Polecam czytanie w wersji mobilnej :)
Czytasz-komentujesz-motywujesz!
~*~
Budzę się następnego poranka na
szczęście już bez penisa Justina przy swoim tyłku, który już
nie piecze tak samo mocno jak wczoraj, choć nadal daje o sobie znać.
Powoli kładę się z boku na plecy, tępo patrząc na śnieżnobiały
sufit nad sobą, który skąpany jest w blasku jasnych promieni
słonecznych. Mimowolnie uśmiecham się na ten widok. Lubię, gdy
świeci słońce, zawsze mi się to dobrze kojarzy. Z rodziną. Z
przyjaciółmi. Ze szczęściem.
Mój uśmiech opada tak szybko jak
powstał, a zastępuje go ponownie grobowa mina. Teraz w moim życiu
już chyba nigdy nie pojawi się coś takiego jak szczęście,
radość. Chyba, że uda mi się uciec od tego piekła... Z nadzieją
patrzę w kierunku okna oraz drzwi na balkon, lecz ona znika, gdy
zauważam w nich wymontowane klamki. A to przebiegły sukinsyn.
Właściwie to... Gdzie jest Justin? Nie żebym się za nim stęskniła, po
prostu... Chyba gdzieś wewnątrz mnie miałam nadzieję na ponowne
zobaczenie jego niesamowitych tatuaży i dodatkowo równie pięknej
twarzy. Wiem, że mężczyzna nie może być piękny, lecz nie da się
inaczej opisać wyglądu twarzy Justina.
Nie widząc sensu dalszego
leżenia, powoli zaczynam się podnosić, opuszczając nagie stopy na
chłodną, drewnianą podłogę. Pomimo, iż Justin wydaje się być
mężczyzną o ciemnym charakterze, w jego pokoju królują jasne
kolory. Sosnowa podłoga, jasno brzoskwiniowe ściany oraz meble
wykonane z drewna kolorem zbliżone do koloru podłogi. W sumie,
gdybym miała tu mieszkać sama, bez tego psychopaty, nie byłoby aż
tak źle.
Podchodzę do jeszcze niewypakowanej walizki z moimi rzeczami, kucając przy niej, aby
wybrać jakiś outfit na dziś. Zamieram, kiedy we wnętrzu walizki
zastaję same najbardziej opięte i dużo odkrywające ubrania, o
których istnieniu nawet nie miałam pojęcia. Czy Justin porwał
jeszcze jedną dziewczynę i przez przypadek podrzucił mi jej
ubrania? Bo to na pewno nie należy do mnie! Nie założę żadnej z
tych rzeczy!
Opadam bezwładnie na pośladki, siadając okrakiem z
walizką miedzy nogami. Przebieram jej wnętrze od góry do dołu i
na wspak, odnajdując najmniej wyzywające ubrania. O bieliźnie już
nie wspominam, bo nie ma tu żadnej normalnej bielizny. W końcu mój
wybór pada na czarny crop-top w cienkie, białe paski na krótki
rękaw, krótkie, jasno jeansowe booty shorts oraz beżowy kardigan z
rękawami trzy czwarte. Z bielizną idzie szybciej, ponieważ każda
wygląda tak samo- czyli prawie jej brak.
Z przygotowanymi ubraniami udaję
się do łazienki, gdzie szybko wykonuję wszystkie poranne czynności
oraz przebieram się we wcześniej przygotowane ubrania. Włosy
związuje w luźny warkocz, a w pełni gotowa opuszczam
pomieszczenie, czując lekkie ssanie w żołądku. Ktoś tutaj jest
głodny.
Po cichu schodzę po stromych schodach, dla pewności
trzymając się poręczy obok nich. Nigdy nie przepadałam za
schodami i ze wzajemnością. One lubiły, gdy z nich spadałam, więc
wolę dmuchać na zimne. Wzdycham pod nosem z ulgą, kiedy stoję już
na bezpiecznym lądzie, czyli na podłodze w holu. Słyszę jak ktoś
krząta się po kuchni, więc może być to albo Justin albo jego
współlokator. Mam nadzieję, że to jednak będzie ten drugi.
Ale jak to powiadają- nadzieja matką
głupich- i na moje nieszczęście zamiast Brandona zastaję w kuchni
gotującego Biebera. Dzięki braku jego odziania, a właściwie braku
koszulki, mogę podziwiać parę mięśni na jego plecach, jak z
każdym najmniejszym ruchem napinają się i rozluźniają. Jego
kształtny tyłek skrywają szare, szerokie dresy, spod których
wystaje gumka od bokserek z czysto czarnym napisem Calvin Klein. Och,
miło to podziwiać.
-Dzień dobry Mad, śniadanie na stole-skąd
on do cholery wie, że tu jestem?! Ani na sekundę nawet nie odwrócił
się w moim kierunku! Czy on ma jakiś radar na mnie czy co?!
Przyłapana i skruszona podchodzę do stołu jak na skazanie. Zajmuję
krzesło, przy którym leży już biały, porcelanowy talerz z dwoma
ugotowanymi jajkami, dwoma kromkami chleba pełnoziarnistego, posmarowanego masłem oraz dwa
plasterki wypieczonego boczku. Skąd on zna proporcje w jakich
jadam?! On wie o Tobie wszystko Mad, nie zapominaj o tym...
-Masz
jakieś plany na dziś?-pyta Justin, stawiając przy moim talerzu
kubek z parującą, malinową herbatą.
-Chciałabym jechać do
centrum, na zakupy-przyznaję nieśmiało, patrząc na niego spod
rzęs.
-Co? Po co?-prycha lekko zdenerwowany, zapewne mając same
czarne scenariusze w głowie.
-Chcę Ci powiedzieć, że wybrałeś
najbardziej skąpe i niewygodne ubrania z mojej szafy, tak samo jak
bieliznę. Chcę sobie kupić coś bardziej luźnego-tłumaczę
sarkastycznie, krojąc kawałek idealnie wysmażonego boczku. Musiał
nad tym ćwiczyć chłopina.
-Nie widzę sensu kupowania ich, ale
jeżeli tylko to Cię uszczęśliwi...-uśmiecham się minimalnie pod
nosem. Uwielbiam zakupy. To moje życie.-Ale jeżeli tylko czegoś
spróbujesz to wiedz, że ucierpisz znacznie bardziej niż wczoraj. A
wiesz, że ja nie żartuję...
***
Wzdycham z radością, kiedy
przekraczamy próg dzielący nas od tłoku panującego w największym
centrum handlowym w Cork. W końcu w swoim świecie... Ignoruję
zdziwiony wzrok Justina na swoim ciele, kierując swe kroki do
Pull&Bear, jednego z moich ulubionych sklepów z odzieżą.
Od
razu wpadam w wir zakupów, skacząc od wieszaka do wieszaka,
znajdując coraz to fajniejsze ubrania zupełnie inne od tych, które
wybrał dla mnie Justin. Właśnie... Gdzie jest Justin? Odwracam
twarz do tyłu, zauważając go opartego o jeden z wieszaków, z założonymi ramionami na
piersi oraz powagą wymalowaną na twarzy, kiedy bacznie mi się
przygląda.
-Zamierzasz to wszystko mierzyć?-pyta z uniesioną prawą
brwią, opuszczając swój wzrok na stertę ubrań przewieszonych
przez moje przedramię. Kręcę przecząco głową, mówiąc:
-Znam
swoje rozmiary stąd, nie muszę niczego mierzyć.-na co widocznie
wzdycha z ulgą, a ja mimowolnie cicho chichoczę, powodując
uniesienie się kącików jego warg. Delikatna czerwień pokrywa moje
policzki, przez co ponownie biorę się za przeszukiwanie wieszaków.
Po 30 minutach szukania oraz sortowania wybranych ubrań wybieram 10
najlepszych i razem z nimi kierujemy się do kasy. Już wcześniej Justin postawił mnie przed
faktem, iż to on płaci za dzisiejsze zakupy, na co w sumie się
ucieszyłam. Coś mi się w końcu od niego należy w ramach
rekompensaty, nie? Zakupy to idealna rekompensata według mnie.
-Chcesz iść gdzieś jeszcze?-jęczy z niezadowoleniem, kiedy
opuszczamy Pull&Bear, jednak nie kieruję swych kroków w stronę
parkingu.
-Czy Ty jesteś zdrowy? To był dopiero pierwszy
sklep!-odpowiadam z zaskoczeniem w głosie, nie rozumiejąc co on
właściwie do mnie mówi. Jest zmęczony? Po jednym sklepie?!
Widząc
jego minę oraz opadające z zawiedzenia ramiona, otrzymuję
odpowiedź na temat co myśli o dalszym chodzeniu po centrum.
Przewracam oczami na jego niechęć, z założonymi pod piersiami ramionami idąc w kierunku oryginalnego
sklepu Calvina Klein'a.
Jestem pewna, że Justin razem z moimi
zakupami idzie tuż za mną, na pewno wyglądając jakby szedł na
skazanie lub gorzej. Postanowiłam, iż oszczędzę go i jego kasę
tym razem, kończąc swoje zakupy na odwiedzeniu CK.
Wchodzę do
ciemnego sklepu z ledowymi żarówkami nad głową, zaczynając
przeglądać rzeczy, a właściwie bluzy z nowej kolekcji. Wybieram
dla siebie jasnoszarą, mięsistą bluzę z napisem "Calvin
Klein Jeans" ze złotymi zdobieniami przy literach, taką samą
koszulkę na krótki rękaw, lecz wzięłam do tego jeszcze czarny i
biały kolor. Poza tym w moje sidła wpadają trzy sportowe
biustonosze w komplecie z figami i na tym koniec.
Mój towarzysz
czeka już przy kasie z paroma rzeczami dlatego podchodzę do
niego, dokładając swoje rzeczy.
-Kobieto, zajmiesz całą moją
szafę!-skarży się Bieber, gdy wychodzimy ze sklepu ze swoimi
zakupami.
-Mogłeś się domyślić co cię czeka, gdy przygarniesz
pod swój dach kobietę, Justin-kończę dosadnie ten temat,
zamykając go nawet na cały okres powrotu do domu...
***
-Justin!-wołam chłopaka po raz kolejny tego wieczora, siedząc
przed szeroko otworzoną szafą w naszym jego pokoju.
-Kobieto
powinnaś siedzieć zamknięta w piwnicy, a nie urzędować w mojej
szafie-warczy wściekły jak osa Bieber, wkraczając w progi
pokoju.-Czego tym razem?
-Nie mieszczę się już w szafie-mówię z
małą podkówką z ust, w dłoniach ściskając materiał bluzy w dłoniach.
-Boże, kobiety i ich problemy z ubraniami...-mamrocze pod nosem,
podchodząc bliżej. Podaję mu pozostałe ubrania, szerząc słodko
zęby.-Idź do salonu i wybierz jakiś film, może coś
obejrzymy-rozkazuje, na co się zrywam, na palcach wybiegając z
pokoju.
Zeskakuję jak królik po schodach, nucąc pod nosem
wymyśloną przez siebie melodię, wchodząc do salonu, gdzie na
ławie leży uruchomiony laptop... Laptop Justina.
Przegryzając
dolną wargę, patrzę w tył, na schody, na szczęście nie widząc
na nich Justina ani nigdzie w pobliżu. Ponownie patrzę na laptopa,
w głowie prowadząc wewnętrzną wojnę o to czy podejść czy może
nie.
Ostatecznie siadam na kanapie naprzeciwko komputera, pochylając się, aby coś zobaczyć na ekranie.
Minimalizmuję stronę internetową, która jest otwarta, wodząc
wzrokiem po pulpicie.
Marszczę brwi, widząc folder podpisany "MM
VIDEO". MM to moje inicjały, ale video? Przecież Justin nie
kręcił mnie ani nic z tych rzeczy, więc... Co to robi na jego
pulpicie?
Niepewnie klikam dwa razy na znaczek folderu, zastając w
nim parę nienazwanych filmików o różnym czasie. Wybieram jeden z
najdłużej trwających filmów, upewniając się, iż głos w
laptopie jest wyłączony.
Wciągam gwałtownie powietrze przez
szeroko otwarte usta, zakrywając je dłonią. Oczy zachodzą łzami
upokorzenia, kiedy na ekranie pojawiam się ja... Kompletnie naga. Po
kąpieli, w mojej dawnej łazience. Stoję przed lustrem,
przyglądając się w nim całemu swojemu ciału, chyba nieświadomie się dotykając po
różnych częściach ciała.
Rozszerzam bardzo szeroko powieki,
kiedy słyszę ciężkie kroki na schodach. Szybko wyłączam
upokarzający filmik oraz cały folder, z powrotem wchodząc na
stronę internetową, na której był Justin. Przesuwam się na drugi
kraniec kanapy, obejmując ramionami swoje nogi. Patrzę tępo na
blat drewnianego stolika do kawy przed sobą.
-I co? Wybrałaś
film?-pyta, a na dźwięk jego zwyczajnego tonu głosu aż przechodzą
mnie dreszcze obrzydzenia, a do samego gardła podchodzi wcześniej
zjedzony obiad.
-Nie nie wybrałam-odpowiadam cicho.
Ale Ty
najwidoczniej już wybrałeś zboczeńcu-dodaję w myślach...
~*~
Ach ten Justin i jego 'niespodzianki'... ;)
Czytasz-komentujesz-motywujesz!
Omg! Great! :)
OdpowiedzUsuńNajpierw Justin psychol, teraz Justin pedofil xD Boże dziewczyno ty to jesteś jednak genialna :D dodawaj częściej te rozdziały :)
OdpowiedzUsuńto ff jest genialne :D
OdpowiedzUsuńczekam na next 😍
Ja wiedziałam, że Justin to psychol hhahahahahha Czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńO.O Z każdym rozdziałem jest bardziej psychczny!!! I lubię to!!! Czekam na next!!!
OdpowiedzUsuńJezu coraz ciekawiej nie mogę się doczekać kolejnego rodzdialu❤❤
OdpowiedzUsuńkiedy next?
OdpowiedzUsuńW poniedziałek lub piątek :)
Usuń