poniedziałek, 4 kwietnia 2016

11. Piwnica

Polecam czytanie w wersji mobilnej :)
Czytasz-komentujesz-motywujesz!
~*~
 
-Dlaczego ostatnio zachowujesz się tak dziwnie?-pyta Justin podczas gdy jemy nasze codzienne, wspólne śniadanie. Nie reagując na jego słowa, nadal mieszam łyżką między owocami i płatkami owsianymi, polanymi jogurtem naturalnym, które przyrządził dla nas młody mężczyzna. Słyszę jak teatralnie wzdycha, chcąc sięgnąć po moją wolną dłoń, która spokojnie spoczywa tuż obok miseczki z śniadaniem, jednak szybko reaguję, kładąc dłoń na udzie, aby mnie nie dotknął. 

-Okej, o co Ci do cholery chodzi?-pyta lekko zirytowany, zaciśniętą w pięść dłoń kładąc na środku stołu między nami. Wzruszam lekceważąco ramionami, opuszczając wzrok na swoją dłoń leżącą na udzie. 

-Odpowiedz mi jak do Ciebie mówię!-krzyczy karcąco, na co kulę ramiona, przybierając skruszoną pozę. 

-K-kiedy wróci Brandon?-pytam przestraszonym głosem, pocierając nagie, chłodne ramiona drżącymi dłońmi. On wyłącznie cicho prycha gorzkim śmiechem, przez co niepewnie unoszę na niego swój przestraszony wzrok. Patrzy na mnie przez przymrużone powieki z zaciśniętymi wargami. 

-Kogo interesuje ten dupek w ogóle?-pyta wściekle, dokładnie przyglądając się mojej twarzy. Z trudem przełykam nadmiar śliny zgromadzony w ustach, niepewnie wzruszając ramionami. 

-Może Ty wolisz jego ode mnie, co? Wolisz tego dupka niż mnie?!-krzyczy rozwścieczony jak jeszcze nigdy. Jedynym dupkiem w tym domu jesteś Ty, więc się zamknij.

-Wolę wrócić do rodziców-przyznaję nieśmiało, na co i on się uspokaja.

Patrzymy na siebie jakiś czas w ciszy. Justin widocznie myśli nad czymś intensywnie, ponieważ co chwilę marszczy brwi oraz otwiera i zamyka swoje wargi, po czym układa je w prostą linię. Kiedy po raz kolejny otwiera szeroko wargi i wypuszcza z nich ciepły oddech, wiem, że zaraz przemówi. 

-Dobrze-stwierdza zwyczajnie, przez co czuję się jak przypięta do krzesła przez skórzane pasy, które nie pozwalają się poruszać.-Ale na moich warunkach-dodaje, na co ochoczo przytakuję, chcąc tylko zobaczyć rodziców. Tak bardzo za nimi tęsknię... 

-Musimy być kochającą się parą-stawia pierwszy warunek, który od razu nie przypada mi do gustu, co chcę mu zakomunikować, lecz ucisza mnie uniesieniem dłoni.-Twoi rodzice i tak wiedzą, że kochasz się we mnie potajemnie, więc nie masz innego wyjścia-przypomina mi to okropne kłamstwo, które kazał powiedzieć mi rodzicom. Niechętnie przytakuję, zgadzając się na ten warunek. 

-Żadnych sztuczek w ich towarzystwie. Doskonale zdajesz sobie sprawę jak może się to zakończyć i dla Ciebie i dla nich-upomina, na co ponownie przytakuję, czekając na koniec jego chorych reguł. 

-Cóż, to tyle. Idź, szykuj się, masz być na dole za 45 minut i ani minuty dłużej-po zakończeniu jego monologu zrywam się ze swojego miejsca, biegnąc na górę, aby przygotować się na spotkanie z rodzicami. Tak długo wyczekiwane spotkanie... 
*** 
Cicho wypuszczam powietrze przez wargi, stojąc już przed drzwiami wejściowymi domu rodziców. Czuję jak palce u mojej prawej dłoni zostają splątane razem z palcami Justina, mojego "chłopaka", kiedy ten bez stresu puka głośno w powłokę drzwi. Nieświadomie zaciskam mocniej jego palce między jego, cała się spinając. 

-Chwila!-słyszymy stłumiony głos mamy dobiegający zza drzwi. Kobieta przekręca dwa razy klucz w zamku, tym samym odblokowując je. Klamka opada, a drzwi zostają szeroko otworzone. Uśmiecham się smutno na widok lekko bladej mamy z opadniętymi kącikami warg. Na nasz widok Virginia zakrywa dłonią szeroko otworzone usta, a w jej oczach można zauważyć tak zwane szklanki z łez. 

-Córeczko-szepcze z trudem, otwierając dla mnie swoje matczyne ramiona. 

-Mamo!-cicho piszczę, od razu wpadając w jej ramiona i mocno ją przytulając. 

Zdecydowanie tego trzeba mi było- uścisku matki. Stoimy w bezruchu, wyłącznie się przytulając przez nieokreślony czas, lecz czuję się jakby było to zaledwie parę sekund. I może to jest wyłącznie parę sekund, kto wie... 

-Chodźcie, chodźcie, akurat zrobiłam obiad!-zaprasza nas zapłakana mama, ścierając nadmiar łez ze swoich policzków. 

Wchodzimy razem z Justinem do środka, zdejmując ubrania wierzchnie oraz obuwie. Mama kieruje się w głąb domu, a ja zaraz za nią, lecz uniemożliwia mi to dłoń Justina ściskająca moją. Wzdycham pod nosem, równając kroku razem z nim. 

-Samuel, mamy gości!-informuje mama ojca, który zapewne ogląda w salonie jakiś mecz. Może koszykówki, może piłki nożnej, kto go tam wie. 

Wchodzimy za mamą do kuchnio-jadalni, gdzie na stole jest już podany obiad. Zapiekanka makaronowa z warzywami i żółtym serem na wierzchu, moja ulubiona. Mama prosi nas o zajęcie miejsc przy stole, co czynimy. Zajmuję swoje stałe miejsce przy rodzinnym stole, a Justin niestety siada tuż obok mnie, nasze nadal splecione dłonie kładąc sobie na udzie. Odkąd tylko weszliśmy do mojego rodzinnego domu jego twarzy nie opuszcza szeroki, radosny uśmiech, który nawet teraz utrzymuje się na jego twarzy. 

Do kuchni wkracza powolnym krokiem tata, który napina swoje pokaźne mięśnie na widok Biebera w jego kuchni. Jego ramiona lekko opadają, gdy zauważa mnie, całą i zdrową, przy boku mężczyzny, który zabrał mu jego jedyną córeczkę. Witam się z tatą mocnym uściskiem a Justin wyłącznie mocnym uściskiem dłoni oraz wymianą złowrogich spojrzeń. Oj, chyba nie do końca przypadli sobie do gustu.

-Mówcie co tam u was!-zachęca mama, zapewne martwiąc się jak dajemy sobie samotnie radę. 

-Bardzo dobrze-odpowiadam z wymuszonym entuzjazmem oraz tak samo sztucznym uśmiechem. Wcale nie jest dobrze... 

-Wszystko idzie powoli do przodu w naszym związku-dopowiada Bieber, specjalnie akcentując słowo "związek", na co tata krztusi się kawałkiem zapiekanki, który gryzł, a mama mało co nie wypluwa wody, którą popija. 

-A więc... Jesteście już razem-stwierdza z dużym szokiem Virginia, przytrzymując ramię taty, aby nie rzucił się z pięściami na "mojego chłopaka".-Czy to nie za szybko?-dodaje pośpiesznie. 

-Po co przedłużać ten moment, skoro darzymy się miłością?-pyta retorycznie Justin, przybliżając się do mnie od boku. 

Jego wargi stykają się z moim lewym policzkiem, pozostawiając na nim mokry pocałunek, a następnie wraca do swojej poprzedniej pozycji, kończąc swoją porcję jedzenia. Uśmiecham się sztucznie radośnie w stronę zaskoczonych rodziców, którzy patrzą na mnie uważnie. 

-Cóż...-zaczyna mama, cicho odchrząkując.-To świetnie! Tylko życzyć wam powodzenia!-stara się brzmieć entuzjastycznie, lecz nie do końca jej to wychodzi, a między nami znowu panuje cisza. 

Justin przytakuje z głupim uśmiechem, z kpiną patrząc w stronę mojego wściekłego do granic możliwości ojca, który zaciska mocno dłoń na szklance z wodą, patrząc na niego spod byka. 

-Macie jakieś dalsze plany?-dopytuje niepewnie mama. 

-Owszem-odpowiada pewnie Justin, na co i ja przenoszę na niego zainteresowany wzrok.-Niedługo mamy lecieć do Kanady. Odwiedzić moją rodzinę. Być może zostaniemy tam przez dłuższy czas. Lub może na zawsze... 
*** 
Wchodzę cała nabuzowana negatywnymi emocjami do domu Justina, ze wściekłością zdejmując z siebie niepotrzebne ubrania oraz obuwie. Co ten dupek sobie myśli, co?! Jaka znowu do cholery Kanada?! Nie przypominam sobie, żeby ktoś pytał się mnie o zdanie na ten temat! I na pewno nie będę latać do żadnej Kanady, po moim trupie! 

-O co Ci chodzi, co?-pyta zirytowany moim zachowaniem Justin. Przewracam oczami, będąc odwrócona tyłem do niego oraz zdejmując buty. Jęczę pod nosem z bólu, gdy zostaję brutalnie pchnięta na ścianę, uderzając w nią głową. 

-Mówiłem Ci już, że jak się o coś pytam to masz mi odpowiadać do cholery!-krzyczy prosto w moją twarz, naduszając swoim ciałem na moje, tak, że nasze nosy dzieli zaledwie parę milimetrów, a jego znacznie ciemniejsze oczy, przez powiększone źrenice, patrzą natarczywie w moje. 

-Nie polecę z Tobą do żadnej pieprzonej Kanady! Po moim trupie!-również krzyczę mu w twarz, zbierając w sobie wystarczającą ilość pewności siebie. 

-Uważaj na dobór słów słonko, bo może się to źle dla Ciebie skończyć-syczy z psychopatycznym uśmieszkiem, nawiązując do łatwego sposób zabicia mnie. 

-Co nie zmienia faktu, że nie pojadę do Kanady z takim zboczeńcem jak Ty-te słowa ulatują z moich ust zanim zdążę je dokładnie przemyśleć. 

-Co? O czym Ty pieprzysz do cholery?-prycha lekceważąco, przez co cały niepokój jaki zawładnął moim ciałem na sekundę ulatuje, a na jego miejsce wraca z powrotem złość na niego. 

-O tych chorych nagraniach na Twoim laptopie!-krzyczę mu w twarz, w następnej sekundzie zaczerpując głęboko powietrza przez jego dłoń zaciskającą się na mojej szyi, odbierając mi dostęp do powietrza. 

-Skąd wiesz o tym?-pyta przez zaciśnięte zęby, patrząc w moje szeroko otworzone oczy z kompletną pustką. 

-Twój...-wyduszam z trudem, na co poluzowuje uścisk na mojej szyi tak, że mogę zaczerpnąć głęboko powietrza.-Twój laptop był włączony w dzień, gdy byliśmy na zakupach-odpowiadam już normalnie, na co nadzwyczaj spokojnie przytakuje, patrząc na drugi kraniec przedpokoju z pustką na twarzy oraz w oczach. 

Krzyczę najgłośniej jak potrafię, gdy w jednej sekundzie zostaję przerzucona przez jego kościste ramię, a on bez słowa zaczyna nieść mnie nie wiadomo gdzie. Uderzam stopami o jego twarde uda, a piąstkami o lędźwie, krzycząc, aby mnie puścił i postawił z powrotem na ziemi. Skutecznie ignoruje moją osobę, bez jakiejkolwiek reakcji idąc w stronę... Piwnicy. Zaczynam jeszcze głośniej piszczeć, wyrywać się oraz bić go, lecz jedyne co robi to wzmocnienie uścisku na moich udach oraz otworzenie skrzypiących drzwi prowadzących na dół domu. Kiedy zdaję sobie sprawę z tego, iż żadne moje działanie nie pomoże, uspokajam się i czekam w spokoju na najgorsze. 

Kieruje się znacznie w innym kierunku niż poprzednim razem, co od razu nie podoba mi się. Napinam mięśnie w całym ciele, zdając sobie sprawę, iż jest jeszcze gorzej niż przypuszczałam. Zatrzymujemy się w najciemniejszej, najbardziej oddalonej od światła części korytarza. Słyszę jak Justin otwiera jakieś drzwi, które otwierają się z głośnym, metalowym szuraniem. Oj, jest znacznie gorzej... 

Piszczę, kiedy rzuca mną na stary, sprężysty materac ułożony na czarnym, metalowym stelażu. Na środku tego kwadratowego pomieszczenia rozmiaru 4x4 wisi stara żarówka na długim kablu. W jednym kącie jest stara, brudna umywalka, a nad nią lustro w znacznie gorszym stanie. Po drugiej stronie jest sedes również w opłakanym stanie. I nic więcej. Czy... On mnie tu zostawi aż umrę z głodu, pragnienia, samotności? 

-Zostaniesz tu dopóki nie zrozumiesz swojego błędu i nie przemyślisz paru kwestii-mówi bez jakichkolwiek emocji, na co słabo przytakuję. 

Wycofuje się bez żadnych słów w stronę starych, metalowych, ogromnych drzwi, a ja jedyne co chcę mu powiedzieć na odchodne to... 

Pocałuj mnie w dupę, stary... 
~*~
Witam po tygodniowej przerwie z nowym rozdziałem! Mam nadzieję, iż przypadł wam do gustu ;)
Czytasz-komentujesz-motywujesz!

9 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział wspaniały!!! Powodzenie z kolejnym!!! Czekam!!! Ten tekst na końcu. XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudny jak zawsze <3 to jest takie ciekawe, masz talent naprawdę. >>>>>

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega Mega Mega <333

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedy next?!?!przeczytalam wszystko w ciagu 40 minut!xDD i czekam,mam nadzieje ze szybko dodasz nowy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że to Cię wciągnęło, haha! Niestety, ale chyba muszę zawieźć Twoją nadzieję, ponieważ obawiam się, iż nie dodam rozdziału zbyt szybko, przykro mi 😞

      Usuń
  6. Zajebisty blog! !!! Kiedy dodasz nexta, bo nie mogę się doczekać. Błagam odpisz. Weny życzę
    GW ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że przypadł Ci on do gustu 😊
      Następny rozdział chcę dodać w ten piątek i mam nadzieję, że uda mi się to zrobić 😁

      Usuń