poniedziałek, 28 marca 2016

10. Video

Polecam czytanie w wersji mobilnej :)
Czytasz-komentujesz-motywujesz!
~*~
Budzę się następnego poranka na szczęście już bez penisa Justina przy swoim tyłku, który już nie piecze tak samo mocno jak wczoraj, choć nadal daje o sobie znać. Powoli kładę się z boku na plecy, tępo patrząc na śnieżnobiały sufit nad sobą, który skąpany jest w blasku jasnych promieni słonecznych. Mimowolnie uśmiecham się na ten widok. Lubię, gdy świeci słońce, zawsze mi się to dobrze kojarzy. Z rodziną. Z przyjaciółmi. Ze szczęściem.

Mój uśmiech opada tak szybko jak powstał, a zastępuje go ponownie grobowa mina. Teraz w moim życiu już chyba nigdy nie pojawi się coś takiego jak szczęście, radość. Chyba, że uda mi się uciec od tego piekła... Z nadzieją patrzę w kierunku okna oraz drzwi na balkon, lecz ona znika, gdy zauważam w nich wymontowane klamki. A to przebiegły sukinsyn.

Właściwie to... Gdzie jest Justin? Nie żebym się za nim stęskniła, po prostu... Chyba gdzieś wewnątrz mnie miałam nadzieję na ponowne zobaczenie jego niesamowitych tatuaży i dodatkowo równie pięknej twarzy. Wiem, że mężczyzna nie może być piękny, lecz nie da się inaczej opisać wyglądu twarzy Justina. 

Nie widząc sensu dalszego leżenia, powoli zaczynam się podnosić, opuszczając nagie stopy na chłodną, drewnianą podłogę. Pomimo, iż Justin wydaje się być mężczyzną o ciemnym charakterze, w jego pokoju królują jasne kolory. Sosnowa podłoga, jasno brzoskwiniowe ściany oraz meble wykonane z drewna kolorem zbliżone do koloru podłogi. W sumie, gdybym miała tu mieszkać sama, bez tego psychopaty, nie byłoby aż tak źle. 

Podchodzę do jeszcze niewypakowanej walizki z moimi rzeczami, kucając przy niej, aby wybrać jakiś outfit na dziś. Zamieram, kiedy we wnętrzu walizki zastaję same najbardziej opięte i dużo odkrywające ubrania, o których istnieniu nawet nie miałam pojęcia. Czy Justin porwał jeszcze jedną dziewczynę i przez przypadek podrzucił mi jej ubrania? Bo to na pewno nie należy do mnie! Nie założę żadnej z tych rzeczy! 

Opadam bezwładnie na pośladki, siadając okrakiem z walizką miedzy nogami. Przebieram jej wnętrze od góry do dołu i na wspak, odnajdując najmniej wyzywające ubrania. O bieliźnie już nie wspominam, bo nie ma tu żadnej normalnej bielizny. W końcu mój wybór pada na czarny crop-top w cienkie, białe paski na krótki rękaw, krótkie, jasno jeansowe booty shorts oraz beżowy kardigan z rękawami trzy czwarte. Z bielizną idzie szybciej, ponieważ każda wygląda tak samo- czyli prawie jej brak. 

Z przygotowanymi ubraniami udaję się do łazienki, gdzie szybko wykonuję wszystkie poranne czynności oraz przebieram się we wcześniej przygotowane ubrania. Włosy związuje w luźny warkocz, a w pełni gotowa opuszczam pomieszczenie, czując lekkie ssanie w żołądku. Ktoś tutaj jest głodny.

Po cichu schodzę po stromych schodach, dla pewności trzymając się poręczy obok nich. Nigdy nie przepadałam za schodami i ze wzajemnością. One lubiły, gdy z nich spadałam, więc wolę dmuchać na zimne. Wzdycham pod nosem z ulgą, kiedy stoję już na bezpiecznym lądzie, czyli na podłodze w holu. Słyszę jak ktoś krząta się po kuchni, więc może być to albo Justin albo jego współlokator. Mam nadzieję, że to jednak będzie ten drugi.

Ale jak to powiadają- nadzieja matką głupich- i na moje nieszczęście zamiast Brandona zastaję w kuchni gotującego Biebera. Dzięki braku jego odziania, a właściwie braku koszulki, mogę podziwiać parę mięśni na jego plecach, jak z każdym najmniejszym ruchem napinają się i rozluźniają. Jego kształtny tyłek skrywają szare, szerokie dresy, spod których wystaje gumka od bokserek z czysto czarnym napisem Calvin Klein. Och, miło to podziwiać.

-Dzień dobry Mad, śniadanie na stole-skąd on do cholery wie, że tu jestem?! Ani na sekundę nawet nie odwrócił się w moim kierunku! Czy on ma jakiś radar na mnie czy co?! 

Przyłapana i skruszona podchodzę do stołu jak na skazanie. Zajmuję krzesło, przy którym leży już biały, porcelanowy talerz z dwoma ugotowanymi jajkami, dwoma kromkami chleba pełnoziarnistego, posmarowanego masłem oraz dwa plasterki wypieczonego boczku. Skąd on zna proporcje w jakich jadam?! On wie o Tobie wszystko Mad, nie zapominaj o tym...

-Masz jakieś plany na dziś?-pyta Justin, stawiając przy moim talerzu kubek z parującą, malinową herbatą. 

-Chciałabym jechać do centrum, na zakupy-przyznaję nieśmiało, patrząc na niego spod rzęs. 

-Co? Po co?-prycha lekko zdenerwowany, zapewne mając same czarne scenariusze w głowie. 

-Chcę Ci powiedzieć, że wybrałeś najbardziej skąpe i niewygodne ubrania z mojej szafy, tak samo jak bieliznę. Chcę sobie kupić coś bardziej luźnego-tłumaczę sarkastycznie, krojąc kawałek idealnie wysmażonego boczku. Musiał nad tym ćwiczyć chłopina.

-Nie widzę sensu kupowania ich, ale jeżeli tylko to Cię uszczęśliwi...-uśmiecham się minimalnie pod nosem. Uwielbiam zakupy. To moje życie.-Ale jeżeli tylko czegoś spróbujesz to wiedz, że ucierpisz znacznie bardziej niż wczoraj. A wiesz, że ja nie żartuję... 
*** 
Wzdycham z radością, kiedy przekraczamy próg dzielący nas od tłoku panującego w największym centrum handlowym w Cork. W końcu w swoim świecie... Ignoruję zdziwiony wzrok Justina na swoim ciele, kierując swe kroki do Pull&Bear, jednego z moich ulubionych sklepów z odzieżą. 

Od razu wpadam w wir zakupów, skacząc od wieszaka do wieszaka, znajdując coraz to fajniejsze ubrania zupełnie inne od tych, które wybrał dla mnie Justin. Właśnie... Gdzie jest Justin? Odwracam twarz do tyłu, zauważając go opartego o jeden z wieszaków, z założonymi ramionami na piersi oraz powagą wymalowaną na twarzy, kiedy bacznie mi się przygląda. 

-Zamierzasz to wszystko mierzyć?-pyta z uniesioną prawą brwią, opuszczając swój wzrok na stertę ubrań przewieszonych przez moje przedramię. Kręcę przecząco głową, mówiąc: 

-Znam swoje rozmiary stąd, nie muszę niczego mierzyć.-na co widocznie wzdycha z ulgą, a ja mimowolnie cicho chichoczę, powodując uniesienie się kącików jego warg. Delikatna czerwień pokrywa moje policzki, przez co ponownie biorę się za przeszukiwanie wieszaków. 

Po 30 minutach szukania oraz sortowania wybranych ubrań wybieram 10 najlepszych i razem z nimi kierujemy się do kasy. Już wcześniej Justin postawił mnie przed faktem, iż to on płaci za dzisiejsze zakupy, na co w sumie się ucieszyłam. Coś mi się w końcu od niego należy w ramach rekompensaty, nie? Zakupy to idealna rekompensata według mnie. 

-Chcesz iść gdzieś jeszcze?-jęczy z niezadowoleniem, kiedy opuszczamy Pull&Bear, jednak nie kieruję swych kroków w stronę parkingu. 

-Czy Ty jesteś zdrowy? To był dopiero pierwszy sklep!-odpowiadam z zaskoczeniem w głosie, nie rozumiejąc co on właściwie do mnie mówi. Jest zmęczony? Po jednym sklepie?! 

Widząc jego minę oraz opadające z zawiedzenia ramiona, otrzymuję odpowiedź na temat co myśli o dalszym chodzeniu po centrum. Przewracam oczami na jego niechęć, z założonymi pod piersiami ramionami idąc w kierunku oryginalnego sklepu Calvina Klein'a. 

Jestem pewna, że Justin razem z moimi zakupami idzie tuż za mną, na pewno wyglądając jakby szedł na skazanie lub gorzej. Postanowiłam, iż oszczędzę go i jego kasę tym razem, kończąc swoje zakupy na odwiedzeniu CK. 

Wchodzę do ciemnego sklepu z ledowymi żarówkami nad głową, zaczynając przeglądać rzeczy, a właściwie bluzy z nowej kolekcji. Wybieram dla siebie jasnoszarą, mięsistą bluzę z napisem "Calvin Klein Jeans" ze złotymi zdobieniami przy literach, taką samą koszulkę na krótki rękaw, lecz wzięłam do tego jeszcze czarny i biały kolor. Poza tym w moje sidła wpadają trzy sportowe biustonosze w komplecie z figami i na tym koniec. 

Mój towarzysz czeka już przy kasie z paroma rzeczami dlatego podchodzę do niego, dokładając swoje rzeczy. 

-Kobieto, zajmiesz całą moją szafę!-skarży się Bieber, gdy wychodzimy ze sklepu ze swoimi zakupami. 

-Mogłeś się domyślić co cię czeka, gdy przygarniesz pod swój dach kobietę, Justin-kończę dosadnie ten temat, zamykając go nawet na cały okres powrotu do domu... 
*** 
-Justin!-wołam chłopaka po raz kolejny tego wieczora, siedząc przed szeroko otworzoną szafą w naszym jego pokoju. 

-Kobieto powinnaś siedzieć zamknięta w piwnicy, a nie urzędować w mojej szafie-warczy wściekły jak osa Bieber, wkraczając w progi pokoju.-Czego tym razem? 

-Nie mieszczę się już w szafie-mówię z małą podkówką z ust, w dłoniach ściskając materiał bluzy w dłoniach. 

-Boże, kobiety i ich problemy z ubraniami...-mamrocze pod nosem, podchodząc bliżej. Podaję mu pozostałe ubrania, szerząc słodko zęby.-Idź do salonu i wybierz jakiś film, może coś obejrzymy-rozkazuje, na co się zrywam, na palcach wybiegając z pokoju. 

Zeskakuję jak królik po schodach, nucąc pod nosem wymyśloną przez siebie melodię, wchodząc do salonu, gdzie na ławie leży uruchomiony laptop... Laptop Justina. 

Przegryzając dolną wargę, patrzę w tył, na schody, na szczęście nie widząc na nich Justina ani nigdzie w pobliżu. Ponownie patrzę na laptopa, w głowie prowadząc wewnętrzną wojnę o to czy podejść czy może nie. 

Ostatecznie siadam na kanapie naprzeciwko komputera, pochylając się, aby coś zobaczyć na ekranie. Minimalizmuję stronę internetową, która jest otwarta, wodząc wzrokiem po pulpicie. 

Marszczę brwi, widząc folder podpisany "MM VIDEO". MM to moje inicjały, ale video? Przecież Justin nie kręcił mnie ani nic z tych rzeczy, więc... Co to robi na jego pulpicie? 

Niepewnie klikam dwa razy na znaczek folderu, zastając w nim parę nienazwanych filmików o różnym czasie. Wybieram jeden z najdłużej trwających filmów, upewniając się, iż głos w laptopie jest wyłączony. 

Wciągam gwałtownie powietrze przez szeroko otwarte usta, zakrywając je dłonią. Oczy zachodzą łzami upokorzenia, kiedy na ekranie pojawiam się ja... Kompletnie naga. Po kąpieli, w mojej dawnej łazience. Stoję przed lustrem, przyglądając się w nim całemu swojemu ciału, chyba nieświadomie się dotykając po różnych częściach ciała. 

Rozszerzam bardzo szeroko powieki, kiedy słyszę ciężkie kroki na schodach. Szybko wyłączam upokarzający filmik oraz cały folder, z powrotem wchodząc na stronę internetową, na której był Justin. Przesuwam się na drugi kraniec kanapy, obejmując ramionami swoje nogi. Patrzę tępo na blat drewnianego stolika do kawy przed sobą. 

-I co? Wybrałaś film?-pyta, a na dźwięk jego zwyczajnego tonu głosu aż przechodzą mnie dreszcze obrzydzenia, a do samego gardła podchodzi wcześniej zjedzony obiad. 

-Nie nie wybrałam-odpowiadam cicho. 

Ale Ty najwidoczniej już wybrałeś zboczeńcu-dodaję w myślach... 
~*~
Ach ten Justin i jego 'niespodzianki'... ;)
Czytasz-komentujesz-motywujesz!

8 komentarzy:

  1. Omg! Great! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najpierw Justin psychol, teraz Justin pedofil xD Boże dziewczyno ty to jesteś jednak genialna :D dodawaj częściej te rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  3. to ff jest genialne :D
    czekam na next 😍

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja wiedziałam, że Justin to psychol hhahahahahha Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. O.O Z każdym rozdziałem jest bardziej psychczny!!! I lubię to!!! Czekam na next!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu coraz ciekawiej nie mogę się doczekać kolejnego rodzdialu❤❤

    OdpowiedzUsuń