Polecam czytanie w wersji mobilnej :)
Czytasz-komentujesz-motywujesz!
~*~
-Dlaczego ostatnio zachowujesz się tak
dziwnie?-pyta Justin podczas gdy jemy nasze codzienne, wspólne
śniadanie. Nie reagując na jego słowa, nadal mieszam łyżką
między owocami i płatkami owsianymi, polanymi jogurtem naturalnym,
które przyrządził dla nas młody mężczyzna. Słyszę jak
teatralnie wzdycha, chcąc sięgnąć po moją wolną dłoń, która
spokojnie spoczywa tuż obok miseczki z śniadaniem, jednak szybko
reaguję, kładąc dłoń na udzie, aby mnie nie dotknął.
-Okej, o
co Ci do cholery chodzi?-pyta lekko zirytowany, zaciśniętą w pięść
dłoń kładąc na środku stołu między nami. Wzruszam lekceważąco
ramionami, opuszczając wzrok na swoją dłoń leżącą na udzie.
-Odpowiedz mi jak do Ciebie mówię!-krzyczy karcąco, na co kulę
ramiona, przybierając skruszoną pozę.
-K-kiedy wróci Brandon?-pytam przestraszonym głosem, pocierając
nagie, chłodne ramiona drżącymi dłońmi. On wyłącznie cicho
prycha gorzkim śmiechem, przez co niepewnie unoszę na niego swój
przestraszony wzrok. Patrzy na mnie przez przymrużone powieki z
zaciśniętymi wargami.
-Kogo interesuje ten dupek w ogóle?-pyta
wściekle, dokładnie przyglądając się mojej twarzy. Z trudem
przełykam nadmiar śliny zgromadzony w ustach, niepewnie wzruszając
ramionami.
-Może Ty wolisz jego ode mnie, co? Wolisz tego dupka niż
mnie?!-krzyczy rozwścieczony jak jeszcze nigdy. Jedynym dupkiem w
tym domu jesteś Ty, więc się zamknij.
-Wolę wrócić do
rodziców-przyznaję nieśmiało, na co i on się uspokaja.
Patrzymy na siebie jakiś czas w ciszy.
Justin widocznie myśli nad czymś intensywnie, ponieważ co chwilę
marszczy brwi oraz otwiera i zamyka swoje wargi, po czym układa je w
prostą linię. Kiedy po raz kolejny otwiera szeroko wargi i
wypuszcza z nich ciepły oddech, wiem, że zaraz przemówi.
-Dobrze-stwierdza zwyczajnie, przez co czuję się jak przypięta do
krzesła przez skórzane pasy, które nie pozwalają się
poruszać.-Ale na moich warunkach-dodaje, na co ochoczo przytakuję,
chcąc tylko zobaczyć rodziców. Tak bardzo za nimi tęsknię...
-Musimy być kochającą się parą-stawia pierwszy warunek, który
od razu nie przypada mi do gustu, co chcę mu zakomunikować, lecz
ucisza mnie uniesieniem dłoni.-Twoi rodzice i tak wiedzą, że
kochasz się we mnie potajemnie, więc nie masz innego wyjścia-przypomina mi to okropne
kłamstwo, które kazał powiedzieć mi rodzicom. Niechętnie
przytakuję, zgadzając się na ten warunek.
-Żadnych sztuczek w ich
towarzystwie. Doskonale zdajesz sobie sprawę jak może się to
zakończyć i dla Ciebie i dla nich-upomina, na co ponownie
przytakuję, czekając na koniec jego chorych reguł.
-Cóż, to
tyle. Idź, szykuj się, masz być na dole za 45 minut i ani minuty
dłużej-po zakończeniu jego monologu zrywam się ze swojego
miejsca, biegnąc na górę, aby przygotować się na spotkanie z
rodzicami. Tak długo wyczekiwane spotkanie...
***
Cicho wypuszczam
powietrze przez wargi, stojąc już przed drzwiami wejściowymi domu
rodziców. Czuję jak palce u mojej prawej dłoni zostają splątane razem z palcami Justina,
mojego "chłopaka", kiedy ten bez stresu puka głośno w
powłokę drzwi. Nieświadomie zaciskam mocniej jego palce między
jego, cała się spinając.
-Chwila!-słyszymy stłumiony głos mamy
dobiegający zza drzwi. Kobieta przekręca dwa razy klucz w zamku,
tym samym odblokowując je. Klamka opada, a drzwi zostają szeroko
otworzone. Uśmiecham się smutno na widok lekko bladej mamy z
opadniętymi kącikami warg. Na nasz widok Virginia zakrywa dłonią
szeroko otworzone usta, a w jej oczach można zauważyć tak zwane
szklanki z łez.
-Córeczko-szepcze z trudem, otwierając dla mnie
swoje matczyne ramiona.
-Mamo!-cicho piszczę, od razu wpadając w
jej ramiona i mocno ją przytulając.
Zdecydowanie tego trzeba
mi było- uścisku matki. Stoimy w bezruchu, wyłącznie się
przytulając przez nieokreślony czas, lecz czuję się jakby było
to zaledwie parę sekund. I może to jest wyłącznie parę sekund,
kto wie...
-Chodźcie, chodźcie, akurat zrobiłam obiad!-zaprasza
nas zapłakana mama, ścierając nadmiar łez ze swoich policzków.
Wchodzimy razem z Justinem do środka, zdejmując ubrania wierzchnie
oraz obuwie. Mama kieruje się w głąb domu, a ja zaraz za nią,
lecz uniemożliwia mi to dłoń Justina ściskająca moją. Wzdycham
pod nosem, równając kroku razem z nim.
-Samuel, mamy
gości!-informuje mama ojca, który zapewne ogląda w salonie jakiś
mecz. Może koszykówki, może piłki nożnej, kto go tam wie.
Wchodzimy za mamą do kuchnio-jadalni, gdzie na stole jest już
podany obiad. Zapiekanka makaronowa z warzywami i żółtym serem na
wierzchu, moja ulubiona. Mama prosi nas o zajęcie miejsc przy stole,
co czynimy. Zajmuję swoje stałe miejsce przy rodzinnym stole, a
Justin niestety siada tuż obok mnie, nasze nadal splecione dłonie
kładąc sobie na udzie. Odkąd tylko weszliśmy do mojego rodzinnego
domu jego twarzy nie opuszcza szeroki, radosny uśmiech, który nawet
teraz utrzymuje się na jego twarzy.
Do kuchni wkracza powolnym
krokiem tata, który napina swoje pokaźne mięśnie na widok Biebera
w jego kuchni. Jego ramiona lekko opadają, gdy zauważa mnie, całą
i zdrową, przy boku mężczyzny, który zabrał mu jego jedyną
córeczkę. Witam się z tatą mocnym uściskiem a Justin wyłącznie mocnym uściskiem
dłoni oraz wymianą złowrogich spojrzeń. Oj, chyba nie do końca
przypadli sobie do gustu.
-Mówcie co tam u was!-zachęca mama,
zapewne martwiąc się jak dajemy sobie samotnie radę.
-Bardzo
dobrze-odpowiadam z wymuszonym entuzjazmem oraz tak samo sztucznym
uśmiechem. Wcale nie jest dobrze...
-Wszystko idzie powoli do przodu
w naszym związku-dopowiada Bieber, specjalnie akcentując słowo
"związek", na co tata krztusi się kawałkiem zapiekanki, który
gryzł, a mama mało co nie wypluwa wody, którą popija.
-A więc...
Jesteście już razem-stwierdza z dużym szokiem Virginia,
przytrzymując ramię taty, aby nie rzucił się z pięściami na
"mojego chłopaka".-Czy to nie za szybko?-dodaje pośpiesznie.
-Po co przedłużać
ten moment, skoro darzymy się miłością?-pyta retorycznie Justin,
przybliżając się do mnie od boku.
Jego wargi stykają się z moim
lewym policzkiem, pozostawiając na nim mokry pocałunek, a następnie
wraca do swojej poprzedniej pozycji, kończąc swoją porcję
jedzenia. Uśmiecham się sztucznie radośnie w stronę zaskoczonych
rodziców, którzy patrzą na mnie uważnie.
-Cóż...-zaczyna mama,
cicho odchrząkując.-To świetnie! Tylko życzyć wam
powodzenia!-stara się brzmieć entuzjastycznie, lecz nie do końca
jej to wychodzi, a między nami znowu panuje cisza.
Justin przytakuje
z głupim uśmiechem, z kpiną patrząc w stronę mojego wściekłego
do granic możliwości ojca, który zaciska mocno
dłoń na szklance z wodą, patrząc na niego spod byka.
-Macie
jakieś dalsze plany?-dopytuje niepewnie mama.
-Owszem-odpowiada
pewnie Justin, na co i ja przenoszę na niego zainteresowany
wzrok.-Niedługo mamy lecieć do Kanady. Odwiedzić moją rodzinę.
Być może zostaniemy tam przez dłuższy czas. Lub może na
zawsze...
***
Wchodzę cała nabuzowana negatywnymi emocjami do domu
Justina, ze wściekłością zdejmując z siebie niepotrzebne ubrania
oraz obuwie. Co ten dupek sobie myśli, co?! Jaka znowu do cholery
Kanada?! Nie przypominam sobie, żeby ktoś pytał się mnie o zdanie
na ten temat! I na pewno nie będę latać do żadnej Kanady, po moim
trupie!
-O co Ci chodzi, co?-pyta zirytowany
moim zachowaniem Justin. Przewracam oczami, będąc odwrócona tyłem
do niego oraz zdejmując buty. Jęczę pod nosem z bólu, gdy zostaję
brutalnie pchnięta na ścianę, uderzając w nią głową.
-Mówiłem
Ci już, że jak się o coś pytam to masz mi odpowiadać do
cholery!-krzyczy prosto w moją twarz, naduszając swoim ciałem na
moje, tak, że nasze nosy dzieli zaledwie parę milimetrów, a jego
znacznie ciemniejsze oczy, przez powiększone źrenice, patrzą
natarczywie w moje.
-Nie polecę z Tobą do żadnej pieprzonej
Kanady! Po moim trupie!-również krzyczę mu w twarz, zbierając w
sobie wystarczającą ilość pewności siebie.
-Uważaj na dobór
słów słonko, bo może się to źle dla Ciebie skończyć-syczy z
psychopatycznym uśmieszkiem, nawiązując do łatwego
sposób zabicia mnie.
-Co nie zmienia faktu, że nie pojadę do
Kanady z takim zboczeńcem jak Ty-te słowa ulatują z moich ust
zanim zdążę je dokładnie przemyśleć.
-Co? O czym Ty pieprzysz
do cholery?-prycha lekceważąco, przez co cały niepokój jaki
zawładnął moim ciałem na sekundę ulatuje, a na jego miejsce
wraca z powrotem złość na niego.
-O tych chorych nagraniach na
Twoim laptopie!-krzyczę mu w twarz, w następnej sekundzie
zaczerpując głęboko powietrza przez jego dłoń zaciskającą się
na mojej szyi, odbierając mi dostęp do powietrza.
-Skąd wiesz o
tym?-pyta przez zaciśnięte zęby, patrząc w moje szeroko otworzone
oczy z kompletną pustką.
-Twój...-wyduszam z trudem, na co
poluzowuje uścisk na mojej szyi tak, że mogę zaczerpnąć głęboko
powietrza.-Twój laptop był włączony w dzień, gdy byliśmy na
zakupach-odpowiadam już normalnie, na co nadzwyczaj spokojnie
przytakuje, patrząc na drugi kraniec przedpokoju z pustką na twarzy
oraz w oczach.
Krzyczę najgłośniej jak potrafię, gdy w jednej
sekundzie zostaję przerzucona przez jego kościste ramię, a on bez
słowa zaczyna nieść mnie nie wiadomo gdzie. Uderzam stopami o jego
twarde uda, a piąstkami o lędźwie, krzycząc, aby mnie puścił i
postawił z powrotem na ziemi. Skutecznie ignoruje moją osobę, bez
jakiejkolwiek reakcji idąc w stronę... Piwnicy. Zaczynam jeszcze
głośniej piszczeć, wyrywać się oraz bić go, lecz jedyne co robi
to wzmocnienie uścisku na moich udach
oraz otworzenie skrzypiących drzwi prowadzących na dół domu.
Kiedy zdaję sobie sprawę z tego, iż żadne moje działanie nie
pomoże, uspokajam się i czekam w spokoju na najgorsze.
Kieruje się
znacznie w innym kierunku niż poprzednim razem, co od razu nie
podoba mi się. Napinam mięśnie w całym ciele, zdając sobie
sprawę, iż jest jeszcze gorzej niż przypuszczałam. Zatrzymujemy się
w najciemniejszej, najbardziej oddalonej od światła części
korytarza. Słyszę jak Justin otwiera jakieś drzwi, które
otwierają się z głośnym, metalowym szuraniem. Oj, jest znacznie
gorzej...
Piszczę, kiedy rzuca mną na stary, sprężysty materac
ułożony na czarnym, metalowym stelażu. Na środku tego
kwadratowego pomieszczenia rozmiaru 4x4 wisi stara żarówka na
długim kablu. W jednym kącie jest stara, brudna
umywalka, a nad nią lustro w znacznie gorszym stanie. Po drugiej
stronie jest sedes również w opłakanym stanie. I nic więcej.
Czy... On mnie tu zostawi aż umrę z głodu, pragnienia, samotności?
-Zostaniesz tu dopóki nie zrozumiesz swojego błędu i nie
przemyślisz paru kwestii-mówi bez jakichkolwiek emocji, na co słabo
przytakuję.
Wycofuje się bez żadnych słów w stronę starych,
metalowych, ogromnych drzwi, a ja jedyne co chcę mu powiedzieć na
odchodne to...
Pocałuj mnie w dupę, stary...
~*~
Witam po tygodniowej przerwie z nowym rozdziałem! Mam nadzieję, iż przypadł wam do gustu ;)
Czytasz-komentujesz-motywujesz!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały!!! Powodzenie z kolejnym!!! Czekam!!! Ten tekst na końcu. XD
OdpowiedzUsuńRozdział cudny jak zawsze <3 to jest takie ciekawe, masz talent naprawdę. >>>>>
OdpowiedzUsuńMega Mega Mega <333
OdpowiedzUsuńboski niemoglam się doczekać <3
OdpowiedzUsuńkiedy next?!?!przeczytalam wszystko w ciagu 40 minut!xDD i czekam,mam nadzieje ze szybko dodasz nowy
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że to Cię wciągnęło, haha! Niestety, ale chyba muszę zawieźć Twoją nadzieję, ponieważ obawiam się, iż nie dodam rozdziału zbyt szybko, przykro mi 😞
UsuńZajebisty blog! !!! Kiedy dodasz nexta, bo nie mogę się doczekać. Błagam odpisz. Weny życzę
OdpowiedzUsuńGW ♥
Bardzo się cieszę, że przypadł Ci on do gustu 😊
UsuńNastępny rozdział chcę dodać w ten piątek i mam nadzieję, że uda mi się to zrobić 😁