środa, 21 września 2016

20. "Będziesz następna"... (OSTATNI)

Tak dla uzupełnienia- Palmer to nazwisko Brandona... ;)
Życzę miej lektury i pasjonowania się ostatnim rozdziałem opowiadania!
~*~
Budzę się, gdy grunt, na którym leżę unosi się i miarowo opada co parę sekund. Mruczę sennie pod nosem, marszcząc brwi, gdy czuję delikatny ból w skroniach. Powierzchnia, na której leżę ponownie unosi się na parę milimetrów, aby po sekundzie opaść. Wtem zaczynam czuć więcej szczegółów, takie jak chociażby gorąco bijące od skóry innego człowieka. Nadal z zamkniętymi oczami zaczynam błądzić dłonią po ciele osoby, na której leżę, wyłapując umięśnione bicepsy, duże dłonie z długimi palcami oraz wystającymi żyłami. Okej, więc to mężczyzna... 

Otwieram gwałtownie powieki, gdy wyczuwam coś więcej. I ja, i on jesteśmy kompletnie nadzy, tak jak Bóg nas stworzył. Wstrzymuję oddech, unosząc go niepewnie na twarz mojego towarzysza. Widząc, że to słodko śpiący Brandon, którego warg są lekko rozchylone, czuję się odrobinę spokojniej. Lecz nadal nie dociera do mnie to, że poprzedniej nocy uprawialiśmy seks. O mój Boże! Uprawiałam seks z najlepszym przyjacielem mojego gwałciciela! 

Wspomnienia z zeszłej nocy napływają do mojego umysłu. To, jak delikatny był, to, jak obchodził się ze mną jak z porcelanową lalką, jak dbał w większej mierze o moją przyjemność, a nie swoją. Mimo, że nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, to wiem, że na taki seks kobiety czekają całe swoje życie. A ja dostałam takie doznania chyba jako prezent od tego na górze. Uśmiecham się jak głupia, nie spuszczając wzroku z rozluźnionej twarzy bruneta. Grzywka, która na co dzień ułożona jest za pomocą gumy czy tam lakieru, teraz spokojnie spoczywa na jego czole, powoli dochodząc do oczu. Długie, ciemne, gęste rzęsy rzucają cień na początek policzków. Spomiędzy uchylonych warg ulatuje ciche chrapanie. 

Podciągam się delikatnie ku górze jego torsu, ustawiając twarz naprzeciw jego twarzy. Zamykam powieki, przykładając delikatnie jego wargi do swoich. Ssę delikatnie dolną wargę chłopaka, uśmiechając się radośnie, gdy chwyta moją górną wargę między swoje, jęcząc przy tym sennie. 

-Dzień dobry-szepczę, gdy odsuwam swoje wargi od jego na parę milimetrów, a uśmiech nie schodzi mi z twarzy. 

-Czyli to nie był sen? To naprawdę się wydarzyło?-pyta nadal z zamkniętymi oczami, z poranną chrypką wyczuwalną w jego głosie. Również kąciki warg mężczyzny kierują się ku górze. 

-Śnisz o takich zbereźnych rzeczach? I to do tego ze mną w roli głównej?-podchwytuję temat, chcąc się z nim trochę podroczyć. 

Otwiera powoli powieki, patrząc wgłąb moich oczu swoimi niesamowitymi, ciemno brązowymi oczami. Jego uśmiech z radosnego przemienia się w łobuzerski i już po chwili leżę pod nim, uwięziona między jego ramionami. 

-Nie ładnie łapać tak za słówka-mówi matczyno kpiącym głosem, unosząc jedną z brwi ku górze. 

-Mogę złapać za co innego...-podśpiewuję drocząco, zarzucając ramiona na jego kark, przyciągając go bliżej swojego roznegliżowanego ciała, co od razu wykorzystuje, łącząc ze sobą nasze wargi w żarliwym pocałunku. 

*** 

Przepraszam moich towarzyszy na moment, gdy z salonu udaje mi się dosłyszeć powiadomienie o nowej wiadomości, co wydaje się być wręcz niemożliwe przez nasze głośne śmiechy oraz radio puszczone gdzieś w kącie kuchni, w której urzędujemy. W podskokach przedostaję się z jednego pomieszczenia do drugiego, wskakując płynnie na kanapę, gdzie na drugim jej krańcu spoczywa spokojnie mój telefon. Chwytam go w obie dłonie, szybko wpisując kod odblokowujący. Wchodzę w skrzynkę, wybierając jedną jedyną nie odczytaną wiadomość. 

Od: Nieznany 
"Jeżeli chcesz uratować ludzkie życie, rób to, co Ci każę. Napisz odpowiedź 'Zgadzam się', jeśli w to wchodzisz. Masz niewiele czasu." 

Zamieram, gdy odczytuję treść wiadomości. Ja ratująca czyjeś życie?! I to znowu ten chory człowiek, który za pierwszym razem do mnie pisał... Czy mogę mu zaufać? Czy to aby nie na pewno kolejny podstęp Justina? 

Do: Nieznany 
"Zgadzam się." 

Odpisuję i wysyłam, choć nie jestem pewna tej odpowiedzi. Nie tylko mogę uratować komuś życie, mogę też narazić siebie na jego utratę. Ale żyć później ze świadomością, że miałam szansę komuś pomóc, lecz poddałam się bez walki... Muszę chociaż spróbować. 

Od: Nieznany 
"Bardzo mnie to cieszy. W takim razie w tej chwili jedź do domu Justina. Po drodze wezwij pogotowie i policję. Zawiadom ich, że będą mieli do czynienia z chorą psychicznie osobą. Twoja siostra jest w niebezpieczeństwie." 

Gdy czytam ostatnie zdanie tej wypowiedzi, telefon wypada mi z trzęsących się dłoni prosto na drewnianą podłogę. 

-Ej Mad, co Ty tak...-Cornelia urywa swoją wypowiedź, gdy zauważa w jakim stanie jestem. 

Niepostrzeżenie w dół moich policzków zaczynają ciec łzy wielkości grochu, mocząc policzki oraz spływając do dekoltu. Patrzę w kierunku przejścia, gdzie stoi zszokowana Cornelia, a za jej plecami tuż po chwili zjawia się zmartwiony Brandon, który najwidoczniej zwrócił uwagę na przerwaną wypowiedź Nel. 

-O-ona... O-on... On ją krzywdzi-zdołam z siebie wydusić, zanim zaczynam krztusić się wciąganym do płuc powietrzem oraz łzami. 

Brunet od razu rozumie co mam na myśli, ponieważ zaczyna pośpiesznie kierować się w stronę przedpokoju. Słyszę szuranie butów, a następnie pisk wywołany przez gumową podeszwę ocierającą się o wypolerowane kafelki. Po paru sekundach Brandon pojawia się z powrotem w salonie, z moją parą butów w dłoniach. Kuca przede mną, nakładając na moje stopy trampki, wiążąc je aż nazbyt mocno. Pomaga mi wstać i założyć na siebie jego bluzę, zapinając ją aż pod samą szyję. 

-Musimy jechać Cornelia, nie wiem, kiedy wrócimy-oznajmia Brandon zgodnie z prawdą. 

Moja przyjaciółka odprowadza nas wzrokiem aż po same drzwi wejściowe, machając niepewnie na pożegnanie, gdy drzwi za naszą dwójką powoli się zamykają. 

-Skąd wiesz to wszystko?-pyta spiętym tonem Brandon, gdy ciągnie mnie za sobą w stronę krawężnika, przy którym stoi zaparkowane auto pożyczone od jego jednego kolegi.
 
-Ktoś mi napisał...-odpowiadam zgodnie z prawdą, zajmując miejsce pasażera w skromnym aucie. 

-Kto?-dopytuje, odpalając silnik. 

-Nie mam pojęcia-przyznaję nieśmiało, nawet nie unosząc na niego spojrzenia. 

-Co jeszcze Ci napisał?-pyta jakbym właśnie nie przyznała się, że nie wiem kim jest osoba, która tak mi napisała. Spodziewałam się, że wyśmieje mnie i zawrócić z powrotem w kierunku domu Cornelii, lecz nic takiego nie robi. Nadal jedzie w stronę domu Biebera. 

-Muszę zadzwonić na 112-przypomina mi się. 

Grzebie jedną z dłoni w głębi kieszeni swoich spodni, wyjmując stamtąd telefon, który podaje w moją stronę. 

-Dzwoń-nakazuje, na co od razu biorę się za wykonanie połączenia alarmowego. 

Gdy dystrybutor po drugiej stronie odbiera, od razu mówię mu to, co nakazał mi anonimowy nadawca wiadomości. Pani powiedziała, że przekaże moje zgłoszenie odpowiednim służbą, po czym rozłączyła się. Oby nie było za późno... 

*** 

Podjeżdżamy pod dom Justina, gdy pogotowie i policja są już na miejscu, razem z tłumem gapiów, którzy dyskutują między sobą na temat tego co kryje się za dwoma pojazdami służb. Brandon parkuje na szybko po drugiej stronie ulicy, gasząc silnik, tym samym dając mi znak, iż mogę wybiec z pojazdu. Biegnę na drugą stronę ulicy ile tylko mam sił w nogach, starając się przepchać między ludźmi do policjanta stojącego na początku małego zgrupowania, który notuje coś w swoim czarnym, skórzanym notesie. 

-Biedna dziewczyna, ten człowiek to potwór. 

-Kto by się tego spodziewał po tak uprzejmnym młodzieńcu! 

-Ile ona musiała wycierpieć przez niego... 

Rozmowy starszych kobiet jedynie podsyciły moją ciekawość. W końcu udało mi się przepchać do pana władzy, który gdy tylko poczuł moją obecność obok siebie, spojrzał w moim kierunku jakby z przymusu. 

-Dzień dobry, nazywam się Madeline Mahoney i to ja państwa tutaj wezwałam. Co jest z moją siostrą?-tłumaczę chaotycznie, gestykulując przy tym dłońmi. 

Ciężka dłoń mężczyzny spoczywa na moim barku, gdy wyraz jego twarzy staje się coraz bardziej kruchy i przygnębiony. Czuję jak z sekundy na sekundę podstawowe czynności życiowe ulatują z mojego ciała i staje się ono giętkie. 

-Przykro nam...-zdołam jedynie wyłapać z wypowiedzi oficera, ponieważ moją uwagę przykuwa dwójka lekarzy, która na noszach, w czarnym worku, wynosi drobne, kobiece ciało. 

Nie zważając na taśmy zabezpieczające ani nawoływania policjanta rzucam się biegiem w tamtym kierunku. Udaje mi się ujrzeć jej bladą, pełną sińców oraz zadrapań twarz, przetłuszczone włosy oraz głęboką ranę w mostku wokół której zdążyła zakrzepnąć krew. Wtedy zapięli worek do końca, a ja padłam parę metrów przed nimi na kolana, zanosząc się żałosnym szlochem. Nie zdążyłam... 

Czuję jak ktoś unosi moje ciało w ślubny sposób. Z trudem rozpoznaję, iż to Brandon, który zaczyna iść w kierunku tłumu, z powrotem do samochodu. Patrzę oczami pełnymi łez w stronę domu, w którym to wszystko się zaczęło i dziś zakończyło. W przejściu pojawia się dwójka policjantów, która kurczowo trzyma jego bicepsy, starając się prowadzić go wprost do radiowozu. Nasze spojrzenia spotykają się ze sobą. Wstrzymuję oddech, gdy kącik jego warg unosi się ku górze w kpiący sposób. Przy obydwu kącikach widoczna jest krew. I to na pewno nie jego krew... Mówi bezgłośne "Będziesz następna", a po chwili znika między tłumem ludzi, do którego dochodzimy... 

***
*5 lat później* 

-Wyglądasz przepięknie córeczko!-komplementuje mój wygląd, łamiącym się głosem, mama. 

Patrzę na swoje odbicie lustrzane. Moje niegdyś rzadkie, ciemno brązowe włosy do łopatek teraz sięgają do lędźwi, a ich końcówki są w kolorze ciemnego blondu, nadając moim włosom efekt ombre. Moja twarz stała się bardziej smukła, dojrzalsza, a policzki mniej chomicze. Nabrałam odpowiednich, kobiecych kształtów i przybyło mi parę centymetrów więcej. Między specjalnie ułożone włosy w dorodne loki został wpięty długi, biały welon, który sięgał mniej więcej do moich pośladków. Śnieżnobiała, tiulowa suknia wyjęta z okładek magazynów dla kobiet zdobiła moje smukłe ciało. Była wiązana na plecach, a jej dekolt oraz pas zdobiły diamentowe kamienie. Moją szyję również zrobił diamentowy naszyjnik, rodzinna pamiątka po prababci. 

Już dziś, po tylu latach bycia razem, miałam oficjalnie stać się panią Palmer. Z Brandonem jesteśmy w związku od dnia, w którym po raz ostatni widzieliśmy Justina Biebera na oczy- od dnia, w którym zamordował moją siostrę. Wszyscy przeżyliśmy to dotkliwie, nawet moi rodzice, którzy tak naprawdę mogli nawet nie pamiętać o niej. Wylaliśmy w tamtym czasie hektolitry łez. Najgorszy był dzień pogrzebu Mai. Widok jej bladego ciała w czterech ścianach trumny. Justina zamknęli na dożywocie w zakładzie psychiatrycznym. Jedynie tyle o nim wiem od tamtego czasu. Nie potrzebuję więcej informacji o jego życiu. 

W dniu, w którym stało się to, co się stało, jeden z policjantów podarował mi list- list napisany przez niego. Do dziś dnia nie miałam odwagi go otworzyć, przeczytać. Boję się jego zawartości... 

-Madeline?-unoszę wzrok w odbiciu lustrzanym na moją matkę. Uśmiecha się do mnie z oczami pełnymi łez.-Już czas...-oznajmia, na co nieświadomie wstrzymuję oddech. 

Potakuję na jej słowa, prosząc o chwilę samotności. Gdy postać mamy znika za zamkniętymi drzwiami, podchodzę do regału na książki. Sięgam po karton z najwyżej półki, dmuchając na jego zakurzone wieko. Zdejmuję je z góry, napotykając wzrokiem na lekko przyżółkłą już kopertę z moim imieniem w centrum. Przegryzam dolną wargę, gdy delikatnie wyjmuję cienką przesyłkę z wnętrza kartonu. Przyglądam się jej przez moment, ostatecznie chowając ją z powrotem do kartonu. Kładę karton na jego miejsce, po raz ostatni sprawdzając swój wygląda w lustrze. Opuszczam pomieszczenie, kompletnie zapominając o włączonym telewizorze... 

"Justin Bieber znów na wolności! Jak donosi dyrektor Ośrodka Psychiatrycznego w Cork, ubiegłej nocy doszło do spektakularnej ucieczki przez Justina Biebera, jednego z najbardziej niebezpiecznych pacjentów placówki. 
-Do teraz nie wiemy jak udało mu się tego dokonać-wyznaje dyrektor placówki.-Cała akcja musiała zostać zaplanowana przez uciekiniera, który zadbał również o pozbawienie przytomności osoby pilnującej jego pokoju czy wyłączenie monitoringu. 
Dyrekcja ośrodka prosi o bezzwłoczny kontakt, gdy ktoś się natknie na ślady bądź obecność Justina Biebera w okolicy. Tyle dla "Wiadomości z kraju", Stacy Irvin"...
~*~
Tak oto dobiegamy do końca historii Justina i Madeline! 
Przed nami pozostał wyłącznie epilog i... Ostateczny koniec.
Może mały spam komentarzami umilający pisanie epilogu? ;)

5 komentarzy:

  1. Mam obawy,ze Justin sie wtryni w ich zycie i faktycznie " bedzie nastepna ". Swoja droga bardzo oryginalne opowiadanie :) Czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem naprawdę szczerze zawiedziona końcowymi rozdziałami:O

    OdpowiedzUsuń