Polecam czytanie w wersji mobilnej!
Czytasz= komentujesz!
~*~
Pan Bieber odwołał zajęcia do końca
tygodnia dzień po tym feralnym dniu. Usprawiedliwił to nagłą
chorobą, lecz obydwoje znamy prawdziwy powód tej nagłej "przerwy".
Od telefonu jaki otrzymałam w środowy wieczór stalker jakby
zniknął. Nie pisał. Nie dzwonił. Nie wykazywał żadnych znaków
życia. Z jednej strony cieszę się z tego powodu, lecz z drugiej...
Chcę dowiedzieć się prawdy, chcę, aby to "wkrótce"
nadeszło już teraz.
Aktualnie mamy poniedziałkowy poranek, godzinę
bliską dziewiątej. Mój ubiór oraz sposób poruszania się jest
doskonałym odzwierciedleniem emocji panujących wewnątrz mojego
ciała.
Pogięty, wyjęty z samego dna szafy T-shirt, pamiątka po
wakacjach na Kubie, szare, luźne dresy, które lekko zsuwają się z
moich pośladków przez zbyt duży obwód oraz brudno białe,
grube skarpetki. Moje włosy przypominają ptasie gniazdo, nawet
kolorem są podobne do gałązek, z których są wykonane takie
ptasie domki. Jednym zdaniem- czuję się i wyglądam jak gówno.
Schodzę schodek po schodku, ociągając się przy tym niczym ospała
koala. Abstrahując, kocham koale i inne niedźwiadki. Są takie
słodkie i puszyste!
Z kuchni jak zwykle dobiegają rozmowy rodziców
oraz dźwięki gotowania, które wykonuje mama podczas jej
przygotowywania śniadania. Aromatyczny zapach pieczonych gofrów
jest tym, czego potrzebuję dzisiejszego dnia. Pełnego talerza
smakowitych, świeżych, pachnących gofrów mojej mamy. Po nich
życie wydaje się od razu bardziej cudowne niż jest w
rzeczywistości.
-Dzień dobry-witam się sennie z
rodzicami, pojawiając się w progu holu z kuchnio-jadalnią.
Rodzice
unoszą swój wzrok na mnie, doznając nagłego napadu zaskoczenia.
Filiżanka pełna czarnej, gorącej kawy, którą tata musi wypić
zawsze rano o mało co nie wylewa się na jego błękitną koszulę,
a duży, ostry nóż, którym jeszcze chwilę temu mama kroiła chleb
upada jej tuż przy stopie. Obydwoje patrzą na mnie z szeroko
otwartymi powiekami oraz uchylonymi wargami. Cóż, bardzo długi
czas nie widzieli mnie w takim stanie i nie dziwi mnie ich reakcja.
-Cześć córeczko-mama wita się jako pierwsza, dokładnie
sprawdzając mój wygląd wzrokiem. Od góry do dołu.-Wyglądasz
dziś... Inaczej-łagodnie ujmuje w słowa mój obecny wygląd,
marszcząc przy tym w niezrozumieniu brwi.-Coś się stało?
-Gorzej się czujesz? Chcesz pojechać
do doktor Smith?-pyta z powagą tata, na co otwieram wargi oraz
marszczę brwi w nieporozumieniu.
-Co?! Nie! Nie, nie, nie, nic mi
nie jest, czuję się dobrze!-tłumaczę urażona, na co potajemnie
wzdychają cicho z ulgą.
Mój dzisiejszy wygląd mocno przypomina
ten, gdy miewałam "gorsze dni". Byłam równie
nieogarnięta, nie pomalowana, nie uczesana jak dziś. Lecz dziś
dopadł mnie inny rodzaj smutku. Może to tęsknota? Nie wiem, nie
mam pojęcia. Jednak jest to spowodowane brakiem pewnej osoby u
mojego boku przez ostatnie dni.
Wszyscy zajmujemy swoje stałe
miejsca przy stole, od razu zabierając się za przygotowywanie
swoich gofrów. Nakładam na swój talerzyk około pięciu, może
więcej gofrów co nie uchodzi uwadze rodziców, którzy
patrzą na siebie ze zmieszaniem.
-No co?-wzdycham zirytowana,
nakładając na jeszcze ciepłe ciasto bitą śmietanę wykonaną
samodzielnie przez mamę oraz swoje ulubione owoce- truskawki,
borówki oraz brzoskwinie z puszki.
-Nic...-odpowiada szybko mama, z
większą gracją zabierając się za przyrządzenie swojego
gofra.-Po prostu zachowujesz się i wyglądasz inaczej
dzisiaj-stwierdza najłagodniej jak potrafi.
Przeżuwam całą
zawartość jamy ustnej, tym samym kończąc jednego z pięciu lub
więcej gofrów, od razu biorąc się za przygotowanie następnego.
-Mam dzisiaj francuski?-ignoruję słowa mamy dotyczące mojej osoby,
smarując gofra nutellą, kładąc na to jeszcze parę truskawek.
-Wydaję mi
się, że polubiłaś tego całego pana Biebera-mamrocze nie do końca
zadowolony tata, cicho odchrząkując pod koniec wypowiedzi.
-Tak,
jest spoko-również mamroczę, jednak z powodu lekkiego
zawstydzenia. Aż tak bardzo po mnie widać zafascynowanie
nauczycielem?
-Wracając do Twojego pytania...-wtrąca się mama,
wyczuwając zapewne coraz to cięższą atmosferę między nami.-Tak,
masz dzisiaj zajęcia...-w duchu jestem już w trakcie tańczenia
swojego tańca radości, lecz przerywam go, słysząc drugą część
zdania.-W domu pana Biebera.
No to są chyba jakieś żarty!
***
Pomimo, iż Cork nie wygląda na duże
miasto, to dostanie się z jednego jego końca do drugiego to nie
lada wyzwanie. Jeszcze dla osoby, która nie posiada własnego
samochodu, a co dopiero prawa jazdy. A podróż komunikacją miejską
wcale nie należy w tych czasach do najtańszych i
najprzyjemniejszych. Spędzić ponad dwadzieścia minut między
ludźmi o różnym zapachu, a czasami, brzydko ujmując, smrodzie nie
należy do spełnienia marzeń... Chyba każdego człowieka.
Wysiadam
szczęśliwa z autobusu na końcowym przystanku, wciągając
gwałtownie świeże, morskie powietrze przez nos. Tak, pan Bieber
mieszka nieopodal dzikiej plaży oraz morza, dzięki czemu już nie
mogę się doczekać widoku z jego okna.
Sprawdzam po raz kolejny
adres domu, który przesłała mi SMS'em moja mama, następnie
unosząc wzrok oraz szukając podanej nazwy
ulicy. Cieszę się, kiedy okazuje się, iż jest wyłącznie jedna
uliczka o takiej nazwie, prowadząca w dół lekkiej górki, gdzie u
jej stóp można już poczuć się jak nad morzem.
Rozpoczynam swoją
wędrówkę w poszukiwaniu dokładnego miejsca zamieszkania Justina,
rozkoszując się przy tym również sprzyjającą jak na Irlandię
pogodę. Delikatny wiaterek wraz z wysoko grzejącym słońcem to
spełnienie marzeń chyba każdego mieszkańca Irlandii oraz Wielkiej
Brytanii.
Dla nas temperatura powyżej piętnastu stopni Celsjusza
jest już naprawdę wysoka, tak, że spokojnie nosimy krótkie
spodenki oraz koszulki na krótki rękaw. I dziś również tak jest.
Zamiast swojej jeansowej kurtki, długich spodni oraz trampek mój
strój składa się z przewiewnej, białej sukienki na ramiączka, cienkiego, również
białego kardiganu oraz beżowych sandałków za kostkę. W torebce
kolorem zbliżonej do butów spakowałam najbardziej potrzebne rzeczy
i cóż... Właściwie na tym kończy się mój outfit.
Po krótkim
błądzeniu między jedną stroną ulicy, a drugą w poszukiwaniu
odpowiedniego numeru domu, w końcu trafiam pod drzwi należące do
pana Biebera. Patrzę na ich czerwoną powłokę jeszcze chwilę,
dopiero po paru sekundach odważając się na ciche zapukanie do
masywnie wyglądających drzwi.
Domy tutaj przypominają stare, małe
kamienice, pomalowane na różne kolory tęczy, co sprawia, iż
wygląda to jeszcze bardziej bajecznie niż zwykle.
Słyszę
dochodzące zza drzwi ciche kroki zmierzające w kierunku wejścia. Z
każdym krokiem w przód dźwięk staje się głośniejszy, dopóki nie
ustaje tuż przy samych drzwiach, które po chwili otwiera dla mnie
nie kto inny jak sam Justin Bieber wyglądający zniewalająco jak
zwykle.
-Witaj po krótkiej przerwie Madeline-wita się swoim męsko
zachrypniętym głosem, a w prawym kąciku jego warg błąka się
gdzieś mały uśmieszek.
-Dzień dobry panie Bieber-witam się z nim
uprzejmie jak zwykle, słabo uśmiechając.
Justin otwiera szerzej
drzwi, tym samym zapraszając mnie w głąb swojego mieszkania. Nie
spodziewałam się po dwudziestoparoletnim mężczyźnie tak
czystego, eleganckiego i nowocześnie wyglądającego wyglądu
mieszkania i to do tego w tak... Nie do końca zadbanej dzielnicy.
Zdejmuję obuwie, odkładając je równo
pod jedną ze ścian, nie wiedząc co robić dalej z przyglądającym
mi się nauczycielem za plecami.
-Dlaczego spotykamy się dzisiaj u
pana?-pytam nieśmiało, aby przerwać niezręczną ciszę panującą
między nami.
-Aby nikt nie mógł nam przeszkodzić panno Mahoney...
***
W czasie kiedy Justin tłumaczył mi prawidłową wypowiedź słów
powitalnych, z przedpokoju można było usłyszeć otwierające się
drzwi, a po sekundzie męski okrzyk:
-Wróciłem!
Przenoszę
zdezorientowana wzrok na Justina, którego szczęka lekko się
zaciska tak samo jak pięści. W progu salonu pojawia się
przystojnie wyglądający brunet o ciemno brązowych
oczach oraz trzy, czterodniowym zaroście. Jest znacznie wyższy oraz
bardziej rozbudowany od Justina, lecz wygląda on bardziej słodko od
Justina, nawet z bardziej rozbudowaną budową ciała. Ale... Kto to
jest? Brat Justina? Współlokator? A może... Chłopak? Nie, Justin
na pewno nie jest homoseksualny, co to, to nie!
-Miałeś być pod
koniec tygodnia-syczy cicho Justin, morderczym wzrokiem patrząc w
oczy... Przybysza.
-Poszło nam szybciej Bieber, zluzuj gatki-prycha
lekceważąco brunet, przenosząc swój wzrok na moją osobę.-A Ty
to...?-pyta, unosząc wysoko jedną z brwi.
-Jestem Mad. Madeline
Mahoney-przedstawiam się niepewnie, na co jego oczy otwierają się szeroko.
-Ty
jesteś Madeline?! Justin wiele o Tobie opowiadał!-jego stosunek do
mnie zmienia się o 180°. Z nieprzyjemnego na przyjazny, wręcz
słodki.
Rumienię się, słysząc jego słowa dotyczące mojej osoby
oraz Justina. Naprawdę o mnie mówił? To... Miłe. Bardzo miłe.
-A
o Tobie nawet nie wspominał-przyznaję nieśmiało, marszcząc w
nieporozumieniu brwi.
-Jestem Brandon, przyjaciel Justina i jego
współlokator-przedstawia się, a ja wzdycham z ulgą. Jednak nie
jest homoseksualny. Całe szczęście. Dzięki Boże!
-Justin chwalił
Ci się już swoją pi...
-Zamknij się Brandon!-wybucha nagle Justin, a jego ściśnięta pięść
zderza się ze skórzanym obiciem kanapy, na której siedzimy.
Patrzę
raz na Brandona i raz na Justina, nie rozumiejąc o czym mówią. Co
Justin miał mi pokazać? I dlaczego tak się wściekł, kiedy
Brandon wspomniał o tym "czymś"?
-Bieber, ona powinna
wiedzieć-stawia twardo na swoim brunet, patrząc przez zmrużone
oczy na przyjaciela.
-Jeszcze nie teraz-mamrocze jakby oddalony od
rzeczywistości Justin, gwałtownie wstając, a następnie opadając
na kanapę, chwytając mocno za swoje skronie.
Przeraźliwy krzyk
wydobywa się z jego piersi, a on sam zaczyna się bujać w tył i
przód jak osoby, na które napotykałam się w szpitalu.
-Mad,
musisz iść zobaczyć piwnicę!-rozkazuje krzykiem Brandon, na co
Justin reaguje kolejny krzykiem, rzucając się w jego kierunku.
Zasłaniam rozchylone wargi dłońmi, kiedy pięść Justina napotyka
na swojej drodze policzek przyjaciela, tak, że ten potyka się o
własne nogi, wpadając na ścianę.
-Nie słuchaj go, Mad! On jest
chory!-krzyczy błagalnie Justin, a ja, zdezorientowana całą tą
sytuacją, wyłącznie przytakuję mu, nie rozumiejąc tej sytuacji.
-Chyba musimy porozmawiać, Brandon-syczy przez zaciśnięte zęby
Justin, wyciągając swojego przyjaciela za kołnierzyk z salonu,
pozostawiając mnie samą i zdezorientowaną w salonie. Co się przed
chwilą wydarzyło?
Pomimo psychicznego zachowania Justina, ja... Ja chyba posłucham
jego, a nie Brandona. Wiem, to nienormalne, lecz... Lecz coś mi
podpowiada, że nie jestem gotowa na to, co mogę zastać za drzwiami
piwnicy.
I właśnie w tym momencie mój telefon pojedynczo wibruje
na blacie niskiego, drewnianego stolika, informując o nowej
wiadomości.
Po odblokowaniu telefonu wchodzę w wiadomości, a
następnie w jedną nieodczytaną wiadomość.
Od: Nieznany
"Zastanów
się komu ufasz, dobrze radzę."...
~*~
Jesteśmy coraz bliżej rozwiązania zagadki stalkera Mad... Ktoś ma pomysł co może kryć się w piwnicy Justina? ;)
Do następnego!
Czytasz-komentujesz!
o matko 😍 boski rozdział <3 czekam na next 👌
OdpowiedzUsuńumarłam ze trzy razy czytając ten rozdział *_* boże jak ja już chcę kolejny <3
OdpowiedzUsuńFajny rozdział
OdpowiedzUsuńCo jest w piwnicy?!😒😵😮Kiedy kolejny rozdział?!
OdpowiedzUsuńCo jest w piwnicy dowiemy się w 8. rozdziale, który pojawi się w okolicach poniedziałku😉
UsuńTa piwnica, jestem ciekawa co tam będzie.
OdpowiedzUsuńNaprawdę dobry rozdział, życzę weny i czekam na kolejny Princess :D
Boski😊💝
OdpowiedzUsuń