piątek, 18 marca 2016

7. Dobra rada

Polecam czytanie w wersji mobilnej!
Czytasz= komentujesz!
~*~
Pan Bieber odwołał zajęcia do końca tygodnia dzień po tym feralnym dniu. Usprawiedliwił to nagłą chorobą, lecz obydwoje znamy prawdziwy powód tej nagłej "przerwy". 

Od telefonu jaki otrzymałam w środowy wieczór stalker jakby zniknął. Nie pisał. Nie dzwonił. Nie wykazywał żadnych znaków życia. Z jednej strony cieszę się z tego powodu, lecz z drugiej... Chcę dowiedzieć się prawdy, chcę, aby to "wkrótce" nadeszło już teraz. 

Aktualnie mamy poniedziałkowy poranek, godzinę bliską dziewiątej. Mój ubiór oraz sposób poruszania się jest doskonałym odzwierciedleniem emocji panujących wewnątrz mojego ciała. 

Pogięty, wyjęty z samego dna szafy T-shirt, pamiątka po wakacjach na Kubie, szare, luźne dresy, które lekko zsuwają się z moich pośladków przez zbyt duży obwód oraz brudno białe, grube skarpetki. Moje włosy przypominają ptasie gniazdo, nawet kolorem są podobne do gałązek, z których są wykonane takie ptasie domki. Jednym zdaniem- czuję się i wyglądam jak gówno. 

Schodzę schodek po schodku, ociągając się przy tym niczym ospała koala. Abstrahując, kocham koale i inne niedźwiadki. Są takie słodkie i puszyste! 

Z kuchni jak zwykle dobiegają rozmowy rodziców oraz dźwięki gotowania, które wykonuje mama podczas jej przygotowywania śniadania. Aromatyczny zapach pieczonych gofrów jest tym, czego potrzebuję dzisiejszego dnia. Pełnego talerza smakowitych, świeżych, pachnących gofrów mojej mamy. Po nich życie wydaje się od razu bardziej cudowne niż jest w rzeczywistości.

 -Dzień dobry-witam się sennie z rodzicami, pojawiając się w progu holu z kuchnio-jadalnią. 

Rodzice unoszą swój wzrok na mnie, doznając nagłego napadu zaskoczenia. Filiżanka pełna czarnej, gorącej kawy, którą tata musi wypić zawsze rano o mało co nie wylewa się na jego błękitną koszulę, a duży, ostry nóż, którym jeszcze chwilę temu mama kroiła chleb upada jej tuż przy stopie. Obydwoje patrzą na mnie z szeroko otwartymi powiekami oraz uchylonymi wargami. Cóż, bardzo długi czas nie widzieli mnie w takim stanie i nie dziwi mnie ich reakcja. 

-Cześć córeczko-mama wita się jako pierwsza, dokładnie sprawdzając mój wygląd wzrokiem. Od góry do dołu.-Wyglądasz dziś... Inaczej-łagodnie ujmuje w słowa mój obecny wygląd, marszcząc przy tym w niezrozumieniu brwi.-Coś się stało?

-Gorzej się czujesz? Chcesz pojechać do doktor Smith?-pyta z powagą tata, na co otwieram wargi oraz marszczę brwi w nieporozumieniu. 

-Co?! Nie! Nie, nie, nie, nic mi nie jest, czuję się dobrze!-tłumaczę urażona, na co potajemnie wzdychają cicho z ulgą. 

Mój dzisiejszy wygląd mocno przypomina ten, gdy miewałam "gorsze dni". Byłam równie nieogarnięta, nie pomalowana, nie uczesana jak dziś. Lecz dziś dopadł mnie inny rodzaj smutku. Może to tęsknota? Nie wiem, nie mam pojęcia. Jednak jest to spowodowane brakiem pewnej osoby u mojego boku przez ostatnie dni. 

Wszyscy zajmujemy swoje stałe miejsca przy stole, od razu zabierając się za przygotowywanie swoich gofrów. Nakładam na swój talerzyk około pięciu, może więcej gofrów co nie uchodzi uwadze rodziców, którzy patrzą na siebie ze zmieszaniem. 

-No co?-wzdycham zirytowana, nakładając na jeszcze ciepłe ciasto bitą śmietanę wykonaną samodzielnie przez mamę oraz swoje ulubione owoce- truskawki, borówki oraz brzoskwinie z puszki. 

-Nic...-odpowiada szybko mama, z większą gracją zabierając się za przyrządzenie swojego gofra.-Po prostu zachowujesz się i wyglądasz inaczej dzisiaj-stwierdza najłagodniej jak potrafi. 

Przeżuwam całą zawartość jamy ustnej, tym samym kończąc jednego z pięciu lub więcej gofrów, od razu biorąc się za przygotowanie następnego. 

-Mam dzisiaj francuski?-ignoruję słowa mamy dotyczące mojej osoby, smarując gofra nutellą, kładąc na to jeszcze parę truskawek. 

-Wydaję mi się, że polubiłaś tego całego pana Biebera-mamrocze nie do końca zadowolony tata, cicho odchrząkując pod koniec wypowiedzi. 

-Tak, jest spoko-również mamroczę, jednak z powodu lekkiego zawstydzenia. Aż tak bardzo po mnie widać zafascynowanie nauczycielem? 

-Wracając do Twojego pytania...-wtrąca się mama, wyczuwając zapewne coraz to cięższą atmosferę między nami.-Tak, masz dzisiaj zajęcia...-w duchu jestem już w trakcie tańczenia swojego tańca radości, lecz przerywam go, słysząc drugą część zdania.-W domu pana Biebera. 

No to są chyba jakieś żarty!
*** 
Pomimo, iż Cork nie wygląda na duże miasto, to dostanie się z jednego jego końca do drugiego to nie lada wyzwanie. Jeszcze dla osoby, która nie posiada własnego samochodu, a co dopiero prawa jazdy. A podróż komunikacją miejską wcale nie należy w tych czasach do najtańszych i najprzyjemniejszych. Spędzić ponad dwadzieścia minut między ludźmi o różnym zapachu, a czasami, brzydko ujmując, smrodzie nie należy do spełnienia marzeń... Chyba każdego człowieka. 

Wysiadam szczęśliwa z autobusu na końcowym przystanku, wciągając gwałtownie świeże, morskie powietrze przez nos. Tak, pan Bieber mieszka nieopodal dzikiej plaży oraz morza, dzięki czemu już nie mogę się doczekać widoku z jego okna. 

Sprawdzam po raz kolejny adres domu, który przesłała mi SMS'em moja mama, następnie unosząc wzrok oraz szukając podanej nazwy ulicy. Cieszę się, kiedy okazuje się, iż jest wyłącznie jedna uliczka o takiej nazwie, prowadząca w dół lekkiej górki, gdzie u jej stóp można już poczuć się jak nad morzem. 

Rozpoczynam swoją wędrówkę w poszukiwaniu dokładnego miejsca zamieszkania Justina, rozkoszując się przy tym również sprzyjającą jak na Irlandię pogodę. Delikatny wiaterek wraz z wysoko grzejącym słońcem to spełnienie marzeń chyba każdego mieszkańca Irlandii oraz Wielkiej Brytanii. 

Dla nas temperatura powyżej piętnastu stopni Celsjusza jest już naprawdę wysoka, tak, że spokojnie nosimy krótkie spodenki oraz koszulki na krótki rękaw. I dziś również tak jest. Zamiast swojej jeansowej kurtki, długich spodni oraz trampek mój strój składa się z przewiewnej, białej sukienki na ramiączka, cienkiego, również białego kardiganu oraz beżowych sandałków za kostkę. W torebce kolorem zbliżonej do butów spakowałam najbardziej potrzebne rzeczy i cóż... Właściwie na tym kończy się mój outfit. 

Po krótkim błądzeniu między jedną stroną ulicy, a drugą w poszukiwaniu odpowiedniego numeru domu, w końcu trafiam pod drzwi należące do pana Biebera. Patrzę na ich czerwoną powłokę jeszcze chwilę, dopiero po paru sekundach odważając się na ciche zapukanie do masywnie wyglądających drzwi. 

Domy tutaj przypominają stare, małe kamienice, pomalowane na różne kolory tęczy, co sprawia, iż wygląda to jeszcze bardziej bajecznie niż zwykle. 

Słyszę dochodzące zza drzwi ciche kroki zmierzające w kierunku wejścia. Z każdym krokiem w przód dźwięk staje się głośniejszy, dopóki nie ustaje tuż przy samych drzwiach, które po chwili otwiera dla mnie nie kto inny jak sam Justin Bieber wyglądający zniewalająco jak zwykle. 

-Witaj po krótkiej przerwie Madeline-wita się swoim męsko zachrypniętym głosem, a w prawym kąciku jego warg błąka się gdzieś mały uśmieszek. 

-Dzień dobry panie Bieber-witam się z nim uprzejmie jak zwykle, słabo uśmiechając. 

Justin otwiera szerzej drzwi, tym samym zapraszając mnie w głąb swojego mieszkania. Nie spodziewałam się po dwudziestoparoletnim mężczyźnie tak czystego, eleganckiego i nowocześnie wyglądającego wyglądu mieszkania i to do tego w tak... Nie do końca zadbanej dzielnicy.

Zdejmuję obuwie, odkładając je równo pod jedną ze ścian, nie wiedząc co robić dalej z przyglądającym mi się nauczycielem za plecami. 

-Dlaczego spotykamy się dzisiaj u pana?-pytam nieśmiało, aby przerwać niezręczną ciszę panującą między nami. 

-Aby nikt nie mógł nam przeszkodzić panno Mahoney... 
*** 
W czasie kiedy Justin tłumaczył mi prawidłową wypowiedź słów powitalnych, z przedpokoju można było usłyszeć otwierające się drzwi, a po sekundzie męski okrzyk: 

-Wróciłem! 

Przenoszę zdezorientowana wzrok na Justina, którego szczęka lekko się zaciska tak samo jak pięści. W progu salonu pojawia się przystojnie wyglądający brunet o ciemno brązowych oczach oraz trzy, czterodniowym zaroście. Jest znacznie wyższy oraz bardziej rozbudowany od Justina, lecz wygląda on bardziej słodko od Justina, nawet z bardziej rozbudowaną budową ciała. Ale... Kto to jest? Brat Justina? Współlokator? A może... Chłopak? Nie, Justin na pewno nie jest homoseksualny, co to, to nie! 

-Miałeś być pod koniec tygodnia-syczy cicho Justin, morderczym wzrokiem patrząc w oczy... Przybysza

-Poszło nam szybciej Bieber, zluzuj gatki-prycha lekceważąco brunet, przenosząc swój wzrok na moją osobę.-A Ty to...?-pyta, unosząc wysoko jedną z brwi. 

-Jestem Mad. Madeline Mahoney-przedstawiam się niepewnie, na co jego oczy otwierają się szeroko. 

-Ty jesteś Madeline?! Justin wiele o Tobie opowiadał!-jego stosunek do mnie zmienia się o 180°. Z nieprzyjemnego na przyjazny, wręcz słodki. 

Rumienię się, słysząc jego słowa dotyczące mojej osoby oraz Justina. Naprawdę o mnie mówił? To... Miłe. Bardzo miłe. 

-A o Tobie nawet nie wspominał-przyznaję nieśmiało, marszcząc w nieporozumieniu brwi. 

-Jestem Brandon, przyjaciel Justina i jego współlokator-przedstawia się, a ja wzdycham z ulgą. Jednak nie jest homoseksualny. Całe szczęście. Dzięki Boże! 

-Justin chwalił Ci się już swoją pi... 

-Zamknij się Brandon!-wybucha nagle Justin, a jego ściśnięta pięść zderza się ze skórzanym obiciem kanapy, na której siedzimy. 

Patrzę raz na Brandona i raz na Justina, nie rozumiejąc o czym mówią. Co Justin miał mi pokazać? I dlaczego tak się wściekł, kiedy Brandon wspomniał o tym "czymś"? 

-Bieber, ona powinna wiedzieć-stawia twardo na swoim brunet, patrząc przez zmrużone oczy na przyjaciela. 

-Jeszcze nie teraz-mamrocze jakby oddalony od rzeczywistości Justin, gwałtownie wstając, a następnie opadając na kanapę, chwytając mocno za swoje skronie. 

Przeraźliwy krzyk wydobywa się z jego piersi, a on sam zaczyna się bujać w tył i przód jak osoby, na które napotykałam się w szpitalu. 

-Mad, musisz iść zobaczyć piwnicę!-rozkazuje krzykiem Brandon, na co Justin reaguje kolejny krzykiem, rzucając się w jego kierunku. 

Zasłaniam rozchylone wargi dłońmi, kiedy pięść Justina napotyka na swojej drodze policzek przyjaciela, tak, że ten potyka się o własne nogi, wpadając na ścianę. 

-Nie słuchaj go, Mad! On jest chory!-krzyczy błagalnie Justin, a ja, zdezorientowana całą tą sytuacją, wyłącznie przytakuję mu, nie rozumiejąc tej sytuacji. 

-Chyba musimy porozmawiać, Brandon-syczy przez zaciśnięte zęby Justin, wyciągając swojego przyjaciela za kołnierzyk z salonu, pozostawiając mnie samą i zdezorientowaną w salonie. Co się przed chwilą wydarzyło?

Pomimo psychicznego zachowania Justina, ja... Ja chyba posłucham jego, a nie Brandona. Wiem, to nienormalne, lecz... Lecz coś mi podpowiada, że nie jestem gotowa na to, co mogę zastać za drzwiami piwnicy. 

I właśnie w tym momencie mój telefon pojedynczo wibruje na blacie niskiego, drewnianego stolika, informując o nowej wiadomości. 

Po odblokowaniu telefonu wchodzę w wiadomości, a następnie w jedną nieodczytaną wiadomość. 

Od: Nieznany 
"Zastanów się komu ufasz, dobrze radzę."... 
~*~
Jesteśmy coraz bliżej rozwiązania zagadki stalkera Mad... Ktoś ma pomysł co może kryć się w piwnicy Justina? ;)
Do następnego!
Czytasz-komentujesz!

7 komentarzy:

  1. o matko 😍 boski rozdział <3 czekam na next 👌

    OdpowiedzUsuń
  2. umarłam ze trzy razy czytając ten rozdział *_* boże jak ja już chcę kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Co jest w piwnicy?!😒😵😮Kiedy kolejny rozdział?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co jest w piwnicy dowiemy się w 8. rozdziale, który pojawi się w okolicach poniedziałku😉

      Usuń
  4. Ta piwnica, jestem ciekawa co tam będzie.
    Naprawdę dobry rozdział, życzę weny i czekam na kolejny Princess :D

    OdpowiedzUsuń