo Ari, albo Justina, albo w ogóle ich nie lubią, ale są zainteresowani! Postaram się, aby było ono jeszcze bardziej dopracowane niż TF! Na razie tylko bohaterowie i prolog, lecz pierwszy rozdział już tuż-tuż!
http://whyyourforeverlastshorterthanmine.blogspot.com/
http://whyyourforeverlastshorterthanmine.blogspot.com/
http://whyyourforeverlastshorterthanmine.blogspot.com/
PS rozdział na tego bloga jest w trakcie tworzenia, czekajcie na wielki powrót "Wielce Pana"! :)

piątek, 15 lipca 2016

17. Dodatek

Czytasz- komentujesz- motywujesz!
Polecam czytać w wersji mobilnej :)
~*~
Wykorzystuję chwilę nieuwagi Justina na wyswobodzenie się z jego uścisku i powolne podejście do prawdziwej Mayi. Patrzę na jej przestraszoną twarz bez jakichkolwiek emocji czy choćby mrugnięcia. Jej twarz jest bardziej krągła od mojej, a włosy sięgają niemal do połowy talii. Ma trochę więcej ciała, lecz nadal jest szczupła i wygląda kobieco. Nawet bardziej kobieco ode mnie.

-Jak to do cholery jest możliwe?-pytam zszokowanym szeptem, marszcząc przy tym brwi.

Ona wyłącznie wzrusza ramionami, a z jej twarzy znika cały strach. W jego miejsce wstępuje delikatne uniesienie kącików warg oraz radosny błysk w oku. Nim zdążam zareagować, ląduję w jej mocnym uścisku.

-Mam klona!-piszczy radośnie blisko mojego ucha, na co wykrzywiam wargi w geście bólu. Jeżeli nie pękły mi bębenki uszne, to będzie cud.

Przytakuję niechętnie na jej słowa, delikatnie klepiąc jej plecy, aby dać do zrozumienia, że już wystarczy tych czułości jak na jeden raz. Od razu wiem, że nie polubię tej dziewczyny. Jak Justin mógł mnie z nią mylić?! Ona jest zupełnym przeciwieństwem mojego charakteru! Jest otwarta, pewna siebie, sztucznie słodka oraz nie wykazuje żadnym punktem IQ! Naprawdę też jestem tak samo irytująca i, za przeproszeniem, tępa jak ona? No nie wydaje mi się, panie Bieber!

-Justin, tak bardzo tęskniłam!-piszczy po raz kolejny, podbiegając do zdezorientowanego blondyna, któremu wiesza się na szyi, całując obydwa policzki, na sam koniec chowając twarz w zgięciu jego szyi. Chwila, co to jest, co to za dziwne ukłucie w głębi mojego serca?

Chłopak dopiero po paru sekundach reaguje na jej gest, mocno obejmując jej talię, zamykając oczy oraz kładąc podbródek na czubku jej głowy. Uchylam delikatnie wargi zaskoczona jego gestem i patrzę w ich kierunku szeroko otwartymi oczami. Wow, ten chłopak naprawdę szybko zapomina o swoich "dziewczynach"... Nie żebym miała coś przeciwko. Wręcz przeciwnie, w końcu jest szansa na ucieczkę od tego psychopaty. Tak, trzeba szukać jakiś plusów tej sytuacji, prawda?

***

Gdy poprosiłam Justina o powrót do Irlandii, spodziewałam się, że powie, że prędzej mnie zabije niż da samotnie wrócić do domu. Lecz kompletnie nie spodziewałam się tego co naprawdę zrobił... Miał tupet, aby samodzielnie mnie spakować, kupić bilet na najbliższy lot i tak po prostu wyprosić mnie z naszego byłego pokoju hotelowego na rzecz księżniczki Mayi, która zapewne sama rozkłada mu nogi, aby mógł... Nie rozpędzaj się tak Mad, powinnaś cieszyć się powrotem!

Nie wiem czy za bardzo jest się czym cieszyć. Nie utrzymuję kontaktów z rodziną ani Nel już od dłuższego czasu, przez co boję się jak zareagują na mój nagły powrót. Będą udawać, że nic się nie stało? A może wyprą się mnie i każą radzić samej? Na razie o tym nie myślę, a przynajmniej się staram, ponieważ postanowiłam na parę dni zatrzymać się jeszcze u współlokatora Justina, Brandona. Zdziwiłam się, kiedy po otrzymaniu numeru od Biebera, zadzwoniłam do niego, a on samoistnie to zaproponował. I jak miałam mu odmówić?

-Mad!-woła, gdy tylko spostrzega mnie w tłumie turystów, machając energicznie dłonią, nie przestając się uśmiechać.

Mimowolnie sama uśmiecham się od ucha do ucha, biegnąc truchtem w jego stronę. Kiedy jestem już tuż naprzeciw niego, bierze mnie w szczelny uścisk, bujając nami na boki. Cicho śmieję się na jego gest, mocno obejmując jego kark. Zamykam oczy, stając na palcach, aby oprzeć podbródek na jego barku i mimowolnie delektować się zapachem jego zapewne drogich perfum.

-Tęskniłem-mamrocze z podbródkiem na moim ramieniu.

-Ja też-przyznaję szeptem, czując się zaskakująco dobrze i bezpiecznie w jego ramionach.

-Chodź, zapewne jesteś zmęczona po locie-proponuje, delikatnie klepiąc dół moich pleców, na co z niechęcią puszczam jego kark, opadając płasko na całą stopę.

***

-Witaj w domu-mówi, gdy otwiera przede mną drzwi od jego pokoju, w dłoni trzymając moją torbę.

Powoli wkraczam w progi pomieszczenia, podziwiając jego wygląd. Wygląda bardziej męsko od sypialni Justina. Przeważają tu ciemne kolory, najwięcej brązu. Ściany pomalowane są w odcieniu kasztanowego brązu, a panele wykonane są z ciemnego drewna. Meble wykonane są z tak samo ciemnego drewna co podłoga, wyłącznie dodatki takie jak zasłony, rolety, pościel są w jasnych odcieniach. Jest tu nienagannie czysto. To aż zaskakujące, że mężczyzna może utrzymać aż taki porządek w swoim azylu.

-Zrobiłem Ci trochę miejsca w szafie, mam nadzieję, że Ci starczy. Tak samo w łazience-informuje, stawiając moją walizkę tuż przy szafie.

Podchodzę do niego, po raz kolejny mocno go przytulając, tym razem w podziękowaniu za wszystko co dla mnie zrobił. Odwzajemnia mój gest w czuły sposób, sprawiając, iż czuję lekki skurcz w podbrzuszu. Unoszę twarz z jego ramienia, nie spodziewając się aż takiej bliskości. Nasze nosy dotykają się czubkami, gdy patrzymy sobie głęboko w oczy. Przenoszę swoje dłonie na jego lekko szorstkie policzki z rosnącym zarostem, gładząc opuszkami palców jego skórę. Zamyka oczy, uchylając wargi, delikatnie przyciągając moje biodra w swoją stronę. Również zamykam oczy, lecz przykładam swoje wargi do jego policzka, składając na nim drobny pocałunek.

-Dziękuję-szepczę tuż przy jego skórze, puszczając z dłoni jego policzki.

Chłopak również puszcza moje biodra, uśmiechając się lekko zawstydzony. Widzę w jego oczach, iż liczył na coś więcej, lecz jak na razie nie jestem gotowa mu tego dać. A on powinien to zrozumieć...

***

Schodzę na drugi dzień po schodach, ubrana w prowizoryczną piżamę, już od ich początku czując przyjemny zapach pieczonego ciasta. Jeżeli jest to to o czym myślę, to chyba będę mogła zagościć tu na dłużej niż sobie postanowiłam. Gdy przekraczam próg kuchni, zastaję tam już w pół nagiego Brandona, który stoi tyłem do mnie, akurat wyjmując świeżą porcję gofrów na talerz z małą górą tych pyszności. Ding dong, właśnie znalazłeś nową współlokatorkę!

-Dzień dobry-witam się z nim, wtulając od tyłu w szeroko rozbudowane plecy. Zamykam oczy, wtulając policzek w jego ciepłą skórę, która pachnie jakby dopiero wyszedł spod prysznica.

-Przestraszyłaś mnie!-sapie oburzony, lecz wyczuwam w jego głosie rozbawienie.-Dobry, dobry, idealnie trafiłaś na jedzenie, już sam chciałem to zjeść-uderzam delikatnie jego twardy brzuch swoją małą piąsteczką, przez co zaczyna się cicho śmiać.

-Byłbyś dupkiem, jakbyś to zrobił-oznajmiam, puszczając go i zgarniając talerz z goframi, aby postawić go na przygotowanym już stole.

-Często to słyszę-odpowiada beznamiętnie, wzruszając ramionami, na co niekontrolowanie zaczynam się śmiać, a on zaraz za mną.

Zasiadamy wspólnie do stołu, życząc nawzajem smacznego i zabierając do konsumpcji przepysznego śniadania przygotowanego przez mojego towarzysza. Nie odzywamy się do siebie przez dłuższy okres czasu, lecz gdy przełamuje cieszę, chciałabym, aby to nigdy nie nastąpiło, a na pewno nie w tym momencie...

-Dlaczego właściwie wróciłaś do kraju? I to jeszcze bez Justina? Uciekłaś mu?-wypytuje, na co wcześniej zjedzone gofry podchodzą mi do połowy gardła. Cicho odchrząkuję przed udzieleniem odpowiedzi.

-Nie, nie uciekłam mu. Sam pozwolił mi to zrobić. Spotkał tam... Znajomą i pozwolił mi tu wrócić samej, a właściwie to sam mnie wyrzucił z pokoju hotelowego-przyznaję skrępowana, nie unosząc wzroku znad talerza.

-Co zrobił?!-krzyczy, nie dowierzając.-Jak on do cholery mógł to zrobić?! Kogo on tam spotkał?-wypytuje, będąc wyprowadzony z równowagi.

-Spakował mnie, kupił bilet na lot i wyrzucił z pokoju-odpowiadam spokojnie na pierwsze z jego pytań.-Chciał pobyć sam na sam ze swoją dawną przyjaciółką, jeżeli wiesz co mam na myśli-unoszę wzrok na jego twarz, na której maluje się grymas obrzydzenia. Chyba doskonale zrozumiał o co mi chodzi.-Nie wiem kto to był, nie znam tej dziewczyny-naginam lekko prawdę, lekceważąco przy tym wzruszając ramionami.

-Co zamierzasz teraz zrobić?-pyta ostatecznie, na co biorę głęboki oddech, następnie powoli go wypuszczając.

-Na sam początek muszę jechać do rodziców dowiedzieć się jednej rzeczy. A następnie jakoś samo się potoczy...

***

Delikatnie uderzam ułożoną w piąsteczkę dłonią w drewniane włókno, z którego wykonane są drzwi wejściowe do mojego rodzinnego domu. Przegryzam dolną wargę, będąc pełna obaw jak przebiegnie pierwsze spotkanie z rodziną po takim okresie czasu. Jak zareagują na mój powrót. Czy będą chcieli w ogóle mnie widzieć. Nim zdążę w ogóle pomyśleć o ucieczce, drzwi otwierają się przede mną, a w ich progu staje zmarnowana postura mojej matki, która widząc mnie po drugiej stronie framugi zaczyna głośno płakać, rzucając się w moje ramiona. Mocno obejmuję ją swoimi ramionami, zaczynając płakać razem z nią.

-O mój Boże, Ty wróciłaś, Ty żyjesz-ledwo co z siebie wyrzuca przez duszący płacz.

-Już jestem-szepczę kojąco wprost do jej ucha.-I nigdzie się nie wybieram...

***

Po czułym przywitaniu z obojgiem rodziców, zasiadamy wspólnie do stołu, przy którym niegdyś jedliśmy rodzinne posiłki. Oczywiście nie udaje mi się powstrzymać ataku ich pytań, na które odpowiadam zdawkowo. Wmawiam im, że najzwyczajniej w świecie nie udało nam się z Justinem, że rozeszliśmy się w zgodzie, gdy wszystko wyszło zupełnie na opak. Gdy pytania z ich strony ucichają, postanawiam wkroczyć do akcji ze swoimi.

-Wiecie...-zaczynam, zwracając na swoją osobę uwagę dwójki rodziców.-Gdy byliśmy w Kanadzie z Justinem, poszliśmy do jego matki na grilla i byli tam tacy państwo...-zaczynam tajemniczo, chcąc wzbudzić u nich jeszcze większe zainteresowanie.-I oni mają córkę, ale to najmniej istotna rzecz w tej historii. Bardziej chodzi mi o to, że z tą dziewczyną wyglądamy jak dwie krople wody-zauważam natychmiastowy napad stresu ze strony matki, która sztywno chwyta na przedramię ojca, wbijając w nie swoje wypielęgnowane paznokcie.-Nie wiecie nic na ten temat?

Rodzice wymieniają się jednoznacznym spojrzeniem. Matka błaga samym wzrokiem ojca, który twardo potakuje, nie zważając na jej bezgłośne błagania.

-I tak już to się stało-mamrocze pod nosem, lecz doskonale wyłapuję jego słowa.

-Więc? Odpowie mi ktoś?-pytam zniecierpliwiona, jak i zaintrygowana ich nerwowym zachowaniem.

-Bo wiesz, córeczko...-zaczyna spokojnie tata, kładąc swoją dużą, szorstką dłoń na mojej, patrząc głęboko w moje oczy.

-Kiedyś urodziłam dziecko innej parze-wyznaje w końcu mama, na co patrzę na nią z szokiem.-Ty byłaś tylko dodatkiem... 
~*~
Kolejny mały zwrot akcji!
#TeamJustin czy #TeamBrandon? ;) 
Pamiętaj!
Czytasz- komentujesz- motywujesz! 

piątek, 8 lipca 2016

16. Żart?

Czytasz- komentujesz-motywujesz!
~*~ 
Nie zmrużyłam oka przez całą noc, podczas gdy Justin w najlepsze chrapał wprost na moją nagą klatkę piersiową, leżąc na mnie całym swoim ciężarem. Nie miałam jakiejkolwiek drogi ucieczki czy nawet poruszenia się. Leżałam pod nim, kompletnie naga, bez ruchu przez bliżej nieokreślony mi czas. Ani na sekundę nie potrafiłam pozbyć się tych obrzydliwych wspomnień z mojego "pierwszego razu". Tego jak jemu było dobrze, jak mówił te wszystkie obrzydliwe rzeczy, jak jęczał, jak pchał biodrami. Wszystkiego. Wszystkiego co najgorsze.

Na dworze powoli zaczyna się przejaśniać. Słońce powoli wyłania się zza białych, puchatych chmur, które pokryły błękitne niebo. Tykanie zegara było jedynym dźwiękiem w tym pokoju, które zakłócało grobową ciszę. Jak na złość był tuż nad łóżkiem, w miejscu, w którym mój wzrok nie mógł go wyłapać. Czy wszystko w tym miejscu jest przeciwko mnie?

Wstrzymuję oddech, gdy czuję długie rzęsy Justina łaskoczące mój mostek, podczas gdy mruga powoli powiekami. Wypuszcza gorące powietrze przez nos, powodując niechcianą gęsią skórkę na całej powierzchni mojego ciała. Nie wiem czy to ze strachu, czy po prostu taki odruch. Lecz bardziej uchylam się ku pierwszemu.

-Nie śpisz?-pyta zachrypniętym tonem głosu, unosząc swój senny wzrok na moją twarz. Jestem przekonana, że jest cała blada z fioletowymi sińcami pod oczami od niewyspania.

-Nie mogę zasnąć-odpowiadam niepewnym szeptem, patrząc wprost w jego lśniące w naturalnym świetle oczy. Są takie śliczne...

Młody mężczyzna z trudem przekręca się tak, że leży plecami na materacu, tym samym uwalniając mnie od ciężaru swojego ciała. Nim zdążę wykonać jakikolwiek ruch, przyciąga mnie do swojego boku, układając głowę na swojej piersi, a prawą nogę przerzucając przez swoją talię.

-Spróbuj zasnąć, przed nami obiad u mojej matki-proponuje łagodnym szeptem, opuszkami palców jeżdżąc po linii mojego kręgosłupa.

Tak, jakby zaśnięcie z kolosalnym penisem uwierającym w nogę było możliwe...
***

-Och, już jesteście!-woła radośnie Pattie, gdy tylko otwiera nam drzwi z radosnym uśmiechem. Wymuszam w sobie choćby grymas, nie chcąc, aby cokolwiek podejrzewała. Justin jak gdyby nigdy nic obejmuje moją talię, wbijając w nią swoje męskie, długie palce, tak, abym nie mogła mu uciec. Dla osoby z zewnątrz wygląda to na zwykłe objęcie, gdy dla mnie to kolejny cios w serce.

-Już prawie wszystko gotowe, wejdźcie-zaprasza nas do środka, otwierając szerzej drzwi.

Justin przepuszcza mnie w przejściu, choć nadal nie puszcza mojej talii ze swojego zabójczego uścisku. Czuję na sobie zmartwiony wzrok Pattie, lecz staram się grać jak najlepiej przed nią, że wszystko jest w porządku. Na powitanie przychodzi Jaxon razem z Jazzy, czule witając się ze swoim bratem, który udaje potulnego baranka do tulenia przy całej swojej rodzinie. Dzieciaki od razu zaciągają go do pomocy w rozpaleniu grilla, pozostawiając mnie tym samym sam na sam z mamą Biebera.

-Mogłabyś pomóc mi w kuchni?-pyta uprzejmie brunetka, na co potakuję ze smutnym uśmiechem.

Idzie przodem w kierunku kuchni, a ja krok w krok za nią, ze spuszczoną głową, myśląc o wczorajszym wieczorze oraz czy poruszy ten temat. Równie dobrze może uznać to zachowanie jako całkowicie normalne ze strony jej syna, w końcu na pewno bywało z nim gorzej skoro trafił do szpitala psychiatrycznego.

-Madeline? Czy Ty mnie w ogóle słuchasz?-śledzę wzrokiem dłoń Pattie, którą macha mi przed oczami, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że przez cały czas coś do mnie mówiła.

-Przepraszam Pattie, zamyśliłam się-przepraszam ją szczerze, nie potrafiąc już więcej wymusić w sobie udawanej radości.

-Co się dzieje Mad? Odkąd tutaj przyszliście wydajesz się taka... Odległa od rzeczywistości-pyta ze zmartwieniem wymalowanym na jej zmęczonej twarzy.

-Wszystko jest w porządku, nie musisz się mną martwić Pattie-uspokajam ją, po raz pierwszy od wczoraj unosząc szczerze kąciki warg.-W czym mogę Ci pomóc?-zmieniam szybko temat, podciągając rękawy sweterka do łokci.

Kobieta pstryka palcami jakbym przypomniała jej o czymś niezwłocznym, podchodząc do lodówki, z której wyjmuje zamarynowane mięso, marynatę do warzyw, takowe warzywa, miskę z pokrojonymi już pomidorami, śmietanę 12%, ząbek czosnku oraz jogurt naturalny. Otwieram szeroko powieki, gdy odkłada to wszystko na blat, zajmując połowę jego powierzchni. Myślałam, że przyjdziemy na skromny obiad...

-Zaprosiłam również sąsiadów-tłumaczy brunetka, gdy zauważa wyraz mojej twarzy, a właściwie wymalowany na niej strach na myśl, że sami musielibyśmy to zjeść.-Możesz zabrać się za krojenie warzyw na szaszłyki?-prosi pytająco, na co potakuję, biorąc w dłonie miskę z różnymi, kolorowymi warzywami.

Kładę miskę w zlewie, nakierowując natrysk na miskę i puszczam z niego najcieplejszą wodę, aby oczyścić warzywa z niepotrzebnego brudu. Kiedy są wystarczająco czyste, wylewam wodę z miski do zlewu, uważając, aby żadne z warzyw z niej nie wypadło. Kładę miskę na blat, nieopodal przygotowanej już deski oraz ostrego, dużego noża, które musiała położyć tutaj Pattie, gdy ja zajęłam się oczyszczeniem warzyw.

-Jak Ci się układa z Justinem?-pyta niepewnie w pewnym czasie, przez co gwałtowniej ucinam kawałek cukinii.

-Dobrze-odpowiadam wymijająco, starając się powstrzymać drżenie dłoni, które zawsze to robiły, gdy zaczynałam się stresować.

-Mad? Czy u Was na pewno wszystko dobrze się układa? Cała się trzęsiesz...-zauważa zmartwiona mama blondyna.

-Tak, jest wszystko w porządku Pattie-mówię płaczliwie, czując pierwsze łzy spływające w dół moich policzków, jedna za drugą.

-Mad...

W tym samym czasie łzy zamazują moją widoczność i przez przypadek przejeżdżam końcówką noża po koniuszku palca. Upadam wyczerpana na kolana, ciągnąc za sobą deskę z pokrojoną już w plastry cukinią, która aktualnie znajduje się wszędzie. Zaczynam drżeć przez kolejną falę łez, pociągając co chwilę nosem.

-Co tutaj się... Madeline?-kiedy słyszę jego głos nieopodal siebie, przyciągam kolana do klatki piersiowej, obejmując je ramionami, nie przejmując się przy tym, że mogę w ten sposób pobrudzić krwią swoje ubranie.

-Z-zostaw mnie!-wyjąkuję przez łzy, gdy jego duża, ciepła dłoń delikatnie opada na moją łopatkę.

-Chodź, opatrzymy Twojego palca i znajdziemy jakieś ubrania do przebrania-ignoruje moją prośbę, wkładając swoje przedramię w zgięcie moich kolan, drugim obejmując mnie w talii i powoli wstając razem ze mną w ramionach...
***
Posyłam dziękujący uśmiech w stronę Jazzy, siostry Justina, po raz kolejny tego popołudnia, na co ona nieśmiało go odwzajemnia, powracając do pogawędki z resztą rodziny oraz jedzenia smażonego kurczaka.

Młodsza siostra Justina pożyczyła mi swoje szare legginsy oraz czarną bluzę na zamek, ponieważ moje spodnie oraz sweterek były w pojedynczych kroplach krwi. Pomogła mi oczyścić palca za pomocą wody utlenionej oraz zakleiła go małym plasterkiem. Użyczyła mi również płatków kosmetycznych oraz mleczka do demakijażu, abym mogła pozbyć się pozostałości rozmazanego makijażu z twarzy. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie ona...

-Madeline, zjadłaś już?-pyta z drugiego końca stołu mama Justina, przez co wszyscy tu zebrani patrzą w moim kierunku.

-Już się nadjadłam, dziękuję-odpowiadam nieśmiało, unosząc delikatnie kąciki warg w górę, na co blondyn siedzący obok mnie głośno odchrząkuje.

-Zjedz coś albo sam Cię nakarmię-rozkazuje mi szeptem, wprost do ucha, Justin, który oczywiście po akcji w kuchni stał się bardziej zaborczy wobec mnie i nie odstępuje mi nawet na krok. Nawet, gdy przebierałam spodnie w pokoju jego siostry.

Lekko zastraszona sięgam po kolejnego, już delikatnie chłodnego, szaszłyka, zdejmując z niego warzywa wraz z kurczakiem. Odsuwam na bok pierś z kurczaka, biorąc do ust kawałek chrupiącej papryki. Rodzina Bieberów powraca do pasjonującej rozmowy o... Sama nie wiem czym, lecz jeden z jej osobników bezustannie patrzy na to jak spożywam swoje jedzenie. Staram się ignorować natrętny wzrok starszego z braci i skupić całkowicie na jedzeniu, które powoli cofa się z powrotem do mojego przełyku.

-Mamo, nasi goście są już blisko-informuje Jaxon, zapewne zauważając zbliżającą się do ich furtki rodzinę.

Pattie od razu wstaje ze swojego siedzenia, poprawiając swój ubiór oraz włosy i nakłada na usta radosny uśmiech. Nie mija parę sekund jak z przodu domu można usłyszeć otwierającą się bramkę. Jazzy i Jaxon idą w ślady mamy, na co i ja z Justinem jesteśmy zmuszeni zrobić to samo. Po chwili zza rogu domu wychodzi trzyosobowa rodzina z ojcem na czele, który od razu odwzajemnia szeroki uśmiech Pattie. Czuję jak ramię, którym obejmuje mnie Justin znacznie bardziej zaciska się na mojej talii, tym samym przyciągając mnie znacznie bliżej niego.

-Witajcie!-woła do wszystkich, podchodząc do Pattie, na której policzkach pozostawia dwa pocałunki na powitanie.

-Maya, a Ty już tutaj? Byłaś przed chwilą...-urywa, gdy odwraca się za siebie. Moje serce staje, gdy patrzę w tamtym kierunku co on. Nie, to niemożliwe! Błagam, niech ktoś powie, że to zwykły żart! W tamtym miejscu stoi tak samo zaskoczona moją obecnością dziewczyna, która wygląda identycznie jak ja. Różni nas wyłącznie waga oraz długość włosów.

-Nie, to jakiś żart...-szepcze do siebie pod nosem Justin, lecz jako, iż jestem najbliżej niego słyszę go doskonale.-Jest was dwie?!

To samo pytanie zadaję sobie od chwili, gdy ją ujrzałam, Bieber... 
~*~
Oto i on! Obiecałam, że będzie szybciej i mam nadzieję, że słowa dotrzymałam :) 
Mały zwrot akcji, ktoś się takiego spodziewał? ;)
Nie mogę obiecać kiedy pojawi się następny, ale postaram się, aby był on jak najszybciej się da :)
Pamiętajcie o komentarzach, one naprawdę motywują do dalszego pisania! :)