środa, 2 marca 2016

2. Lekcja

 Czytasz?- skomentuj! :)
~*~
Siedzę roztrzęsiona na skórzanym fotelu, patrząc tępo na ciemno dębowy blat biurka na policyjnym komisariacie. 

Obraz zakrwawionego Lewisa King'a-jak okazało się, że miał na imię tajemniczy towarzysz- ciągle widniał przed moimi oczami. 

Ostrzegał mnie. Ostrzegał, że zrobi mu krzywdę. A ja mu nie uwierzyłam. Wypróbowałam jego zdolności. I dostałam za swoje. 

-Dobrze, zacznijmy jeszcze raz-wzdycha powoli zmęczony moim brakiem współpracy komisarz Maxwell.-Jak odnalazłaś zmarłego Lewisa King'a? 

-Już panu tłumaczyłam-warczę cicho, zmrużonymi oczami patrząc na jego coraz to bardziej zdenerwowaną posturę.

-Czyli mam rozumieć, iż zrobiłaś sobie wycieczkę krajoznawczą po domu w czasie imprezy?-pyta sarkastycznie komisarz, a kąciki jego warg wyginają się w sarkastycznym uśmieszku. 

-Dokładnie-odpowiadam wyluzowanym tonem, zajmując pół leżąca pozycję na swoim krzesełku. 

-Kłamiesz!-krzyczy Maxwell, a jego pięść zderza się z blatem biurka. Długopis powoli zaczyna się toczyć do krańca biurka, zanim opada z cichym odgłosem na podłogę obok. 

Nie mogę mu przyznać racji. Nie mogę narażać innych na niebezpieczeństwo. Muszę to przyjąć na klatę, jak mężczyzna. Nie mogę się wygadać. 

-To koniec, ona nie może się zbyt dużo stresować!-do pokoju przesłuchań wchodzi moja matka, krzycząc na policjanta.

Wstaję powoli ze swojego krzesła, patrząc w oczy komisarza, który równie bacznie mi się przygląda. 

Błagam w myślach, aby zauważył przerażenie w moich oczach, aby zatrzymał mnie i dokładnie o wszystko wypytał, jednak on wyłącznie patrzy na mnie natarczywie, starając się coś ze mnie wyczytać. 

Posyłam mu ostatnie spojrzenie przez ramię, a wyraz mojej twarzy wyraża czysty smutek i strach. Ale on na to nie reaguje, opuszcza wzrok na swoje notatki jak gdyby nigdy nic. 

Błagam Boże, pomóż mi!... 
*** 
Minęły 3 dni od przesłuchania. Wczoraj odbył się pogrzeb Lewisa, na którym oczywiście się pojawiłam. Stałam w ostatnich rzędach, ale byłam.

Kiedy patrzyłam na zapłakane, załamane twarze rodziny chłopaka, na niemal rzucającą się matkę na zmarłego syna oraz męża, który trzymał ją przy sobie, czułam się jeszcze bardziej winna. Bo to moja wina, że teraz już go z nami nie ma. Mogłam posłuchać tego psychola. 

Kiedy ksiądz odprawiający pogrzeb przeczytał niby pożegnalny list napisany przez Lewisa miałam ochotę wyjść na środek i każdemu powiedzieć jak naprawdę zginął Lewis. 

Ale tego nie zrobiłam. Płakałam wyłącznie żałośnie w ostatniej ławce, myśląc do czego zdolny jest ten psychopata. On nawet upozorował jego list pożegnalny, rozumiecie to?! Napisał jego pismem ten cholerny list, w którym wytłumaczył dlaczego to zrobił! 

I tak właśnie minął ten feralny weekend. Oczywiście nie zabrakło w nim mojego psychopatycznego stalkera, który był znacznie bardziej natarczywy niż wcześniej. Jego SMS'y nie miały końca. 

Aktualnie jest poniedziałkowy poranek, godzina 8:03. Pierwszy nauczyciel przychodzi dziś o 9:20, co daje mi dokładnie godzinę i 17 minut na przygotowanie się. 

Niechętnie odkrywam nagrzane od kołdry ciało, stawiając bose stopy na puszystym, beżowym dywaniku, który ozdabia obydwie strony łóżka. Przeciągam się, głośno ziewając, zanim zmuszam ciało do pozycji stojącej przy brzegu łóżka. 

Lekkie zawroty głowy sprawiają, iż chwilę stoję bez ruchu z zamkniętymi oczami, do czasu gdy nie znikają mroczki sprzed moich oczu. Nienawidzę ich.

Szurając stopami po czystych, gładkich panelach przedostaję się pod drzwi wysokiej, dwuskrzydłowej szafy, otwierając ją na oścież. W co by się tu ubrać... 

W końcu mój wybór pada na czarne, materiałowe rurki oraz sweterek w kolorze pudrowego różu w rozmiarze uniwersalnym. Nie widzę potrzeby strojenia się, gdy po pierwsze cały dzień będę w domu, a pod drugie dzisiejsze "lekcje" będą prowadzone wyłącznie przez kobiety, które wcale mnie nie interesują w ten sposób jak mężczyźni. 

Z wybranymi ubraniami oraz kompletem bielizny wchodzę do swojej drobnej łazieneczki, pozostawiając czyste ubrania na koszu z brudnymi rzeczami. Wykonuję typową, rutynową, codzienną toaletę, załatwiam potrzeby fizjologiczne oraz biorę szybki prysznic orzeźwiający.

Po dokładnym wytarciu ciała, użyciu antyperspirantu oraz popsikaniu szyi perfumami, nakładam wcześniej wymienioną bieliznę oraz ubrania, a włosy związuje w "koński ogon". 

Gotowa opuszczam próg łazienki, w drodze do drzwi wyjściowych z pokoju zabierając telefon z etażerki obok łóżka. 

Schodzę na dół domu, swoje kroki kierując w stronę kuchnio-jadalni, z której już wyczuwam świeży zapach śniadania. Wchodzę do pomieszczenia skąd zapach smażonego bekonu jest znacznie bardziej wyraźny. 

-Dzień dobry-witam się z rodzicami, na ustach utrzymując promienny uśmiech. 

-Dzień dobry córeczko-witają się w tym samym czasie, gdy zajmuję swoje stałe miejsce przy stole.

Chwilę później przede mną stoi talerz ze świeżą, okrągłą ciabattą, kawałkiem lekko rozpuszczonego sera żółtego, trzema kawałkami bekonu oraz grubo usmażonym jajkiem na twardo. Moja mama podpatrzyła ten "przepis" w McDonaldzie i muszę przyznać, że całkiem nieźle wychodzą jej takie kanapki. 

-Pamiętaj, aby nie wychodzić dzisiaj z domu-przypomina mi jak co ranek w dzień powszedni mama, na co przytakuję, biorąc do ust ostatniego gryza pożywnego śniadania. 

-Och, zapomniałabym! Dzisiaj przyjdzie nowa nauczycielka od francuskiego, ponieważ stara wylądowała w szpitalu!-informuje Virginia, kiedy brudne naczynia po śniadaniu chowam do zmywarki. 

Z zewnątrz udaję opanowaną, nieprzejmującą się tym dziewczynę, gdy w środku skaczę i śpiewam z radości, iż w końcu nie będę musiała spędzać 45 minut z tą okropną kobietą, która tylko mnie krytykowała. Oby ta nowa nie okazała się być taka sama... 
***
 Lekcja matematyki minęła całkiem dobrze. Nigdy nie miałam problemów z tym przedmiotem, szybko przyswajam nowe zagadnienia, dlatego pani Puth lubi mieć ze mną zajęcia. W sumie nie jest ona aż taka zła, da się z nią wytrzymać. 

Za 15 minut ma się zacząć lekcja francuskiego z nową nauczycielką. Nie mam o niej bladego pojęcia. Nie wiem ile ma lat, jak ma na imię, czy jest wymagająca czy może wręcz przeciwnie. Kompletnie nic, pustka, zero! Oby była bardziej wyluzowana niż jej poprzedniczka, błagam! 

Podskakuję w miejscu, gdy po domu roznosi się dźwięk dzwonka do drzwi. To ona! 

Wstaję pośpiesznie z wygodnej, skórzanej kanapy w salonie, szybkim krokiem idąc w kierunku drzwi wejściowych do domu. 

Dzwonek dzwoni jeszcze raz, gdy jestem już w progu przedpokoju, na co wołam "Chwila!", na palcach podbiegając do drzwi. 

Zatrzymuję się twarzą w "twarz" z drzwiami, chwytając niepewnie za klamkę. Raz kozia śmierć, prawda? 

Bez chwili namysłu ciągnę za klamkę w dół, otwierając drzwi na oścież. Niemal nie mdleję, gdy po drugiej stronie zastaję przystojnego, młodego mężczyznę, z którego ust nie schodzi mały uśmieszek. 

Przyglądam się dokładnie jego twarzy z lekko uchylonymi wargami, nie mogąc wyjść z podziwu. To niemożliwe, aby on był prawdziwy! 

Włosy w kolorze brudnego blondu, roztrzepane jakby dopiero wyszedł z łóżka, ciemne i gęste brwi, długie jak na mężczyznę rzęsy, które chronią nieskazitelnie jasno brązowe oczy mężczyzny. Do tego ten lekko zadarty w górę nosek, wyprofilowana szczęka oraz kości policzkowe i te usta... Ach, te usta! Takie drobne, o wyjątkowym kształcie, kolorem zbliżone do odcieniu sweterka, który mam na sobie. 

Ubrany jest w szarą bluzę z kapturem, z rozpiętym zamkiem, śnieżnobiały podkoszulek z półokrągłym dekoltem, ciemne, opinające jego chude nogi jeansy oraz śnieżnobiałe Vansy. Przez jego ramię przewieszona jest skórzana, męska torba, a lewy nadgarstek zdobi srebrny zegarek z dużą tarczą. 

-Dz-dzień dobry?-jąkam, mocniej chwytając klamkę, która przekazuje odrobinę zimna do mojej już spoconej dłoni. 

-Dzień dobry, Ty jesteś Madeline Mahoney?-wita się swoim lekko ochrypniętym głosem, który powoduje gęsią skórkę na moim ciele. 

-T-tak, to ja, a pan to?-pytam, unosząc w górę jedną z brwi. 

-Jestem Justin Bieber. Twój nowy nauczyciel francuskiego... 
~*~
Witam Was w nowym rozdziale! W końcu mamy postać Justina "na żywo"! Czy ktoś się spodziewał takiej roli Justina w tym ff? ;)
Tak jak wyżej już napisałam (przed rozdziałem) proszę każdego o komentarz! Im więcej komentarzy, tym szybciej będzie rozdział :)
Dziś nie mam jakiegoś limitu odnośnie komentarz. Co nie znaczy, że gdy będą np. tylko 2 to dam rozdział. Im więcej tym lepiej! :)
Do "zobaczenia" wkrótce!

8 komentarzy:

  1. Nigdy nie wpadłabym na to, że Justin zostanie nauczycielem Madeline, ale bardzo mi się ten pomysł spodobał. Jestem ciekawa jak pójdzie im pierwsza lekcja.
    Świetny rozdział, życzę weny i czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. No nieźle... A ja myślałam że Justin będzie tym stalkerem,a tu proszę taka niespodzianka!!
    Co do rozdziału jest wspaniały!!! Czekam,na następny i życzę dużo weny! ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś czuję, że jeszcze sporo się wydarzy, czego w ogóle nie będziemy się spodziewać. ♥ Rozdział jak marzenie! ♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Super czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  5. Super!!! Czekam na next! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham jak piszesz ����

    OdpowiedzUsuń
  7. Ohoho Justin -prywatny nauczyciel ? Mogłabym takiego mieć XDD fajnie się rozkręca

    OdpowiedzUsuń