piątek, 5 sierpnia 2016

18. Powrót

NOWE FF, NA KTÓRE SERDECZNIE ZAPRASZAM! :)
http://whyyourforeverlastshorterthanmine.blogspot.com/
Czytasz- komentujesz- motywujesz!
~*~
Przyglądam się rodzicom, będąc całkowicie zszokowana po wyznaniu mamy. Urodziła dziecko innej parze? Co oznacza, że ja byłam tylko dodatkiem

-Na badaniach USG widoczne było tylko jedno dziecko. Dopiero, gdy doszło do porodu okazało się, iż jest to bliźniacza ciąża. Tamci państwo chcieli tylko jedno dziecko, dzięki czemu uzyskaliśmy Ciebie-tłumaczy tę sytuację mama, na której twarzy maluje się smutny uśmiech. 

-Ale... Dlaczego mi nie powiedzieliście?-pytam smutno, spuszczając wzrok na swoje dłonie, które są przykryte dłońmi rodziców. 

-Wydawało się nam to nieistotne, przecież to nic praktycznie nie zmienia-głos zabiera tata, lecz jego wypowiedź wzbudza we mnie niewyobrażalną złość. 

-Nic nie zmienia?!-krzyczę pytająco.-Dla Ciebie mieć siostrę lub jej nie mieć to nic?!-unoszę ton głosu, nie zważając, iż to moi rodzice. 

-Córeczko...-wtrąca się opanowanym głosem mama, na co szybko wyzwalam dłonie spod ich, wstając na równe nogi. 

-Nie, ja potrzebuję czasu-mamroczę, kręcąc przecząco głową, zanim opuszczam pomieszczenie kuchenne, kierując się do wyjścia z rodzinnego domu. 

*** 

Do domu Justina i Brandona wracam samodzielnie, mimo próśb tego drugiego, abym zadzwoniła, gdy tylko będę zbierać się do wyjścia. Musiałam pobyć chwilę w samotności, a podróż z jednego krańca miasta do drugiego w tej sytuacji była zbawieniem. Chciałam przemyśleć całą tę sytuację, w której postawili mnie rodzice, lecz tak właściwie nic z tego nie wyszło oprócz wielu przekleństw rzucanych w kierunku ich jak i mojej przeklętej siostrzyczki. 

Wzdycham cicho pod nosem, gdy staję twarzą w twarz z drzwiami wejściowymi mojego obecnego lokum. Dopiero po chwili unoszę ułożoną w piąsteczkę dłoń, uderzając nią delikatnie w drewnianą powłokę. Czekam parę sekund z przygryzioną wargą, dopóki drzwi nie otwierają się przede mną na oścież, ukazując tym samym zaskoczonego na mój widok Brandona. 

-Mad? Co Ty tu robisz? Miałaś do mnie dzwonić!-woła lekko zdenerwowany, lecz pomimo tego otwiera szerzej drzwi, wpuszczając mnie w progi swojego i Justina mieszkania. 

Wchodzę do środka bez jakiegokolwiek odzewu, zajmując się zdejmowaniem z siebie butów. Powolnymi, ociążałymi krokami idę wgłąb mojego obecnego miejsca zamieszkania, nie mogąc wyrzucić z głowy swoich rodziców oraz siostry bliźniaczki będącej aktualnie w Kanadzie z chłopakiem, który porwał mnie, myśląc, że ja jestem nią. Czy to jest wszystko normalne?! Bo według mnie już dawno przestało być! 

-Mad! Czy zamierzasz odpowiedzieć na moje pytanie?!-pyta zirytowany, lecz także zmartwiony moim stanem, gdy otwieram na oścież drzwi lodówki, wyjmując z niej małą butelkę wody mineralnej. 

Odkręcam zakrętkę butelki, przystawiając ją do suchych warg i piję dopóki nie ubywa z plastiku pół pojemności. Następnie z powrotem zakręcam butelkę, biorąc ją pod pachę, zanim zaczynam kierować się ku wyjściu z kuchni, aby udać się do swojego pokoju, a właściwie pokoju Brandona, który nie opuszcza mnie ani na krok, idąc krok w krok za mną, niczym posłuszny piesek. Wchodzimy na górne piętro, od razu kierując się do sypialni bruneta. Wchodzę tam jako pierwsza, a on tuż za mną. Podchodzę do łóżka, na które rzucam się plecami do materaca. Brandon stoi w progu pokoju, patrząc na mnie, kiedy klepię miejsce tuż obok siebie, unosząc przy tym kąciki warg. 

-Chodź-proszę szeptem.-Mam ochotę się poprzytulać... 

*** 

W niewiadomym mi czasie usypiam w objęciach bruneta, lecz gdy się budzę nie ma go nigdzie w pobliżu. Marszczę zdezorientowana brwi, powoli wszystko analizując w swojej bolącej już od tego myślenia głowie. No tak, rodzice, sprawa z bliźniaczą ciążą... Wzdycham ze zmęczeniem, z powrotem wtulając twarz w pachnącą męskim szamponem poduszkę, na co mimowolnie unoszę kąciki warg, głośno wciągając powietrze przez nozdrza, aby móc dokładniej poczuć ten przyjemny zapach i z nim krążącym po wnętrzu mojego nosa powrócić do słodkiej krainy snu, w której niebo jest przejrzyście błękitne, a u jego sklepienia latają różowe jednorożce. Niestety, nie jest to mi dane, gdy zawiasy drzwi cicho skrzypią, gdy ktoś je otwiera. Przenoszę się z brzucha na plecy, patrząc na speszonego Brandona, który w dłoni trzyma plastikową torbę z dwoma papierowymi pudełkami w azjatyckie wzory. Chińskie jedzenie! 

-Przepraszam, nie chciałem Cię obudzić-mamrocze zawstydzony, wchodząc wgłąb pomieszczenia, swe kroki kierując do drugiej połowy łóżka, gdzie siada z wyciągniętymi nogami, stawiając między nami reklamówkę. 

-Nic się nie stało i tak już nie spałam-uśmiecham się do niego niemrawo, spuszczając wzrok na białą siatkę, czując zbierającą się w kącikach warg ślinę. 

-Kupiłem chińskie jedzenie, bo pomyślałem, że będziesz głodna, a podobno lubisz chińszczyznę... 

-Kocham-urywam mu w połowie zdania, wracając wzrokiem na jego twarz, nakładając na usta szeroki, dziecięcy uśmiech, który natychmiast odwzajemnia.-Dziękuję. 

Brandon wyjmuje pudełka pełne pachnącego jedzenia, podając jedno z nich dla mnie. Wyjmuję plastikowy widelec z wnętrza reklamówki, otwierając wieczko pudełka, z którego ulatuje para pachnąca wschodnimi przyprawami. Mimowolnie zaciągam się przepięknym zapachem, powodując śmiech u mojego towarzysza, którego uderzam w ramię, patrząc na niego z udawaną złością. Obydwoje jednak do naszego priorytetu, a mianowicie jedzenia. Zatapiam widelec wśród makaronu z warzywami oraz kurczakiem, wsuwając go do swoich ust, wydając z siebie dźwięk zadowolenia. 

-Więc...-zaczyna Brandon, gdy w pudełku zostaje mi zaledwie połowa chińskiego jedzenia.-Powiesz mi coś na temat Twoich rodziców i Twojego zachowania?-pyta łagodnie, lecz i tak czuję ścisk żołądka oraz niechęć do dalszego jedzenia. 

Z niechęcią odkładam kartonik z jedzeniem po swoim prawym boku, chowając twarz w drżące z nerwów dłonie. Pocieram ją kilkukrotnie, na sam koniec wypuszczając drżący oddech przez uchylone wargi. Gdy odsłaniam czerwoną już twarz, napotykam zmartwiony wzrok bruneta, który również zrezygnował z jedzenia. 

-Mam siostrę bliźniaczkę-wyduszam w końcu z siebie, czując się o niebo lepiej na duchu. Usta bruneta delikatnie się rozchylają, tak samo jak jego powieki, gdy patrzy na mnie z niedowierzaniem. 

-Co? Ale jak to?!-wybucha w pewnym momencie, chwytając głowę w obydwie dłonie, nie spuszczając ze mnie zszokowanego wzroku. 

-Moja mama zgodziła się na urodzenie dziecka bezpłodnej parze, która chciała tylko jedno dziecko. Wszystko było w porządku, do czasu porodu, gdy okazało się, że to bliźniacza ciąża. Wtedy zadecydowali wspólnie z tamtą rodziną, że jedni biorą jedno dziecko, a drudzy drugie i tak oto właśnie dorobiłam się bliźniaczki-opowiadam mu, uważnie przyglądając się jego reakcji. 

-O kurwa-ulatuje wyłącznie spomiędzy jego warg, na co mamroczę ciche "no".-Ale... Jak w ogóle dowiedziałaś się o tamtej dziewczynie? 

-Dzięki wyjazdowi z Justinem-przyznaję nieśmiało, na co marszczy w nieporozumieniu brwi.-To właśnie ta koleżanka Biebera...-przyznaję nieśmiało, na co przykłada dłoń do uchylonych warg. 

-Co tutaj do cholery się odwala?-pyta przerażonym szeptem, na co w odpowiedzi wzruszam ramionami. 

-Sama chciałabym wiedzieć...-urywam, gdy z dołu dobiega nas głośne walenie do drzwi. 

Nieświadomie chwytam mocno za udo mojego towarzysza, ze strachem patrząc w stronę drzwi od jego pokoju, czując, że coś się święci. To chyba ta cała damska intuicja. 

-Mam iść sam?-pyta spokojnie, na co kręcę przecząco głową, przełykając z trudem zebraną w gardle ślinę. 

-Nie chcę być tu sama. 

Wstaje jako pierwszy, następnie pomagając również i mi. Nie puszczam jego dłoni ani na sekundę, ściskając go z każdą chwilą coraz to mocniej. Jedyne co słyszę to moje szybko bijące serce oraz trzeszcąca podłoga, po której powoli stąpamy. Gdy jesteśmy już w połowie schodów, ponownie ktoś zaczyna walić w drzwi, przez co chwytam drugą dłonią za dłoń bruneta. 

-Chwila!-krzyczy, aby uspokoić osobę zza drzwiami. 

Kryję się za jego ciałem, nieśmiało wyglądając przez jego ramię w stronę drzwi wejściowych, które powoli odbezpiecza, otwierając na oścież. Moje serce się zatrzymuje, gdy napotykam wzrokiem dwójkę ludzi, o których nawet w tym momencie się nie spodziewałam. Zasycha mi w gardle, gdy jego wzrok napotyka mój. 

-Co do cholery?!-pyta zdezorientowany Brandon, gdy jego oczy przeskakują z jednego gościa do drugiego. 

-Witaj przyjacielu, stęskniłeś się?-pyta z mrocznym, przebiegłym uśmiechem błąkającym się w kącikach warg.-Poznajesz Mayę? Kto by się spodziewał, że ta mała suka za Twoimi plecami to jedynie jej marna podróbka. 

-Maya to Twoja siostra bliźniaczka?!-pyta zdezorientowany Brandon, który odwraca się przodem do mojej osoby. Nieśmiało wzruszam ramionami, unikając jego natarczywego wzroku.-Czy ktoś może mi, do cholery, wytłumaczyć co tutaj się w ogóle dzieje?! 

Uwierz mi Brandon, sama zadaję sobie to pytanie...
~*~
  Moje wyobrażenie Brandona, może być? ;)
Witam Was w kolejnym rozdziale, który małymi kroczkami przybliża nas do końca opowieści Mad i Justina! Liczycie na happy end czy wręcz przeciwnie? ;)
NOWE FF, ZAPRASZAM!
http://whyyourforeverlastshorterthanmine.blogspot.com/
Czytasz- komentujesz- motywujesz!

3 komentarze:

  1. Świetny rodzdział❤ ale końcówki nie ogarniam🙏😂. Czekam na next.😍😙

    OdpowiedzUsuń
  2. Happy end! <3
    świetny rozdział x

    OdpowiedzUsuń
  3. o matko, już nie lubię tej całej Mayi :D
    happy end!

    OdpowiedzUsuń