piątek, 25 marca 2016

9. Kara

Polecam czytanie w wersji mobilnej!
Czytasz- komentujesz!
~*~
Patrzę tępo na przednią szybę w aucie Justina, podczas, gdy on kieruje je zgodnie z przepisami ruchu drogowego. Zaraz po wyjściu z domu zapakowałam swój bagaż do bagażnika czarnego SUV'a Biebera, sama zajmując miejsce pasażera. Bieber siłą wymusił we mnie oddanie telefonu w jego ręce "Tak dla pewności" jak on to nazwał. Po krótkiej sprzeczce oraz małemu grożeniu z jego strony w końcu uległam i oddałam mu swojego złotego skarba. Niech się nim udławi i zgnije w piekle... 

-Jesteś głodna?-zagaduje po raz pierwszy po rozpoczęciu naszej podróży w kierunku jego domu. 

Jako osoba, która obraża się za byle co i jest mistrzynią w tym, nadal natarczywie patrzę na przednią szybę, nie odzywając się choćby słówkiem czy nie zmieniając mimiki twarzy, która jest ponura, bez jakiegokolwiek grymasu czy zmarszczki. Wiem, że to nie jest dobre rozwiązanie przy tak nieobliczalnym człowieku jak Justin, lecz moja duma nie pozwala mi na chociażby skierowanie wzroku w jego stronę. Wiem, jestem dziecinna... 

-Pytam się coś Ciebie, odpowiedz mi albo będę musiał Cię ukarać!-krzyczy rozwścieczony na całe wnętrze samochodu, przez co mimowolnie przechodzą mnie dreszcze grozy. Tak, boję się Justina. On jest chory, chory psychicznie... 

-Mam ochotę na McDonalda-przyznaję szeptem, wzrok przenosząc na dłonie, które kurczowo ściskają odkryte, nagie kolana. 

-Dobrze skarbie, w takim razie pojedziemy do McDonalda-mówi już spokojnie i normalnym tonem, włączając kierunkowskaz w prawo, gdzie za pół kilometra ma się pojawić budynek z fast foodami. 

Patrząc na kolejkę przy McDrive, Justin rezygnuje i odnajduje wolne miejsce parkingowe w pobliżu wejścia do budynku, gdzie zaskakująco jest mniej ludzi niż przy kolejce na wynos. Z racji tego, iż drzwi od mojej strony są zablokowane, grzecznie czekam aż Justin obejdzie samochód od przodu i otworzy mi łaskawie drzwi. Kiedy w końcu to następuje, chwyta za moją dłoń, pomagając wyjść z wysokiego auta, lecz nie puszcza jej, gdy stoję już na asfalcie, a wręcz mocniej ją ściska. 

Blokuje drzwi samochodu za pomocą małego pilocika przy kluczach, obejmując moją talię, chwytając za kość biodrową, kiedy zaczynamy krótką przechadzkę w stronę wejścia do jadłodajni. 

-Niczego nawet nie próbuj-syczy cicho wprost do mojego odkrytego ucha, dmuchając na nie gorącym powietrzem wypuszczonym przez nozdrza. 

Przełykam z trudem ślinę, słabo przytakując na jego słowa, spinając wszystkie mięśnie w ciele. Justin jako gentleman otwiera przede mną drzwi, wpuszczając jako pierwszą do wnętrza o wiele cieplejszego McDonalda, w którym pachnie nieświeżym olejem oraz smażonym kurczakiem. 

-Co chcesz do jedzenia?-pyta Justin, wzrokiem błądząc po kolorowym menu nad głowami pracowników, gdzie na zdjęciach każda kanapka wygląda apetycznie, zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. 

-Małą sałatkę i butelkę wody mineralnej, bez gazu-mamroczę pod nosem, nie mogąc się przełamać, aby spojrzeć powyżej poziomu kolan innych klientów przed nami. 

-Co proszę? Przyjechaliśmy do McDonalda tylko po to, aby wziąć głupią sałatkę i wodę?!-warczy, a jego mrożący krew w żyłach wzrok natarczywie wpatruje się w mój profil.-Zjesz to co Ci zamówię, wszystko-cicho jęczę z zaskoczenia, kiedy dłonią chwyta za obydwa moje policzki, unosząc mój wzrok na siebie. 

Kątem oka zauważam, iż para przed nami patrzy na nas ze zdziwieniem, lecz nijak reagują. Tak, to są właśnie dzisiejsi ludzie. Mają w poważaniu bezpieczeństwo innych i nawet nie spytają się tego głupiego "Nic się nie dzieje?"! 

-Muszę do toalety Justin-jąkam, chcąc chociaż na sekundę pobyć sama, bez niego u swojego boku. 

-Po co?-pyta zirytowany, na szczęście pozostawiając moje policzki w spokoju. 

-Muszę siku-przyznaję nieśmiałym szeptem, nie chcąc zwrócić na naszą dwójkę niepotrzebnych spojrzeń innych. 

-Jeżeli za 6 minut nie będzie Cię przy moim boku, źle się to dla Ciebie skończy-stwierdza, dając mi pole do udania się w samotności do łazienki. 

Szybko wykorzystuję ten moment wolności, szybkim krokiem kierując w stronę toalet. Jednak gdy tylko tam wchodzę mój entuzjazm opada, ponieważ ta kolejka na pewno nie minie wyłącznie w 6 minut. Zaczynam stąpać z nogi na nogę, błagalnie patrząc na trzy pary drzwi prowadzące do upragnionego kibelka. Nie no, chyba zaraz popuszczę! 

-Przepraszam, która godzina?-pytam uprzejmie kobiety przed sobą, zauważając jak bawi się czymś w jej telefonie. 

-19:54-świetnie, zostały mi cholerne dwie minuty oraz trzy kobiety przede mną! 

Chwila... Ta kobieta ma telefon. Ona ma telefon. A ja mogę go pożyczyć lub poprosić, aby zadzwoniła na policję albo najlepiej do szpitala psychiatrycznego. Tak, ona musi mi pomóc! 

-Błagam, niech zadzwoni pani na policję, jestem tutaj z psycho... 

-Nawet nie próbuj o tym myśleć stara kurwo. A Tobie młoda panno nieźle się za to zapłaci-zamieram, kiedy jego wściekły głos dochodzi do moich uszu zza moich pleców. 

Wszystkie kobiety zebrane w toalecie patrzą ze strachem na Justina, który zakrywa moje usta dłonią, powoli wyprowadzając tyłem z pomieszczenia. 

-Jeżeli któraś z was piśnie chociażby słówko, obiecuję wam, że traficie wszystkie trzy metry pod ziemię-grozi Bieber, opuszczając razem ze mną toaletę.-A Tobie oberwie się, kiedy tylko wrócimy do domu, Madeline... 
*** 
Kiedy Justin parkuje przed jego domem, wyłączając silnik oraz ze wściekłością trzaskając za sobą drzwiami wiem, że na pewno nie zapomniał o ukaraniu mnie. Cholera i na co mi to było?! 

-Ostrzegałem Cię, a Ty jak zwykle musiałaś postawić na swoim...-warczy Bieber, otwierając szeroko drzwi od mojej strony. Piszczę, kiedy zamiast pomóc mi wyjść samodzielnie on przerzuca mnie sobie przez ramię jak wór ziemniaków, dłonią mocno trzymając za moje uda.-Ale może to i lepiej, w końcu zrozumiesz, że ze mną się nie zadziera. 

Uderzam piąstkami o jego lędźwie oraz wyższe części pleców, błagając go, aby tym razem mi darował i odpuścił sobie karę, lecz on jako nieczuły drań starannie mnie ignoruje, prowadząc zapewne do swojego pokoju. 

Kiedy już się tam znajdujemy, Justin zajmuje miejsce na skraju łóżka u jego stóp, mnie z łatwością przekładając przez swoje kolana, tak że moja głowa dotyka ziemi, a pupa jest lekko wypięta. Piszczę, kiedy podciąga moją sukienkę do góry, ukazując tym samym białe, koronkowe figi. 

-Cholera, skarbie, wiedziałaś, że będę chciał dzisiaj zabawić Twoim tyłkiem?-pyta zachwycony, dłonią gładząc jeden z moich pośladków.

Łzy, które wypływają z moich oczu za sprawą grawitacji opadają gdzieś w moje włosy oraz na jego podłogę. Błagam, niech to już się skończy. 

-Aż szkoda mi ich zdejmować, ale mus to mus-wzdychając, jednym ruchem pozbywa się mojej bielizny, pozostawiając mnie nagą od pasa w dół.-A teraz dostaniesz jedną z najbardziej łagodnych kar, tak na początek-informuje, bezczelnie przy tym masując mój pośladek.-Dostaniesz 6 klapsów. Za to, że nie posłuchałaś się mnie, za to, że mnie okłamałaś i za to, że dowiedziałem się o tym. Za każdym klapsem masz błagać mnie o wybaczenie, a może łaskawie to zrobię. 

Myślę, że trzeba będzie umyć podłogę po potoku łez jakie wypływają z moich oczu. On jest chory. Kompletnie chory na mózg. Mam go błagać o wybaczenie?! No chyba po... Krzyczę z bólu, kiedy jego dłoń po raz pierwszy zderza się z moimi pośladkami. Może nie bolało to aż tak mocno, jednak nie spodziewałam się, że zrobi to bez jakiejkolwiek zapowiedzi. Kiedy nie mówię nic, zaciskając wargi w prostą linię, Justin ściska jeden z pośladków, warcząc: 

-Błagaj. 

-Proszę, wybacz mi Justin-szlocham skruszonym tonem, zaciskając powieki oraz przygotowując się na kolejne uderzenie z jego strony. 

Drugi klaps jest odrobinę mocniejszy, a mój głos bardziej spięty. Z każdym klapsem jego uderzenie przybiera na sile, a ja słabnę. Myślę, że cała krew zdążyła już dopłynąć do mojej głowy, powodując ogromny ból. Aż boję się wstać, bo omdlenie jest w tej sytuacji wręcz pewne. 

-Proszę, błagam, wybacz mi Justin!-wypłakuję przy ostatnim klapsie, w duchu dziękując, że to już koniec. 

-Dobrze, wybaczam Ci, Mad-mówi to jakby robił mi tym łaskę. Nie zależy mi na nim, nie zależy mi na jego wybaczeniu. Zależy mi tylko i wyłącznie na powrocie do domu, do rodziny, do Nel... Właśnie, Nel! Czy rodzice jej powiedzą? Czy będzie na mnie zła? Och, proszę Cię, ona będzie wściekła! 

-Jesteś na pewno zmęczona tym dniem skarbie, chcesz wziąć prysznic?-pyta słodko Justin, pomagając mi usiąść na jego udach okrakiem. Słabo przytakuję na jego propozycję, chcąc wstać, ponieważ moje pośladki cholernie pieką i bolą od bicia. 

-W łazience znajdziesz jakiś czysty ręcznik oraz nową szczotkę do zębów i pastę. Ja przyniosę Twoje rzeczy w międzyczasie-powoli wstaję na równe nogi, chcąc uniknąć zawrotów głowy czy nawet omdlenia. 

Wchodzę do skromnej łazienki wyłożonej jasno beżowymi płytkami na ścianach oraz podłodze, w której znajduje się wyłącznie kibelek, prysznic na rogu bez brodzika oraz umywalka z lustrem nad sobą. Pierwsze co to podchodzę do umywalki, niechętnie patrząc w swoje odbicie lustrzane. Czerwone od płaczu oczy, zarumienione policzki, suche usta. Zamykam szczelnie powieki, nie mogąc na to patrzeć. 

-Mad, przyniosłem Ci ubrania do przebrania-w progu zjawia się Justin, wyciągając w moim kierunku dłoń z rzeczami do spania. 

Dziękuję mu szeptem, zamykając za nim drzwi na klucz. Odkładam rzeczy na później na zamkniętą klapę sedesową, zaczynając powoli zdejmować z siebie sukienkę oraz pozostałości bielizny. Niestety, aby dojść do kabiny prysznicowej muszę przejść naprzeciwko lustra, co robię szybkim krokiem, nawet nie patrząc w tamtym kierunku. 

Wchodzę do przyszklonej kabiny, włączając dużą słuchawkę nad moją głową, która spuszcza na moje nagie ciało gorące krople wody. Ignorując pieczenie pośladków w kontakcie z parzącą wodą, opieram dłonie na pokrytej parą wodną ścianie, pochylając głowę w dół, tak że włosy odkrywają mój kark, a woda zaczyna parzyć też jego. 

Po paru minutach stania i nic nie robienia w końcu nadszedł czas na umycie się z całego dzisiejszego brudu, a przede wszystkim z dłoni Justina na moim ciele. Patrzę w bok na koszyczek z żelami, gdzie widnieją same kosmetyki męskie. Cóż, chyba dziwne by było gdyby mężczyzna miał damskie kosmetyki. W pierwszej kolejności sięgam po szampon marki Loreal o dość przyjemnym zapachu. Wcieram go dokładnie we włosy, następnie spłukując co do ostatniej mydlanej bańki na włosach. Następny w kolejce jest żel do ciała marki Adidas o mocnym, męskim zapachu. Zdecydowanie nie pachnie on dobrze na damskiej, delikatnej skórze, ale mus to mus. 

Po dokładnym spłukaniu całego ciała, zakręcam parującą wodę, otwierając szklane drzwi, wypuszczając całą parę powstałą podczas prysznica. Para unosi się w powietrzu niczym w saunie, powoli zaczynając mnie dusić. Otwieram szafkę pod umywalką, zastając tam czysty, śnieżnobiały ręcznik, którym zaczynam się szybko wycierać, uważając na obolałe pośladki. Po zawiązaniu włosów w turban zakładam na siebie parę damskich bokserek w czarnym kolorze oraz pachnącą proszkiem do prania koszulkę. Czarną, dużą koszulkę sięgającą parę centymetrów za tyłek. Tak, zdecydowanie jest to koszulka Justina. 

Rozwiązuję włosy, przemoczonym ręcznikiem wycierając mokrą od moich stóp podłogę, następnie odwieszając go na biały kaloryfer obok toalety, aby wyschnął. Rozczesuję poplątane włosy, składam brudne ubrania i gotowa do snu opuszczam łazienkę. 

W sypialni, na łóżku leży już gotowy do snu Justin, przykryty do podbrzusza białą kołdrą, z telefonem w swojej dłoni. Zastygam, widząc jego nagą klatkę oraz ramiona. On ma tatuaże. Multum tatuaży. Ale dlaczego musi być takim dupkiem?! 

-Gdzie mam spać?-pytam cicho, nadal stojąc przy drzwiach prowadzących do łazienki.

-Jak to gdzie? Ze mną, w łóżku-odpowiada z rozbawieniem, lecz mi nie jest tak do śmiechu jak jemu. A co jeżeli znowu będzie chciał mnie ukarać? Za nic? Albo mnie dotknie w nieodpowiedni sposób?-No chodź, nie zrobię Ci krzywdy, chyba, że dasz mi powód do zrobienia jej-zachęca, odchylając rąbek kołdry po drugiej stronie łóżka. 

Niepewnie podchodzę do swojej strony łoża, siadając na wygodnym materacu. Powoli kładę się, przykrywając po samą szyję kołdrą. Zamykam oczy, chcąc już tylko i wyłącznie zasnąć, lecz Justin najwyraźniej ma inne plany, ponieważ już po sekundzie jego ciało jest tuż obok mojego. 

-Chciałaś spać jak skłócone małżeństwo?-pyta wprost w moje jeszcze mokre włosy, przybliżając się znacznie do tyłu mojego ciała, tak, że czuję go dokładnie. Zbyt dokładnie.

-Dobranoc Mad, śpij dobrze-mamrocze sennie, zaczynając miarowo oddychać w moje włosy. 

Tak, jakby możliwe było spanie z przyciśniętym do pośladków penisem porywacza...
~*~
Pierwsza kara Mad, na początek nie drastyczna :)
Jak wrażenia po rozdziale? 
Czytasz-komentujesz-motywujesz!

8 komentarzy:

  1. 50 twarzy Biebera, a ostatnie zdanie powinna powiedzieć na głos hahaha.
    Świetny rozdział, życzę weny i czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałam że on ich w tej łazience zabije 😂
    omg czekam na next 💗

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na kolejny rozdział :) Wspaniały

    OdpowiedzUsuń
  4. DAJ MI NASTĘPNĄ CZĘŚĆ ������

    OdpowiedzUsuń
  5. Chce dalszą część ! Cudowne !

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozkręca się. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzieje sie. Czekam na kolejny rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział! Akcja super,czekam na następny 😚😚

    OdpowiedzUsuń