piątek, 15 kwietnia 2016

12. Odlot

Polecam czytanie w wersji mobilnej :)
Czytasz-komentujesz-motywujesz!
~*~
Cztery dni. Cztery pełne dni siedzę w tej przeklętej piwnicy, sama, zamknięta na nie wiadomo ile spustów. Codziennie rano, gdy się budziłam przy drzwiach czekało już na mnie pożywienie na cały dzień oraz półtora litrowa butelka wody mineralnej i tak w koło. Nie widziałam Justina od tamtego czasu. Przychodził, gdy spałam i odchodził, gdy spałam. Nawet nie wiem, czy robi mi coś podczas snu. Czy mnie dotyka. Patrzy na mnie. Cokolwiek. 

Po zjedzeniu połowy jabłka, którym mnie dziś obdarzył, szykuję się psychicznie na kolejny spędzony dzień w samotności. W tej cuchnącej stęchlizną piwnicy. Bez dostępu do światła. Wygodnego łóżka. Prysznica. Czegokolwiek co znajduje się w normalnym domu, mieszkaniu. Lecz mój porywacz ma najwidoczniej inne plany na dziś. Podobno, gdy nie widzimy to lepiej słyszymy. I tak jest też w moim przypadku. Mój słuch stał się bardziej wyczulony na różne dźwięki. No chyba, że śpię. Wtedy to nic mnie nie obudzi. Ale, powracając do tematu, dzięki mojemu "polepszonemu słuchowi" doskonale słyszę kroki zbliżające się w stronę pomieszczenia, w którym mnie przetrzymuje. 

Przekręcenie kluczyka, głośny hałas wywołany przez ciągnięcie metalowych drzwi po betonowej, wilgotnej podłodze, a następnie sztuczne, słabe światło oraz jego postura w progu. W milczeniu przyglądamy się sobie, nawet nie mrugając. Bez słowa, z kamienną twarzą, podchodzi w kierunku łóżka, na którym pół leżę i kuca obok niego, po raz pierwszy mrugając podczas natarczywego patrzenia w moje oczy. 

-Chcesz mi coś powiedzieć?-mamrocze niezrozumiale pod nosem, marszcząc swoje ciemne, gęste brwi, między którymi pojawia się pojedyncza, pionowa zmarszczka. 

-Przepraszam-wyduszam z siebie z trudem, za plecami krzyżując palec wskazujący i środkowy. Może to dziecinne zachowanie, lecz nadal wierzę, iż to znaczy, że nasze słowa nie są zgodne z prawdą. 

Leniwy, ospały uśmiech wkracza w kąciki warg ciemnego blondyna, kiedy powoli podnosi się z kolan z cichym ich strzyknięciem. Wystawia w moim kierunku swoją dużą, męską dłoń, którą niepewnie ujmuję, wstając z jego pomocą ze starego łóżka. Trzymając znacznie delikatniej moją dłoń, wyprowadza nas z tego małego kwadratu na podłużny, sztucznie oświetlony korytarzyk piwnicy, zamykając na każdy możliwy spust metalowe, stare drzwi. 

Czuję niemałe podekscytowanie, gdy zaczynamy iść ramię w ramię w stronę wyjścia z tych przeklętych podziemi. Po czterech dniach spędzonych sam na sam w małym, kwadratowym pokoiku, bez dostępu do jakiegokolwiek światła, bieżącej wody oraz czystych ubrań czy chociażby prysznica, myślę, że każdy cieszyłby się na wyjście do "ludzi". Nawet nie chcę wiedzieć w jakim stanie są moje włosy ani jak okropnie pachnę, chociaż przez intensywny, męski zapach Justina w małym stopniu mogę poczuć, iż nie jest to zbyt przyjemny zapaszek. 

-W łazience masz przygotowane ubrania, bieliznę, szczotkę do zębów, ręcznik i jakieś tam kosmetyki. Umyj się szybko, ubierz, pomaluj i wróć jak najszybciej do mnie, do salonu. Przygotuję nam coś do zjedzenia-instruuje Justin, na co wyłącznie przytakuję energicznie skinieniem głowy, szybkim krokiem udając się w stronę schodów prowadzących na górę domu.

Wchodzę do skromnej łazienki połączonej z pokojem chłopaka, zamykając za sobą drzwi na klucz, tak dla pewności. Na koszu na brudne ubrania czeka już na mnie strój wybrany przez Justina-czarne, bawełniane legginsy, czarny crop-top w drobne, białe paseczki, na ramiączkach oraz komplet czarnej, koronkowej bielizny wraz z białymi stopkami. Zawsze mogło być gorzej, prawda? 

Rozbieram się z przepoconych, brudnych już ubrań do naga, wrzucając je do środka kosza, aby je odświeżyć. Po raz pierwszy od czterech dni wchodzę do kabiny prysznicowej, włączając gorącą wodę, która od razu moczy całe moje ciało, powodując uśmiech tak szeroki jak jeszcze chyba nigdy. Nie przypuszczałam, że kiedyś, kiedykolwiek będę się aż tak cieszyć ze zwykłego prysznica, a tu taka niespodzianka...
*** 
Po dokładnym umyciu całego ciała, włosów oraz ogoleniu się w odpowiednich miejscach, ubraniu się oraz wykonaniu delikatnego makijażu, schodzę z powrotem na dół domu Justina, już na schodach czując zapach domowo przyrządzonej chińszczyzny. Uwielbiam chińskie jedzenie i wszędzie rozpoznam jego zapach lub smak. Wszędzie. Dlatego w salonie znajduję się znacznie szybciej niż mogłabym sama przypuszczać, co również nie uchodzi uwadze Justina, który bez koszulki, z talerzem na swojej klatce piersiowej oraz widelcem w lewej dłoni siedzi na kanapie i ogląda któryś z kolei mecz piłki nożnej na kanale sportowym. 

Ignorując jego zaskoczony wzrok na mojej radosnej osobie, zajmuję miejsce na drugim krańcu kanapy, od razu sięgając po swój talerz z makaronem z warzywami oraz kawałkami kurczaka w azjatyckim sosie, wpychając go co sekundę do ust, nie przejmując się tym, iż zapewne wyglądam jak chomik lub człowiek, który nie miał niczego w ustach przez ostatni tydzień. 

-Będziesz to jadł?-pytam Justina z ostatkami swojego jedzenia w ustach, widelcem wskazując na jego talerz z końcówką makaronu, którego nie zjadł do tej pory. 

Chłopak niepewnie kręci przecząco głową, oddając dobrowolnie mi swoje jedzenie. Nie jedz tego gruba świnio, będziesz tego żałować. Będziesz jeszcze grubsza. Nikt cię nie będzie chciał znać. Będziesz większym pośmiewiskiem niż jesteś teraz. Zostaw to świnio! Ignorując wewnętrzną siebie, na siłę wpycham resztki z talerza młodego mężczyzny, odkładając pusty talerz na stolik do kawy ustawiony przed kanapą. Zabieram ze stolika niedokończoną colę Justina, dopijając ją do dna. Najedzona i napita do granic możliwości, rozkładam się w wygodnej pozycji na swojej połowie kanapy, cały czas ignorując przy tym natarczywy wzrok Justina na sobie. 

-No co? Kocham chińskie jedzenie!-burczę, gdy jego wzrok ani na chwilę nie opuszcza mojej osoby. 

-Wiem... Ale nie sądziłem, że aż tak!-mówi, będąc w szoku jak jeszcze nigdy. 

-Jeszcze tak wielu rzeczy o mnie nie wiesz-wzdycham teatralnie, przerzucając majestatycznie włosy z ramienia na plecy. 

Justin kompletnie ignorując moje słowa, wyjmuje z kieszeni swoich jasno szarych, luźnych dresów najnowszego, srebrnego Samsunga Galaxy S7 Edge. Właśnie... Co z moim telefonem? Ostatni raz widziałam go w dzień zamknięcia, a później "magicznie" zniknął. 

-Justin, gdzie jest mój telefon?-pytam go z ciekawości, na co leniwie przenosi swój obojętny wzrok na moją osobę. 

-Zniszczyłem go-odpowiada bez ogródek, przez co otwieram szeroko usta, a oczy rozszerzają się do granic możliwości. 

-Jak to zniszczyłeś?!-piszczę w niedowierzaniu na jego słowa, na co lekceważąco wzrusza ramionami. 

Wstaje ze swojego miejsca, zablokowany telefon chowając w prawej kieszeni opadających z niego dresów i wychodzi na chwilę, aby wrócić do pokoju z prostokątnym opakowaniem, po boku z napisem "iPhone 6S".

-To Twój nowy telefon, wiem jak bardzo go chciałaś dostać. Masz na nim zapisany mój numer, a resztę kontaktów zablokowane-odbieram od niego delikatnie prostokątne pudełko. Nie chcę, aby coś mu się stało już w pierwszy dzień. 

Powoli zdejmuję wieczko kartonu, piszcząc na widok idealnie wyglądającego telefonu w jego wnętrzu. Od zawsze byłam miłośniczką iPhone, lecz nigdy nie udało mi się namówić rodziców na zakup tego telefonu. A dziś moje marzenie się spełniło. Dzięki Justinowi. 

-Dziękuję!-piszczę ze szczęścia, delikatnie odkładając pudełko z telefonem na wolne miejsce na ławie, rzucając się w ramiona mężczyzny. Mocno przytulam się do niego, obejmując ciasno jego kark, a twarz chowając w zgięciu jego szyi. O mój Boże, jego perfumy... Kocham jego zapach! Chłopak w zamian obejmuje moją talię, tym samym przenosząc mnie na swoje uda, zbyt blisko swojego ciała oraz... tego czegoś w spodniach. Po paru sekundowym przytulaniu unoszę twarz tak, iż jest ona tuż naprzeciw twarzy Justina. Patrzę w jego oczy z lekko rozchylonymi wargami, z których wydobywa się ciepłe, wypuszczane przeze mnie powietrze. Mężczyzna zaczyna powoli kciukami kręcić kółka na wcięciu mojej talii, przesuwając mnie znacznie bliżej swojej piersi. Gwałtownie wstrzymuję oddech, gdy nasze wargi są już niemal przy sobie, a jeden niefortunny ruch, a otrą się o siebie. 

-Wiem, że tego chcesz tak samo bardzo jak ja-szepcze bez użycia strun głosowych, przez co z trudem przełykam ślinę. Chcę tego. Chcę tego odkąd pierwszy raz go ujrzałam. Chcę tego teraz. Ale czy jestem gotowa na tak poważny krok z osobą, która jeszcze dziś rano trzymała mnie zamkniętą w piwnicy? Czy chcę tego z Justinem? 

Przybliżam swoje wargi do niego, mając szczelnie zamknięte oczy. I robię to. Kładę swoje usta na jego, dając mu ledwo wyczuwalnego buziaka. Lecz to mu nie wystarcza, ponieważ już po sekundzie napiera na moje wargi ponownie, bardziej natarczywie. Wymieniany się coraz to bardziej agresywnymi pocałunkami, lecz opamiętuję się, gdy jedna z jego dłoni zbliża się niebezpiecznie do mojego pośladka. Wtedy gwałtownie odsuwam się od niego, schodząc z jego kolan zanim zdąży zareagować. Biorę swój prezent od niego, zaczynając uciekać na górę. Co się przed chwilą do cholery wydarzyło?! 
*** 
Przegryzając dolną wargę, obserwuję biegnącego chłopaka na ekranie mojego nowego telefonu. Przesuwam po jego ekranie kciukiem w górę tak, że animowany człowiek skacze w górę, omijając przeszkodę, ale przy tym też zgarniając parę pieniążków. Uśmiecham się do samej siebie, widząc, iż jeszcze zaledwie parę setek i pobiję swój własny rekord. 

-Wstawaj, musimy już jechać-w progu pokoju pojawia się Justin, przez co zwracam uwagę na niego, zamiast na grze, w której zostaję potrącona przez pędzący pociąg. Niech on też wpadnie pod taki pociąg, błagam... 

-Co? Gdzie? Po co?-pytam zdezorientowana jego nagłą potrzebą pośpiechu. 

-Zrób to, co Ci powiedziałem-warczy, uderzając swoją dużą pięścią o drewnianą framugę drzwi, na co pośpiesznie wstaję z jego łóżka, podbiegając do niego jak posłuszny piesek.

Chwyta brutalnie za moją małą dłoń w porównaniu z jego. Nie patrząc nawet na mnie, zaczyna iść szybkim krokiem przede mną, tym samym ciągnąc mnie jak na smyczy za sobą. Od tego feralnego pocałunku minęło około godziny, podczas której ja siedziałam w jego sypialni na górze, a on siedział na dole, przynajmniej tak mi się wydaje. Żadne z nas nie chce chyba powrócić do tego tematu i może to i dobrze, bo... ja tak naprawdę nie wiem czy tego żałuję... ale patrząc na niego, widzę, że on żałuje. I ja chyba też powinnam to zrobić. 

W przedpokoju karze mi ubrać wygodne buty, więc mój wybór pada na czarne z białymi paskami SuperStary. Nie daje mi możliwości zabrania chociażby kurtki jeansowej z haczyka, po prostu wyciągając mnie przed dom, gdzie przy krawężniku czeka już lotniskowa taksówka. Chwila, co?! Jaka lotniskowa taksówka. Wtedy coś mi się przebija w pamięci. Kanada. Przecież mówił, że będziemy lecieć do Kanady! 

-Nigdzie nie lecę!-krzyczę, starając się wyrwać nadgarstek z jego miażdżącego uścisku, co w tym wypadku jest wręcz niemożliwe. 

-Oczywiście, że lecisz i to bez dyskusji-syczy za moimi plecami, gdy siłą wpycha mnie do środka ciemnej taksówki, wsiadając zaraz za mną. 

Taksówkarz rusza powoli, gdy obydwoje jesteśmy przypięci pasami bezpieczeństwa, prowadząc nas w stronę lotniska. Nie wiem jak Justin sobie to wyobraża. Mogę go na tym lotnisku z łatwością wsadzić w ręce policji. Mogę uciec. Mogę zrobić cokolwiek, aby wyzwolić się od niego. 

-Tylko spróbujesz coś zrobić, a pamiętaj, że nie będę tak delikatny jak ostatnio-mamrocze przez zaciśnięte zęby wprost do mojego ucha, tym samym wybijając skutecznie z mojej głowy plan jakiejkolwiek ucieczki. No to mam przechlapane... 
*** 
Po odbytej odprawie i innych lotniskowych obowiązkach w końcu możemy wejść na pokład samolotu, którym dolecieć mamy do Toronto w Kanadzie. Okazało się, iż Justin wykupił nam miejsca w pierwszej klasie, co nie powiem, ale bardzo mnie zaskoczyło. Skąd tak młody mężczyzna może mieć aż tyle kasy?! Chociaż w sumie nie chcę wiedzieć. Nie chcę całkowicie skreślić go z listy "Możliwi do zaprzyjaźnienia się". Coś mówi mi, iż jest mi znacznie bliższy niż mogę przypuszczać. I chcę to sprawdzić. 

Justin odnajduje nasze miejsca, które znajdują się w środkowym rzędzie. Krzywię się na ten widok. Nie chcę siedzieć w środkowym rzędzie. Jeżeli jestem już zmuszona do takiej wyprawy to chcę mieć chociaż jakieś ładne widoki, a nie ludzi dookoła. 

-Co znowu?-wzdycha zmęczony moim ciągłym narzekaniem Justin, gdy zauważa wyraz mojej twarzy. 

-Chcę siedzieć przy oknie-mówię dziecięcym, obrażonym głosem, zakładając ramiona pod piersiami. 

Justin wzdycha z irytacją, podchodząc do starszego małżeństwa, które również szykuje się do zajęcia swoich miejsc, tyle, że po prawej stronie samolotu, przy oknach. Zagaduje coś do nich, po chwili wskazując na mnie kciukiem, przez co małżeństwo patrzy na mnie, przytakując na jego słowa. Zabierają swój bagaż podręczny, kierując się na nasze miejsca, a ja w zamian idę na ich wcześniejsze miejsce. 

-Nie ma za co księżniczko-mówi sarkastycznie miło, gdy przeciskam się przez niego, aby usiąść na swoim skórzanym fotelu przy oknie. 

Opieram łokieć o łokietnik, na dłoni opierając brodę. Wyglądam za okno, napawając się po raz ostatni widokiem Cork, z którego za parę minut wylecimy. Czuję jak Justin kładzie swoją dłoń na moim kolanie, lekko je ściskając, a następnie krążąc po nim kciukiem. 

Och, zapowiada się ciężka podróż...
~*~
Witam ponownie po kolejnej przerwie! Jak wrażenia po rozdziale? Minimalne zbliżenie do siebie Mad i Justina, jej! :')
Proszę, trzymajcie kciuki w dzień egzaminów, a może jakoś pójdą, haha :')
Czytasz-komentujesz-motywujesz! :)

6 komentarzy:

  1. pierwsza niemoglam się doczekać🔌❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział suuper :) Czekam na next Xd
    P.S. Zapraszamy do nas http://imsexyandiknowitxx.blogspot.com/2016/04/lba.html jest tam coś dla ciebie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje ulubione jbff :) czekam niecierpliwie na nastepny <3

    OdpowiedzUsuń